PATOLOGIE POLSKIEGO BUDOWNICTWA (Januszy budowlanki ciąg dalszy) cz 13

Gdyby ktoś chciał zorganizować plebiscyt na największego debila budowlanki, to miałbym kilku kandydatów godnych podium. Może mi ktoś przy okazji powie czy w innych branżach poza budowlanką, też dzieją się takie rzeczy. No i jeszcze jest taka kwestia, czy ludzie się tacy rodzą, czy z jakiś przyczyn tacy się stają?

Pracował raz z nami taki stary budowlaniec Jerzy. Jak miał zamontować parapety, to zamontował je do góry nogami. Jak z Lejsem stawiali ściankę działową, to zamiast odstrzelić szlagsznurem linie na podłodze, to odmierzyli tylko odległość od ściany według projektu i tam zaczęli kręcić profil. Tylko jak już skończyli to pomieszczenie, które powstało w wyniku postawienia tej ściany, jakoś tak dziwnie wyglądało. No i się okazało, że jak kręcili profil, to ustawili go jeden z lewej a drugi z prawej strony oznaczenia no i wyszło tak, że pomieszczenie było z jednej strony o 10 cm szersze niż z drugiej.

Innym razem, Jerzy miał zapianować okna i obrobić je tynkiem. Nie zgadniecie co zrobił. Generalnie Jerzy tak śmierdział, że jak nie było trzeba, to nawet do niego z Lejsem nie podchodziliśmy. Z tymi oknami, to było tak, że ja i Lejs mięliśmy obrobić okna na parterze domku a Jerzy na piętrze. Wujek nas tylko przywiózł i pojechał dalej. Jerzy wyszedł do pobliskiego sklepu po flachę, bo wiedział, że w ciągu dnia, wujek na pewno nie przyjedzie. No i z tą flachą poszedł na górę, a my z Lejsem zostaliśmy na parterze. No i obrabialiśmy z Lejsem te okna a polegało to na tym, że w szparę między ramą okna a murem trzeba było wpuścić piane montażową a kiedy ta zastygła, trzeba ją było obciąć i obłożyć tynkiem a na ten tynk obsadzić jeszcze narożnik, żeby to wszystko ładnie wyglądało.

Robiliśmy z Lejsem okna na parterze i cieszyliśmy się, że Jerzy robi na górze, bo przynajmniej śmierdziel był z dala od nas. Obrabialiśmy te okna a co jakiś czas coraz bardziej pijany Jerzy schodził po materiał. W końcu zaczęło być to dla nas podejrzane, bo Jerzy wziął już wszystkie worki z tynkiem i wszystkie piany. A miało to zostać na łatanie bruzd po kablach elektrycznych i na opianowanie drzwi wewnętrznych. A potem zrobienie tego wszystkiego u sąsiada, u którego tez mięliśmy mieć zlecenie.
 
A na koniec dnia przyjechał wujek i zaraz po nim, przyjechał klient. No i patrzą, że na dole wszystkie okna są ładnie obrobione, bo ja i Lejs mieliśmy już trochę stażu i takie rzeczy jak obróbka okien nie były dla nas problemem. No ale pozostała jeszcze kwestia okien na górze, które obrabiał Jerzy.

Weszliśmy wszyscy na górę a im byliśmy wyżej, tym bardziej śmierdziało Jerzym a do tego im wyżej, tym było coraz ciemniej…

I nie uwierzycie co zastaliśmy na górze.

Jerzy leżał przy kaloryferze i spał najebany, ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Jerzy zamiast obrobić okna, dosłownie je zarobił. Gość zapianował okna po całości a na to wszystko narzucił tynk, tak, że po oknach nie było już śladu.

Klient zdębiał a wujek zrobił się blady. Obydwoje nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Jerzy był tak napruty, że nie miał kompletnie nic do powiedzenia a do tego jeszcze się zrzygał.

Wujek wiedział już co się święci i wiedział, że trzeba się stąd ratować. Złapał się za klatkę piersiową i zaczął krzyczeć że złapał go zawał i krzyczał głośno:

DO SZPITALA, DO SZPITALA, CHŁOPAKI JEDZIEMY DO SZPITALA!

