Prace w których nie zarobisz

Prace, w których nie zarobisz

Osoby szukające pracy przeważnie mają obniżony próg czujności. Albo są zdesperowane brakiem pieniędzy i szukając szybkiego zarobku trafiają na naciągaczy, albo z braku normalnych ofert sprawdzają też takie podejrzane (na zasadzie „pewnie to lipa, ale i tak nie mam co robić, więc mogę przynajmniej zobaczyć o co chodzi”), albo są na początku swojej kariery zawodowej i nie znając rynku pracy, pewne rzeczy uznają za normalne.



W sieci trafić można na oferty pracy, od których lepiej trzymać się z daleka, bo albo się na nich tylko straci pieniądze, albo zarobek będzie tak marny, że nie będzie wart poświęconego czasu, który można przeznaczyć choćby na szukanie od razu właściwej pracy.

Pora na omówienie tych przypadków, niektóre będą się wydawać oczywiste, inne nie całkiem:

Opłata „wstępna”
Chodzi o wszystkie typy pracy, w których zanim zaczniesz pracować, firma żąda od Ciebie jakiejś opłaty. Nie musi być wcale duża. Np. 50 zł za wpis do jakiejś bazy, z której mają przychodzić zlecenia, albo za poradnik jak zarabiać, za instrukcję jak składać długopisy z próbką do ich składania, 200 zł za sesję zdjęciową dla potencjalnych fotomodelek, kilkaset zł za szkolenie przed podjęciem pracy, albo kilka stówek za zakup produktów, które będziesz sprzedawać.

W 99,9% przypadków tego typu ofert jest to całkowita ściema – firma krzak, która zarabia na rekrutacjach i naiwnych kandydatach, albo akwizycja produktów, w których dominuje sprzedaż osobom wciąganym do takiej piramidki, czyli nie tym, którzy danego produktu potrzebują, tylko takim, którzy go kupią z nadzieją, że komuś odsprzedadzą z zyskiem. Nadzieja umiera szybko, a akwizytor zostaje z gorzkim doświadczeniem i szmelcem za grube pieniądze.

Akwizycja, sprzedaż bezpośrednia, MLM.
Praca w akwizycji nie musi się wiązać z wykładaniem kasy przed rozpoczęciem pracy. Najczęściej firma za darmo dostarcza produkty do sprzedaży. Wciąż jednak jest to zajęcie kompletnie nieopłacalne, a często powodujące utratę znajomych i uszczerbek na zdrowiu psychicznym.

Czasem ogłoszenie rekrutacyjne jest mylące. Np. praca biurowa, bez konkretnych wymagań wobec kandydatów lub z takimi, które spełniają wszyscy. Na spotkanie zapraszają wszystkich. Takie firmy wyróżnia tymczasowe biuro (bo to również firmy krzaki, które migrują z lokalu do lokalu) a w korytarzu/poczekalni można spotkać więcej czekających kandydatów, co rzadko się zdarza przy normalnych rekrutacjach. Charakterystyczne jest też to, że nie ma możliwości dowiedzieć się na pierwszym spotkaniu czegokolwiek o zakresie pracy, natomiast każdy kandydat jest przyjmowany (z wyjątkiem tych najbardziej bystrych, którzy na pierwszym spotkaniu za bardzo wypytywali ;-)). Gdy przychodzisz pierwszego dnia pracy okazuje się, że jedziesz z innymi w teren, a praca polega na pukaniu od drzwi do drzwi i wciskaniu badziewia. Tego typu firmy działają najmniej uczciwie (poza tymi, które wyciągają od Ciebie kasę), ale wbrew pozorom nie są na rynku pracy wielkim zagrożeniem. Dlaczego? Bo każdy normalny człowiek szybko orientuje się co się święci i w najgorszym przypadku straci dwa dni ze swojego życia plus koszt dojazdu na rekrutację i pierwszy dzień pracy.

Gorsze, bo pochłaniające znacznie więcej czasu, są firmy które nie ściemniają przy ogłoszeniach, a oferują zatrudnienie w sprzedaży bezpośredniej, po wcześniejszych darmowych szkoleniach. Układ wydaje się prosty i uczciwy. Firma zapewnia szkolenia i produkt, Ty go sprzedajesz, a im więcej sprzedasz tym więcej zarobisz. Najczęściej dochodzi opcja dodatkowego procenta od sprzedaży osób, które wciągnąłeś do pracy. To ostatnie to tzw. MLM czyli Multi Level Marketing.

