LGBT - ludzie czy ideologia?

Ozjasz_G

Ostatnimi czasy na polskiej scenie politycznej rozgorzała dyskusja czy LGBT to ludzie czy ideologia. Sam fakt istnienia takiej dyskusji i wzięcie w niej udziału przez czołowych polskich polityków mówi sam za siebie. W normalnym kraju politycy i osoby zainteresowane polityką dyskutują na poważne tematy np. gospodarka albo funkcjonowanie państwa, a nie jak dzieci spierają się czy LGBT to ludzie czy ideologia. Zatrważające jest to, że w tym jałowym sporze wziął udział sam prezydent RP Andrzej Duda, teoretycznie pierwsza osoba w państwie (praktycznie nie). Osoba, która zgodnie z zasadami powinna występować ponad podziałami, zamiast pełnić swoje obowiązki, krzyczy na wiecach wyborczych, że LGBT to ideologia, ale próbuje się nam wmawiać, że to ludzie. 
Najśmieszniejsze w tym sporze jest to, że żadna z kłócących się stron nie ma racji. Skrót LGBT oznacza lesbijki, gejów, biseksualistów i transseksualistów, więc wynika z tego, że LGBT to ludzie. Więc dlaczego ludzie mówią, że to jednak ideologia? Odpowiedź jest bardzo prosta. Sformułowanie „ideologia LGBT” to skrót myślowy. Ludzie używający tego określenia mają na myśli ideologię wyznawaną przez aktywistów LGBT. To co lewica nazywa prawami mniejszości seksualnych, równością małżeństw albo tolerancją, prawica nazywa ideologią LGBT. Cały spór powstał przez błahe nazewnictwo, więc nie powinien mieć jakiegokolwiek znaczenia w debacie publicznej. A to, że niestety ma znaczenie świadczy o upadku poziomu debaty publicznej i żenująco niskich standardach osób biorących udział w tej bezsensownej i jawnie głupiej kłótni. 


Skoro już wiemy skąd wzięło się nieporozumienie między zwaśnionymi stronami, najwyższa pora wyjaśnić dlaczego ludzie zaczęli się o to kłócić. Odpowiedź jest równie prosta co poprzednio, ale przyczyna jest o wiele głupsza. Otóż osoby nieheteronormatywne i ludzie wspierający ich postulaty równościowe uznały, że sformułowanie „ideologia LGBT” ma na celu ich obrazić. Wydaje im się, że słowo „ideologia” ma pejoratywne znaczenie. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Słowo „ideologia” ma wydźwięk neutralny, więc usłyszawszy to słowo nie powinni odbierać tego jako ataku na siebie i swoją społeczność. Ale jeśli już odebrali to w niewłaściwy sposób, to już ich problem. Sami są sobie winni. Jednak wydaje mi się, że oni sami chcą żeby to ich obrażało. Mają wtedy pretekst do mówienia na prawo i lewo o wszechobecnej w Polsce homofobii. Oskarżają wtedy szeroko pojętą prawicę i katolików o rzekomą nienawiść do nich. Używają wtedy odpowiedzialności zbiorowej, jeżeli (słusznie lub niesłusznie) uznają, że ktoś ich obraża od razu nazywają jego i wszystkie osoby podzielające z nim poglądy bądź wyznanie homofobami, faszystami itp. Z tym faszyzmem to ciekawa sprawa, więc warto poświęcić jej kilka zdań. Mianowicie nazywanie faszystami swoich przeciwników to neomarskistowski pomysł Teodora Adorno. Opracował on tzw. skalę F, która w zamierzeniu miała służyć mierzeniu poziomu faszyzmu u danej osoby. Jak się to skończyło każdy widzi. W Polsce nazywanie faszystami oponentów rozpowszechnił Ośrodek Nazywania Faszyzmem Wszystkiego z Czym Się Nie Zgadzamy, zwany dla zmylenia przeciwnika Ośrodkiem Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. 


Jak się okazało niniejszy spór był całkowicie bezsensowny i niepotrzebny. Naszym politykom życzę, żeby w przyszłości zaczęli zajmować się poważnymi sprawami, a nie sztucznie powstałymi problemami, bo jak nie weźmiemy się do roboty to nigdy nie staniemy się poważnym krajem.