"Nienawiść do siebie, tak zostałem wychowany"

samiec
O hejtowaniu i trollowaniu wiemy prawie wszystko – kogoś rajcuje czyjeś cierpienie, czyli nic nowego pod słońcem w świecie, gdzie ludzi przerabiano na mydło i hurtowo palono w piecach.

Seppuku bez powodu

To można zrozumieć, wczuć się – ktoś cierpi, a Tobie staje. Straszne, przerażające, ale ludzkie. Niektórzy tacy się rodzą, inni takimi się dopiero staną, dzięki ciężkiej, systematycznej pracy rodziców czy otoczenia.

Ale rzeczą po stokroć bardziej dziwną jest auto hejt, czyli sytuacja kiedy człowiek sam sobie rzuca kłody pod nogi. Co ciekawe, także czerpie z tego perwersyjną satysfakcję, chociaż jest ona bardzo subtelna, prawie niedostrzegalna na pierwszy i nawet drugi rzut oka. Zauważyłem tę ciekawą rzecz u siebie i u ludzi z którymi pracuję. Zacznę od siebie.

Strollować siebie

Zawsze gdy pojawia się we mnie myśl, że mam talent do pisania, świetne pomysły oraz pragnienie obcowania z pięknymi rzeczami, miejscami i ludźmi, rozkoszowania się światem, sam się trolluję. Jak? Zaczynam się w myślach poniżać, obniżać swoje umiejętności i talenty. A dlaczego? Żeby nie zrobiło się przykro tym, którzy ich nie mają – żeby nie poczuli się gorsi. Podkreślam że to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. Dodatkowo boję się, że może wszystko co osiągnąłem nie jest zasługą lat ciężkiej, codziennej pracy, tylko jakąś metafizyczną pomocą. Więc jeśli będę się sam chwalił, to Bóg mi wszystko zabierze z powodu mojej pychy.

To oczywiście pozostałości po tresurze religijnej, która niezwykle mocno we mnie utkwiła. Tak naprawdę nie jestem skromny, ale udaję skromność bo to jest biznes – Ty udawaj skromność i pokorę, a w zamian pójdziesz do nieba i unikniesz piekła. Niestety, ten interes jest gorszy niż amber gold, bo gwarancji nie dostałeś od Boga który mógłby Ci zafundować wieczne wczasy w niebie, a od człowieka który mówi że jest jego przedstawicielem. I trzeba mu wierzyć na słowo, a jak nie uwierzysz, to Pan w czarnej sukience pokręci smutno głową, i powie Ci że pójdziesz na wieki do piekła. Wielu uwierzyło, w tym i ja. Warto jednak zrozumieć, jakie taka wiara ma konsekwencje dla mojego życia – fatalne. Udawanie skromności, poniżanie siebie i poczucie winy za wymyślone grzechy, to podcinanie sobie skrzydeł. Wątpię by taki był zamysł Boga, jeśli istnieje. Mi to wygląda na zamysł ludzi – sadystycznych i żyjących z ludzkiego cierpienia, bo z tego są najlepsze pieniądze i władza.

Podcinam skrzydła sobie, bo innym nie rosną

W imię zazdrosnych leni, obiboków i beztalenci którzy utopili by mnie w szklance wody, niszczę swoje szanse na kolorowe i spełnione życie. Zacząłem kopać głębiej, i wyszło mi że boję się osądzania mnie przez otoczenie. Gdy chorowałem na bardzo wstydliwą, poniżającą chorobę, doświadczyłem jak ludzie reagują przy słabości – więc wiem jak boli osądzanie, brak empatii, czyjaś rozkosz z cudzego cierpienia. I tego się po prostu boję.

Otoczenie nienawidzi tych, którzy wyrastają ponad średnią arytmetyczną baranów w stadzie – bo wtedy czują się głupi i poniżeni. Ale i na to znaleźli sposób. Ma pieniądze? Ukradł. Ma sławę? Bo leci na ilość, nie jakość, no i pewnie oddał Szatanowi duszę, a ja żyję biednie, ale po bożemu. Ładnie wygląda? Bierze sterydy. A ja mam wiszący brzuch, bo mam kiepskie geny i przez chemię w jedzeniu. Nie, nie ćwiczę bo to jest pedalskie. Ma ładne, białe zęby? Pewnie pedał. Ja mam czarne, ale swoje własne, a palę tylko kiedy chcę, czyli sto razy dziennie bo inaczej bym się pociął. Zdrowo się odżywia i nie je mięsa? Pewnie lewak i psychiczny. No i pedał. Myje się dwa razy dziennie? Używa perfum? Mamy Cię pedale na gorącym uczynku! Pedał do królestwa Bożego nie wejdzie, tylko my, prawdziwi faceci.