Dlaczego zwykła akwizycja i jej odmiana MLM są złe? Z kilku powodów:

  1. Produkty (czasem usługi) sprzedawane tą drogą nie są konkurencyjne. Gdyby stały na półce w zwykłym sklepie nikt by ich nie kupował, bo stosunek ceny do jakości byłby z kosmosu. Dlatego producent wybiera sprzedaż bezpośrednią, bo wtedy potencjalny klient nie ma możliwości porównania produktu z innymi. Teoretycznie zawsze może się zastanowić, sprawdzić w Internecie jak wygląda konkurencja, w praktyce jednak akwizytor jest szkolony ze stosowania perswazji, żeby klient kupił produkt bez zastanawiania się i porównywania. Osoby pracujące w ten sposób będą oczywiście twierdzić, że to nie tak – że produkt jest wyjątkowy, nie ma swoich odpowiedników w zwykłych sklepach i jest tańszy dzięki temu, że pomija się prowizję hurtowni, sklepu itp. Osobiście miałam do czynienia z wieloma produktami i usługami sprzedawanymi tą drogą i w każdym przypadku ich cena w porównaniu z podobnymi produktami sprzedawanymi w handlu tradycyjnym była bardzo mocno zawyżona, albo wszystkie firmy/producenci prowadzili sprzedaż tą drogą, bo sam produkt lub usługa była dość wątpliwa. Do wyjątków mogłabym zaliczyć właściwie tylko sprzedaż OFE, które i tak było obowiązkowe.
  2. Do tej pracy nadają się jedynie urodzeni sprzedawcy, bez solidnych zasad moralnych, jako że praca ta polega na wciskaniu ludziom chłamu z myślą o własnym zysku. Osoby, które posiadają takie cechy to margines, a i tak ich talent lepiej wykorzystać w inny sposób, choćby w segmencie B2B, gdzie mogą zarobić znacznie więcej. Jeśli więc nie jesteś urodzonym sprzedawcą i do tego nie masz wyrobionego nawyku systematycznej i ciężkiej pracy, to w akwizycji nie zarobisz nic lub zarobisz jedynie na waciki. Ale zanim się zorientujesz, że tych wyników nie masz i mieć nie będziesz, może minąć kilka miesięcy, w czasie których mógłbyś pracować i zarabiać „normalnie”.
  3. Możesz zarobić na waciki, jeśli wykorzystasz swoją rodzinę i znajomych. Firmy tego typu namawiają zresztą początkujących by zaczęli właśnie sprzedaż od najbliższych, bo wiedzą, że tu dochodzi czynnik „pomocy najbliższemu”. Niestety nie każdy będzie chciał tak Ci dać zarobić, za to próbą sprzedaży odstraszysz swoich znajomych. Będą się wymigiwać od spotkań z Tobą, bo nikt nie lubi być namawiany do czegoś czego nie chce i nikt nie lubi odmawiać. Nikt też nie chce słuchać jak w towarzystwie nawijasz o swoich produktach, albo próbujesz namówić innych do pracy z Tobą.


Taka praca ma sens w jednym przypadku – bierzesz się za sprzedawanie produktu, który kochasz, który jest przedmiotem Twojej pasji i znasz innych pasjonatów, którzy chętnie to od Ciebie kupią. Tylko że takiej pracy nie znajduje się ogłoszenia, tylko najczęściej sam nawiązujesz kontakt z producentem i często działasz na własną rękę, bez żadnej umowy.

Przedstawiciel handlowy na prowizji
Przedstawiciel handlowy to zawód, w którym popyt (zapotrzebowanie na pracowników) zdecydowanie przewyższa podaż. Każda firma chce sprzedawać swoje produkty lub usługi sklepom, hurtowniom, lub innym firmom. Od pracy przedstawicieli zależy więc w dużej mierze byt firmy – czy przetrwa, czy będzie w stanie zapłacić swoim pracownikom. Problem w tym, że niewiele osób chce pracować w ten sposób, a jeszcze mniej osób się do tego nadaje. W związku z tym, że tak trudno kogoś znaleźć, firmy powinny się prześcigać w oferowaniu przedstawicielom jak najlepszych warunków pracy. Tylko że w tej pracy liczy się tylko wynik, czyli wielkość sprzedaży, a stała pensja nie jest wystarczającym czynnikiem gwarantującym sukces. Słyszałam dziesiątki takich historii - małe firmy zatrudniają kilku przedstawicieli na etat plus prowizję, robią im szkolenia, a po okresie próbnym okazuje się, że żaden nie był w stanie zarobić nawet na benzynę w służbowym samochodzie. Nawet Ci, którzy mieli udokumentowane doświadczenie i wyniki w innej firmie, czyli byli „pewniakami”. Zamiast zarabiać dla firmy generowali tylko straty. Po takich wpadkach małe firmy przechodzą więc często na rozliczanie wyłącznie prowizyjne. To ogranicza straty firm, ale też zmniejsza sensowność takiej pracy dla kandydatów.

