Nie lubię już Polski

v3rt
Nie lubię już Polski.

Do tej pory ten kraj często mnie irytował. Czasami denerwował. Zawsze rozśmieszał. Ale dzisiaj pierwszy raz próbował mnie zabić.

Kocham tę krainę nad Wisłą. Tak po prostu, z dziecięcą naiwnością, jako Ojczyznę. Dość mocno kontrastuje to ze wstępem, ale tak jest. Polak ze mnie... normalny. Normalny, nie przeciętny. "Przeciętny Polak" źle mi się obecnie kojarzy. Jestem normalny - urodziłem się tu, wychowałem, za chlebem nie wyemigrowałem, chociaż w mojej branży problemów ze znalezieniem pracy w dowolnym zakątku globu bym nie miał. Pracuję, uczciwie płacę podatki, chodzę na wybory, wywieszam flagę na święta narodowe, wstaję do hymnu, czytałem "Trylogię", znam historię i geografię, przestrzegam przepisów drogowych.

Kocham tę krainę, ale wkur... mnie nieziemsko.

Wkur... mnie oglądanie cały czas tych samych politycznych gęb w TV. Jakim cudem ludzie w kółko głosują na tych patałachów, którzy tyle razy już ich oszukali?

Wkur... mnie wszechogarniające chamstwo. Od zwykłych ludzi na ulicach, rzucających mięsem na lewo i prawo, aż po mównicę sejmową, gdzie pani poseł (podobno profesor doktor habilitowowany zwyczajnie, niezwyczajnie i w kratkę) wylewa na kilkadziesiąt tysięcy osób (bo pewnie coś koło tego głosowało na Grodzką) pomyje i manifestuje poglądy faszystowskie. Tak, jesteś faszystką, Ty durna babo!

Wkur... mnie zapraszanie Mirosława "Miro" D. jako eksperta do TVN, żeby komentował bieżące wydarzenia polityczne. Aferzystę? Lobbystę? Złodzieja? Kapusia? Co on w ogóle robi w tym "dzikim kraju"? Nosz kurna, czy tylko mnie to dziwi?

Wkur... mnie to, że ten kraj nie jest normalny. Że prawo chroni przestępców, a nie obywateli. Że debile mają władzę nad zwykłymi ludźmi, a nikt nie ma władzy nad debilami. Że któryś kolejny rząd nas wszystkich dyma i okłamuje, a my się dymać dajemy i jakoś nam to powszednieje.

Jechałem dzisiaj gierkówką do Warszawy. 6 rano, jeszcze szaro, śnieg topnieje, pada deszcz. Na liczniku 100, spokojny ze mnie kierowca. Nagle - dziura. Nie jest to specjalnie egzotyczne zjawisko na polskich drogach, ale wielkość i głębokość tej była wyjątkowa. Huknąłem zdrowo. Chyba tylko stosunkowo niskiej prędkości zawdzięczam to, że i ja, i samochód wyszliśmy z tego bez szwanku. Klnę na czym świat stoi, ale nie mija 30 sekund, a ledwo mijam drugą taką. A później kolejną. I kolejną. A później samochody na poboczu. Jeden, drugi, piąty, dziesiąty...

Wszyscy naprawiali koła. Cud, że nikt nie zginął. Zero znaków ostrzegawczych, zero czegokolwiek. Tylko gigantyczne dziury na środku drogi ekspresowej, gdzie wszyscy mkną ponad setką. Po raz pierwszy ten kraj próbował mnie zabić.



Ten kraj nie jest normalny.

PS. Żeby nie było - zadzwoniłem na 112.