Armagedon na linii 112 z powodu koronawirusa

ksaler
ksaler

Niedobory kadrowe i głupie telefony to codzienność na 112, ale teraz przybiera to niewyobrażalne rozmiary. Przeczytajcie wypowiedź koleżanki ze 112 i apelujcie do znajomych, aby nie dzwonili tam z pierdołami!


8 lat tu pracuje i takiego Armagedonu jeszcze nie było. W ogóle mamy braki kadrowe, a teraz jeszcze do tego Matki Polki siedzą przymusowo w domu z bombelkami. U nas coś takiego jak praca zdalna nie istnieje, więc ci co zostali to odbierają po 200 telefonów - donosów i informacji. Do tego wypadki zawały, pożary, próby samobójcze – to bez zmian. 


Jedna wielka linia informacyjna, bo na żadne infolinie do sanepidu, urzędu, banku czy szpitala ludzie nie mogą się dodzwonić, a do nas zawsze :) I mówią, że bank zamknięty i że nie mogą się dodzwonić na linię banku, że kasy nie mają i czy dostaną przelew. Albo że w sklepie X to nie można płacić gotówką (dziwne!) i że nie chcieli mu sprzedać bułki. I że kończy się przegląd samochodu i co ma zrobić? Że na Librusie pani od polskiego to wysłała listę lektur, to którą ma czytać?

Nikt o nas nie myśli, nie pamięta, bo nas nie widać tak jak służby, wiec nie mamy co liczyć na kawę czy pizzę ;) i jakoś nie mówi się o Operatorach... 


Poza tym ludzie są zmęczeni, przerażeni, sfrustrowani, płaczą, krzyczą, bluźnią. Dla wszystkich to jest trudna, nowa sytuacja, ale większości społeczeństwa "zjadło" mózg. Tak generalnie każdy dzwoni i mówi, że jest chory albo mu się tak wydaje, bo boli go głowa, palec, dupa, ma chrypkę, albo nie może się wysrać od trzech dni... Do tego 80% to donosy, że Kowalski to ma kwarantannę, a wychodzi, a pani na Orlenie to rąk nie myje, a Nowak to poszedł śmieci wyrzucić, a dzieci grają w piłkę, a sąsiad to 20 lat temu był na wycieczce w Niemczech...