Takie podejście do klienta to ja rozumiem!

nmyron
nmyron
Chciałbym Wam opisać to, jak zostałem potraktowany przez pewien sklep. Bynajmniej nie zostałem jednak potraktowany źle.

W ubiegły czwartek zamówiłem w sklepie Slimwallet.pl portfel. Początkowo dla siebie, ale w międzyczasie zmieniłem zdanie i uznałem, że zrobię z niego prezent dla znajomego. Portfel dotarł do mnie na drugi dzień, ale niestety na jego przodzie znajdowało się paskudne przetarcie.


No nic, zdarza się. Do urodzin znajomego pozostał jeszcze ponad tydzień, więc napisałem do sklepu z prośbą o wymianę i uznałem, że sprawę spokojnie uda się załatwić w kilka dni. Portfel odesłałem w poniedziałek, ale w czwartek zacząłem się niepokoić, bo wciąż nie dotarł do mnie nowy. Napisałem do sklepu raz jeszcze i okazało się, że nowy egzemplarz został wysłany w środę Pocztą Polską i powinien dotrzeć do piątku. Powinien, ale nie dotarł.

Byłem wściekły, bo zamówiłem portfel ponad tydzień przed urodzinami kumpla, dodatkowo musiałem zapłacić za jego odesłanie, a i tak zostałem bez prezentu. Wczoraj o 17 wysłałem zatem do sklepu moje #gorzkiezale dodając, że mam nadzieję, że warto było rozczarować klienta dla kilku złotych zaoszczędzonych na kurierze, który dostarczyłby paczkę na drugi dzień.

Po kilkudziesięciu minutach właścicielka sklepu napisała do mnie, że znalazła rozwiązanie i poprosiła o mój numer telefonu. Maila przeczytałem dopiero wieczorem i wysłałem numer. Podczas rozmowy pani przeprosiła mnie za zaistniałą sytuację i poinformowała, że jej mąż był akurat w Warszawie i właśnie jedzie do mnie z nowym portfelem. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że mieszkam w Pile (400 km od Warszawy), a Pan, który do mnie jechał, mieszka w Krynicy-Zdroju (700 km od Piły). Aby dostarczyć mi portfel na czas, przejechał zatem taki kawał:


Chwilę po 22 wspomniany Pan razem z portfelem przyjechał prosto pod pub, w którym siedziałem ze znajomymi. Dołączył do nas, zjadł coś (zaproponowałem, że zapłacę za jedzenie, ale odmówił), porozmawiał z nami przez pół godziny i wyruszył w 700-kilometrową drogę do domu. Kazał mi nawet zostawić sobie portfel wysłany pocztą, ale czułbym się z tym niekomfortowo, więc zapłacę za niego, gdy do mnie dotrze.

Nie ukrywam, że aż zrobiło mi się głupio, że specjalnie przyjechał niemal na drugi koniec Polski, ale stwierdził, że jemu byłoby jeszcze bardziej głupio, gdyby znajomy nie dostał prezentu na czas. Chciałbym, żeby wszystkie firmy miały takie podejście. Ja tymczasem zadowolony zbieram się na urodziny kumpla.