I uciekł do samochodu a my za nim. Nawet narzędzi nie zabraliśmy ze sobą, ale na szczęście nie było ich na tej robocie zbyt dużo.

Więcej do tego klienta nie wróciliśmy a wujek zmienił nawet numer telefonu.

A klient został tam bez kolejnej ekipy (bo dwie już wcześniej miał), bez zaliczki którą wpłacił wcześniej wujkowi i bez okien XD. Ale za to został mu w gratisie pijany śpiący Jerzy.

Z Jerzym pracowaliśmy jeszcze kilka miesięcy później. Robiliśmy u innego wujka, który jeszcze nie miał Jerzego i nie wiedział jaka klątwa spada na tych co zatrudnią u siebie Jerzego.

Wujek potrzebował na szybko kogoś zatrudnić, bo nabrał robót jakby miał co najmniej czterdziestu pracowników a miał nas tylko pięciu. Więc jak Jerzy chodził po budowie i szukał pracy, to trafił na wujka i generalnie doszło do zawarcia między nimi stosunku pracy (oczywiście hehe, na czarno, bo jak w budowlance inaczej). Znów na budowie i w pakamerze, wszędzie pełno było Jerzego. Jerzym było czuć już z daleka, ale dostał swoje zadania i jakoś mu nawet szło. Jerzy w każdym razie nie pił tym razem i gdyby nie jego specyficzny zapach (kozła, cebuli i mokrych trocin), można by pomyśleć, że nie jest to ten sam Jerzy.
 
I tak pracował z nami Jerzy już chyba z półtorej miesiąca aż w końcu nie przyszedł w pewien poniedziałek. Wujek do niego dzwoni, bo Jerzy, wyobraźcie sobie, posiadał coś takiego jak telefon komórkowy! No i Jerzy odebrał, przeprosił że go nie ma i wytłumaczył, że zaspał, ale już jedzie do roboty. No ale nie przyjechał już tego dnia ani też następnego. Kolejnego dnia też nie przyjechał i właściwie już o nim zapomnieliśmy, bo w budowlance było to na swój sposób normalne, że ktoś nagle nie pojawiał się w pracy i nie wracał do niej już nigdy. I tylko pozostawały po nim jego robocze ciuchy, które na koniec danego zlecenia szły w kontener razem ze śmieciami po budowie.

Minął tydzień a na miejsce Jerzego był już nowy pracownik.

Była godzina czternasta i majstry wysłały mnie i Lejsa do sklepu po fajki. Wychodzimy a przed budową kto stoi? Jerzy we własnej osobie!!!. Wyglądał jak kopnięty prądem Einstein. Oczy miał takie duże a w sterczących na wszystkie strony włosach, Jerzy miał jakieś liście i nasiona. Zaczynamy się śmiać z Lejsem patrząc na Jerzego a on idzie do nas na sztywnych nogach, przy czym tak śmiesznie gibał się na boki. Jerzy wyglądał jak swoje własne zombie.

- Jerzy, a ty gdzie byłeś? – pytam Jerzego a Jerzy na to:

- nie wiem, nie wiem co się stało, nie pytajcie mnie! Zaspałem w poniedziałek, ale szef do mnie zadzwonił. To mówię mu, że zaraz przyjadę. Patrzę na telefon i widzę że jest dziewiąta, więc szybko się ubieram, żeby zdążyć na autobus. Jak już byłem gotowy, to patrzę na telefon jeszcze raz żeby zobaczyć ile mam do autobusu. Patrzę na ten telefon a tam czwartek godzina trzynasta, więc wybiegłem z domu i jestem. Czy szef mówił co jest dla mnie do roboty?


_____________________________________________________
PS

Ale ten wujek nie chciał już Jerzego. Minęło trochę czasu i nas czyli mnie i Lejsa też już wujek nie chciał. Nie pasowało mu nam płacić, więc wyrzucił nas bez połowy wypłaty. I trafiliśmy do kolejnego wujka, u którego pracował inny Jerzy. Generalnie był dość podobny do tamtego Jerzego, ale trochę inny. Jerzy Dwa, bo tak go z Lejsem nazwaliśmy, również wyglądał na menela i lubił sobie w pracy dziabnąć małe co nieco.
 