W cztery oczy ze sobą

Stanąłem przed lustrem, szczerze spojrzałem w swoje chciwe, świńskie oczka i powiedziałem: Marek, jesteś mądrym, inteligentnym facetem. Czujesz się jak ryba w wodzie na rynku, gdzie są miliardy dolarów. Masz wszelkie możliwości by pięknie żyć i czerpiać z życia co najwspanialsze – i będzie to w porządku nawet wtedy, gdy dzieci w Afryce będą konały z głodu, czytelnicy się obrażą a wielu będzie się to nie podobało. To jest ich sprawa jakie emocje wzbudzają w sobie, co ja mam do tego?

Gdy to powiedziałem, w moim wnętrzu rozpętało się piekło. Wewnętrzny głos zarzucił mi brak skromności, pychę, „za kogo ja się właściwie kurwa uważam?”, straszył odrzuceniem przez biednych, niezaradnych, ale pobożnych i „dobrych” ludzi, którzy lubią Cię tylko wtedy gdy jesteś razem z nimi na dnie. Oczywiście pojawiły się wizje biednych, afrykańskich dzieci konających z głodu. One umierają a Ty chcesz nowe auto? ładny dom i jeść ośmiorniczki? Zaliczać najpiękniejsze kobiety? Ty egoisto, narcyzie! Kryptopedale!

Wróg wewnętrzny

Byłem zszokowany reakcją, która tak naprawdę nie była moja. Jeśli przyjrzysz się tym wrzeszczącym głosom w sobie, okaże się że są one programami, wyuczonymi reakcjami emocjonalnymi i niczym więcej. To nie Ty, a taki wewnętrzny strażnik który pilnuje byś nie był szczęśliwy, byś nie tworzył piękna. Ten strażnik jest zbudowany z osądzania, strachu, poczucia małości, a ulepiony z opinii otoczenia, księdza i autorytetów.

I dopóki Twoim życiem będzie sterował ten gliniany bożek, zawsze będzie źle. Można dać Ci wszystkie pieniądze świata, karmić ptasim mleczkiem i codziennie doprowadzać nową kobietę, byś ją zdeprawował swą chucią – ale bez tworzenia i kreowania nigdy nie poczujesz, co to znaczy prawdziwa radość, ekstaza, poczucie bardzo głębokiej sytości w środku Ciebie. Albo strażnik kieruje Tobą strachem przed opinią miernot, albo Ty sam sterujesz swoim życiem. Myślę że ten wybór jest sensem gry zwanej życiem – i jest to bardzo ciężki wybór.

Bądź jak inni, albo Cię osądzą

Społeczeństwo nauczyło nas, a raczej wytresowało byśmy byli skromni, nie patrzyli ponad horyzont ludzkich ograniczeń. Nie korzystali z własnych talentów, bo zazdrosna mamusia się obrazi, a tatuś rozpije bo go to będzie raniło, bo nic nie osiągnął. No a co z kolegami, którzy siedzą na ławce przy tanim browarku z biedronki? Oni cierpią i uczciwie pracują w fabryce, a Ty masz czelność lecieć na karaiby, dobrze zarabiać na tym co lubisz? Jak śmiesz! Najlepiej być nijakim, jednym ze smutnych, zrozpaczonych klonów, który czeka na lepsze życie w raju, bo nie umie sobie tu i teraz zrobić chociażby jego namiastki.

Zabierają Ci cudowne życie, a w zamian obiecują je kiedyś tam, po śmierci ciała. I dlatego kler nienawidzi duchowości, gdyż istnieją tysiące doświadczeń życia po życiu, czyli reinkarnacji. Ludzie mają wizje gdzie jasnym się staje, że za upadlanie i hejtowanie siebie nie ma cudownego nieba po śmierci, a kiepska jakościowo inkarnacja. Niszczenie siebie według duchowości, jest niszczeniem innych – to taki sam czyn, a więc identyczne konsekwencje. Zamiast nieba – cierpienie, kalectwo, złe związki, chore ciało. Dlatego ta wiedza została nazwana wpływem złego ducha, demonów, żeby wierni bali się jej nawet dotknąć. Gdyby tak zrobili, mogłoby się okazać że zostali perfidnie oszukani.