Żeby zarabiać w taki sposób potrzebne są: ogromna samodyscyplina i świetna organizacja pracy do tego, żeby codziennie wykonywać dziesiątki telefonów i jeździć na spotkania, oraz pewne cechy społeczne, takie jak pewność siebie, przebojowość i łatwość nawiązywania kontaktów. Jeśli masz takie cechy to dość łatwo znajdziesz oferty w których prowizja od sprzedaży będzie tylko dodatkiem do wysokiej podstawy. W przeciwnym przypadku lepiej od razu szukaj innej pracy, bo w takiej tylko stracisz czas.

Tajemniczy klient
Kiedyś słyszałam o osobie, która w dwa miesiące zarobiła kilka tysięcy złotych nocując w hotelach, które poddawała ocenie. Tylko że to jedyny tego typu przypadek i do tego trwał krótko. Jeśli sądzisz, że na badaniach tajemniczego klienta zarobisz więcej niż 100 – 200 zł miesięcznie, to się mylisz. Za ocenę jednego sklepu lub punktu usługowego dostaniesz przeważnie około 20 zł. Ale nie dostaniesz tych badań więcej niż kilka miesięcznie, nawet jeśli zarejestrujesz się w bazach wszystkich firm, które je robią. Więcej mógłbyś zarobić tylko w dwóch przypadkach.

Pierwszy wariant to pracowanie jednocześnie jako ankieter. Wiele firm badawczych zleca takie badania wyłącznie współpracującym stale ankieterom. Często jest to forma prezentu. Robisz dla nas dużo ankiet, to masz tu „tajemniczego” w restauracji – zjesz sobie obiad za darmo. Co prawda tak też nie zarobisz wiele, bo firmy takich badań mają ogólnie mało, ale przynajmniej możesz dostać te najlepsze.

Drugi wariant (który też będzie prostszy w realizacji jeśli spełniasz punkt pierwszy) to dogadanie się z firmą tak, żeby zdobyć badania np. w całym województwie, gdzie płacona będzie kilometrówka, a sam jednocześnie ograniczysz swoje koszty podróży jeżdżąc np. stopem. Mało to fajne i bezpieczne, ale da się zarobić. Tylko że to też jednorazowe zlecenia – tajemniczy klient nigdy nie będzie stałym zajęciem, choćby dlatego, że szybko zacznie być rozpoznawany przez pracowników kontrolowanych punktów.

Pisanie tekstów
Chodzi zarówno o pisanie tzw. „precli” jak i artykułów do różnych portali internetowych. Praca wydawałoby się – łatwa i przyjemna. Stawki, jakie oferuje zdecydowana większość zleceniodawców są naprawdę żałosne. Zarobienie kilku zł za godzinę to wyczyn i to przy założeniu, że się stuka w klawisze cały czas. To praca samodzielna, w domu, gdzie dobra organizacja i samodyscyplina to podstawa. Konieczne jest też lekkie pióro, ale to podobno nie wystarcza, bo szybko nadchodzi znużenie i „pusta głowa”. W związku z żenującymi stawkami rotacja jest tu nieustanna, a pracę podejmują głównie studenci.

Ankiety on-line
Wydaje się oczywiste, że to nie jest praca, jednak jak się przekonałam nie dla każdego. Pomijam to, że badania on-line, w których można dostać pieniądze a nie tylko punkty wymieniane na tandetne nagrody, lub wspomaganie różnych fundacji, są rzadkością. Ale nawet zakładając, że zapiszesz się do wszystkich paneli, które płacą żywą gotówkę… to jeśli zarobisz więcej niż 100 zł po poł roku wypełniania ankiet, pogratuluję szczerze. Bo będziesz pewnie jedyną osobą, która tego dokonała ;-).

Zdaję sobie sprawę z tego, że znajdą się osoby, które stwierdzą, że np. MLM jest dobry i sam zarabia dużo, albo że ktoś pisze teksty i też zarabia nieźle. Odpowiadam już teraz: wyjątki są wszędzie, ale te wyjątki tylko potwierdzają regułę. O ile to faktycznie wyjątki, bo wielu ludzi tkwiąc w takiej mało fajnej pracy oszukuje samych siebie.