Ale okazało się że tacy Jerzy, potrafią mieć też drugie oblicze.

Pewnego dnia, przy śniadaniu Jerzy Dwa opowiadał nam o ciekawostkach z Drugiej wojny światowej, bo okazało się, że Jerzy Dwa był z wykształcenia historykiem. Opowiadał nam też jak za komuny siedział w więzieniu i jak go UB skatowało po jajach tak, że nie mógł mieć już potem dzieci. Ojca Jerzego też skatowało UB, jeszcze po wojnie, bo był w AK i jak wypuszczono ojca Jerzego z aresztu, to zmarł po tygodniu we własnym domu.

Zrobiło nam się Jerzego Dwa naprawdę szkoda, bo wychodziło na to, że gdyby nie jego przeszłość, to może życie Jerzego wyglądało by dzisiaj zupełnie inaczej. W każdym razie Jerzy Dwa, który za komuny walczył o nasz kraj, a którego ojciec walczył o ten kraj w czasie wojny, dzisiaj był pół menelem a pół budowlańcem.

A robiliśmy wtedy remont dla gościa, który był pasjonatem jakiś historycznych gadżetów. Kolekcjonował jakieś bronie z drugiej wojny i stare samochody i jeszcze inne jakieś rzeczy, w tym pamiątki z PRL-u. Miał jakieś stoczniowe pamiątki z czasów strajku i jeszcze jakieś zdjęcia i masę gazet z tamtych czasów.  I to wszystko stało w takim blaszanym garażu przy domu, który mu wykańczaliśmy.

Facet przywiózł też sobie takie podświetlane gabloty, gdzie chciał poustawiać swoje gadżety jak już wykończy sobie swój dom. Pomieszczenie, które w projekcie miało być garażem, facet przeznaczył na te swoje graty, a jako garaż, miał mu służyć blaszak, w którym teraz stały jego kolekcjonerskie gadżety, na których gość miał delikatnie mówiąc pierdolca.

No i raz klient, przywiózł z demobilu pełno gratów po milicji i ZOMO i wstawił to sobie do tego blaszanego garażu. Zaprosił jeszcze jakiś kumpli i poprzebierali się w te swoje stroje i zaczęli się ganiać po podwórku. Jerzy Dwa nie zwracał na to uwagi ale na koniec dnia schlał się i podpalił facetowi tego blaszaka i puścił z dymem całą tą jego kolekcję.

I skończył Jerzy Dwa w więzieniu i tyle go widzieliśmy.

I naszła mnie taka myśl, że ludzie kolekcjonują i dbają o te swoje graty, nadając im chwałę i wystawiając je w podświetlanych gablotach, a tym czasem tacy ludzie jak Jerzy, czyli nie przedmioty które służyły w tamtym czasie ale prawdziwi ludzie, którzy poświęcali swoje życie za interesy ojczyzny, są dzisiaj takimi śmierdzącymi Jerzymi na polskich budowach i pies z kulawą nogą się nimi nie interesuje. Oj przepraszam, czasem zainteresuje się Jerzymi policja, jak już odjebią coś w stylu ostatniej akcji Jerzego dwa.

Ach, gdyby znalazł się ktoś, kto chciałby zamiast gratów, to takich Jerzych kolekcjonować. Dbać o takich Jerzych jak dba się o kolekcjonerskie gadżety i zbudować dla Jerzych coś w rodzaju wystawy gdzie Jerzowie żyliby sobie wypielęgnowani i zadbani i każdy mógłby ich sobie podziwiać. Z pewnością, byłby to znacznie lepszy żywot dla takich Jerzych. Ale nasz kraj miał już jednego pana Wałęsę, gwiazdę tamtych czasów i ten pan w zupełności społeczeństwu wystarczał. Więc dla innych Jerzych miejsce było już jedynie w takich miejscach jak budowlanka, więzienie lub cmentarz. I tam też była ich największa kolekcja.

Smutne.