Tylu genialnych ludzi się marnuje…

To samo widzę u moich czytelników. U nich trochę zmienia się tło, może nie jest tak religijne jak u mnie, ale to są te same mechanizmy gnojenia siebie samego. Jeśli masz talent, realizacja go daje spełnienie – to najpiękniejsze uczucie na ziemi. Śmiem twierdzić ze te właśnie uczucia z tworzenia są MODLITWĄ. Tylko tworząc coś z niczego, stając się twórcą, zbliżasz się do prawdziwego Boga. Dopiero wtedy można tę cudowną moc poczuć – wyzwala ją akt sztuki, wiary, tworzenia. I wtedy przychodzi sukces, ale już nie jesteś od niego zależny, ponieważ masz swą pasję i radość, lekko i przyjemnie Ci się żyje. Po co Ci wtedy miliardy dolarów?

A co z otoczeniem które talentów nie ma, albo raczej ma, ale boi się z nich skorzystać bo co ludzie powiedzą? Będzie Twoim wrogiem. Jeśli nie teraz, to już za chwilkę, chwileczkę. I tego właśnie się boimy, utraty wszystkiego co znamy. Ale jeśli to co znamy nas ogranicza, zostając w tym środowisku nie doświadczymy ekstazy tworzenia, rozkoszy życia. I co jest warte takie mechaniczne życie robota? Zjeść, wypróżnić się, pospać, praca nie dająca satysfakcji, kłótnia z bliskimi o ochłapy, wzajemne podsrywanie… i tak dzień w dzień aż do śmierci. To życie zwierzęce, nie ludzkie, bo zwierzęta właśnie tak żyją. A życie to rozwój. Kto szybciej się rozwija, ten staje nad nijakim, szarym tłumem zrozpaczonych, agresywnych osobników.

Kocham się… brzmi pedalsko

Ile razy powiedziałeś dzisiaj sobie, że się kochasz? Tak po prostu, bez żadnego powodu. Nie musisz być piękny, umięśniony, mieć same sukcesy – ale masz moc wybrania, czy kochasz się czy nienawidzisz. Jakiś stosunek do siebie musisz mieć. Co więc wybierzesz? Zgnoić siebie bo nie wyglądasz jak Ronaldo, czy nagrodzić? Ile razy dziś się pochwaliłeś? Ile razy pochwaliłeś swoje ciało, że mimo Twoich grzeszków kulinarnych nosi Cię po ziemi, tej ziemi?

Bez wiary i szacunku do siebie będziesz zawsze nikim, co najwyżej pelikanem łykającym to, co ktoś wymyślił. Chcesz satysfakcji, a nie chwilowej euforii po kupnie nowego przedmiotu, czy poznaniu ładnej dziewczyny? Zacznij tworzyć, kreować. Jak się dobrze wsłuchasz w siebie, to poczujesz ten zew do tworzenia. Może zechcesz sadzić roślinki, malować obrazy, tworzyć muzykę hip hopową? I co z tym wezwaniem do wielkości uczynisz? Stłumisz, żeby zaniepokojona Twoim szczęściem rodzinka Cię nie hejtowała, czy pozwolisz mu urosnąć tak, by pociągnął Cię za sobą w krainę niezwykłego spełnienia? Co byś nie wybrał, zawsze będziesz czuł satysfakcję. Gdy pójdziesz za głosem „serca”, będziesz po prostu spełniony, radosny. Lekko Ci się będzie żyło. Gdy wybierzesz głos otoczenia, jego zawsze „mądre” rady, będziesz nieszczęśliwy… ale sobie z tym poradzisz. Zaczniesz narzekać, krytykować, tworzyć bajki o tym, jak ci szczęśliwi pójdą do piekła, bo nie wierzą w to co Ty. Od czasu do czasu obrzucisz obelgami kogoś w necie, powiesz że jest głupi, że po co matka takie łajno urodziła i od razu humorek się poprawi. Później zapijesz wódeczką i będzie git majonez. Morzna? Morzna!