Ciekawe rozważania na temat piractwa

pek
Nie jestem autorem poniższego tekstu, napisał go Kamil 'Albiorix' Jarzynowski:

Jestem producentem, posiadaczem i sprzedawcą własności intelektualnej i jak najbardziej za zwalczaniem piractwa - ale nie takimi metodami.

Główna odpowiedzialność i koszty ochrony dóbr intelektualnych powinny przypadać tym, którzy na nich zarabiają. Jak masz z pralkami to sam instalujesz w nim alarm i płacisz za ochronę i ubezpieczenie. Jak sprzedajesz jabłka na rynku to ich pilnujesz. Jak sprzedajesz oprogramowanie - możesz mieć taki tryb dystrybucji żeby piractwo ci nie szkodziło. Państwo powinno wspierać ich tylko wtedy kiedy ma bardzo dobry wskaźnik koszt/efekt. Np: kiedy sprzęt komputerowy jest rekwirowany i sprawdzany z powodów podatkowych lub kryminalnych, nie widzę przeciwwskazań żeby przy okazji sprawdzić licencje oprogramowania na nim. Ale wciskanie się z inwigilacją na łącza to jak atomówka na stonkę. Wymóg sprawdzania towarów przewożonych przez granice, przesyłanych przez sieć, spławianych rzeką albo wysyłanych gołębiem to po pomysł przegięty, nierealny i koszmarny.

Łamanie praw autorskich jest porównywane do kradzieży. Obrońcy wolnego obrotu treścią uważają to porównanie za absurdalne bo właściciel nie traci przedmiotu a jedynie wyciągnięte z nosa potencjalne zyski.
Mam więc porównanie lepsze - łamanie praw autorskich jest podobne do wtargnięcia na czyjąś posesję. Ekonomicznie jest to mocno analogiczne:
1. Niezależnie od tego ilu ludzi wejdzie na Twoją posesję, nie tracisz jej.
2. Jeśli chciałbyś sprzedawać wejścia na swój teren bo to na przykład jest płatny parking, możesz uznać że ludzie wtaczający się tam bez pozwolenia przynoszą Ci straty.

Analogiczna jest ocena moralna różnych działań z obu stron:

Wejście na ogrodzony teren z tablicą "własność prywatna - nie wchodzić" - nieładnie.
Analogicznie - świadomie i z premedytacją złamanie licencji i kopiowanie programu czy filmu - nieładnie.

Wejście na ogrodzony teren z tablicą "własność prywatna - nie wchodzić" i trąbienie że to Twoje moralne prawo w ramach twojej osobistej wolności chodzenia gdzie chcesz i że to twoje buty więc możesz ich używać tak jak chcesz - nieładnie i głupio.
Analogicznie - kopiowanie filmów i programów i głoszenie że to święte prawo wolnych ludzi do robienia co chcą ze swoim własnym dyskiem - nieładnie i głupio.

Wejście na teren tam gdzie nie ma płotu bo ktoś wyrwał go cały kilometr, nie mając pewności czy to teren prywatny czy opuszczony PGR - mniej nieładnie. W sumie człowiek nie powinien mieć obowiązku sprawdzania własności każdego hektaru lasu po którym wybiera się na wycieczkę. A w każdym razie jest mniej winny niż ludzie którzy zniszczyli płot i nie powinny być wobec niego wyciągane poważne konsekwencje za wycieczkę po terenie prywatnym. Bo zadaniem właściciela terenu jest pilnowanie płotu i tablic jeśli chce, żeby nikt mu nie właził.

Ściągnięcie pliku gdzieś z sieci - mniej nieładnie. Człowiek ściągający plik nigdy nie widział jego licencji, nigdy się na nią nie zgadzał więc nie może jej złamać. Moralnie - jest dużo mniej winny niż człowiek który plik wrzucił. Oczywiście w wielu przypadkach jest całkiem oczywiste że to pirat. Ale zasadniczo użytkownika docelowego nie powinno to obchodzić a w szczególności - nie powinny czekać go za to poważne kary. Bo zadaniem dostawcy treści objętych prawem autorskim jest wymyślenie takiego modelu dystrybucji żeby złamanie licencji było problematyczne, trudne lub nieatrakcyjne. Może to zrobić na przykład przez ciągłe wydawanie dodatków i poprawek dostępnych tylko dla legalnych użytkowników lub konieczność rejestracji on-line.

Wykupienie ogromnego terenu, którego z powodów technicznych nie możemy dokładnie ogrodzić płotem, ustalenie że ten teren to luksusowy kurort i oczekiwanie że każdy kogo na nim złapiemy zapłaci nam 1000 złotych za dzień - nieładnie. Właściciel terenu ma co najwyżej moralne prawo wypraszać zabłąkanych gości.
Analogicznie - nieładne jest oczekiwanie wydawców, że ludzie zapłacą horrendalne kary za spiracone oprogramowanie. Właściciel praw ma co najwyżej moralne prawo postarać się, żeby spiracone oprogramowanie nie działało lub zostało usunięte w przypadku znalezienia.

Wykupienie każdego lasu i jeziora jakie się dało na całym świecie, nie postawienie płotu a zamiast tego oczekiwanie, że państwo postawi na naszym terenie policję i czołgi które będą łapać turystów i wsadzać ich do więzienia oraz że państwo przeprowadzi wielką kampanię społeczną przeciw nielegalnym spacerowiczom, będzie ich monitorować systemem satelitarnym i wprowadzi obowązek noszenia GPS celem upewnienia się że nikt nie jest na naszym terenie bezprawnie - to jest już czyste przegięcie.
Analogicznie - ustawy takie jak SOPA - to czyste przegięcie.

Ten post jest public domain ;)