PATOLOGIE POLSKIEGO BUDOWNICTWA (biznes kafelkarski) cz14


Budowlanka, poza tym że jest to miejsce totalnego spierdolenia, to jest to też miejsce robienia intratnych interesów, które zawsze mają przynieść interesariuszom ogromne majątki. Dzisiaj powiem wam o jednym dilu, w który weszło trzech naczelnych asów polskiego budownictwa…

Jeden wąsaty majster o ksywie Majsterek namówił Sznytka i Turbo, żeby założyli z nim spółkę kafelkarską. Stary Majsterek twierdził, że układanie płytek to nic trudnego, bo najwięcej czasu to jest z noszeniem i mieszaniem kleju. A że Sznytek zdobył sławę jako super mieszacz, to był idealnym wspólnikiem dla Majsterka. Turbo był szybki i sławny ze swej prędkości, choć do końca nie wiadomo było czy jego prędkość przyniosła mu sławę, bo tak szybko wszystko robił, czy dla tego, że kilka razy dziennie, ni stąd ni zowąd, Turbo potrafił zerwać się z miejsca w którym aktualnie się znajdował, rzucić wszystko pod siebie i w szaleńczym biegu, popędzić na kibel. Czasem zdarzało mu się potem wrócić bez jednej skarpetki, a czasem bez dwóch. Pewnego razu wrócił bez jednej szelki w kombinezonie, ale to właśnie był czwarty raz wciągu tego dnia, kiedy Turbo nagle musiał się zerwać na kibel.

Kiedy biegł przez całą budowę do kibla, to trzymał się jedną ręką za dupę i krzyczał: KUPAKUPAKUPAKUPA…

A kiedy wracał, to długo dochodził jeszcze do siebie, sapał i wzdychał z zadowolenia, jak to mu nie ulżyło.

poza tym, że z pięć razy dziennie musiał zaliczyć kibel, to generalnie jak coś robił, robił to z trzy razy szybciej niż inni. Prawdą jest też, że robił rzeczy trzy razy chujowiej od innych, (pamiętacie chyba jak zabezpieczał okna - oblepił taśmą i folią same szyby, bo on się na świat patrzy przez szyby a nie przez ramy a w końcu wujek, tłumaczył mu, że zabezpieczyć ma to, przez co patrzy z mieszkania na świat) Ale ze swoim tempem pracy, on również był idealnym wspólnikiem dla Majsterka, bo role w tym magicznym trio, miały wyglądać mniej więcej tak:

Sznytek – miesza klej...

Turbo - nosi ten klej Majsterkowi. Nosi też płytki...

Majsterek – zapierdala kilometry...

Pengą dzielą się oczywiście po równo. Z tym, że to równo wygląda tak, że Majsterek bierze coś tam extra, bo jako jedyny ma w rękach fach. W końcu był mózgiem tej całej operacji. Obiecał Sznytkowi i Turbowi, że jak się firma rozwinie, to jeden będzie prezesem, drugi kierownikiem a trzeci dyrektorem. Snuli różne wizje jakiego to oni biznesu nie rozkręcą na tych płytkach. Kłócili się tylko o to, kto ma zostać tym prezesem, bo z tego co mówił Majsterek, wychodziło że on, a Sznytek z Turbem, też chcieli być prezesami. I w końcu stanęło na tym, że będzie dwóch prezesów a Sznytek będzie dyrektoro-kierowniko-księgowym, co w tym połączeniu, miało być rangą równe randze prezesa.

Zastanawialiśmy się z Lejsem czy takie przedsięwzięcie może się dobrze skończyć. Ale sami zobaczycie co z tego wszystkiego wyszło i jak potoczyły się losy kafelkowych biznesmenów. Biznesmeni, wzięli od jednego wujka robotę w akordzie. Mieli ułożyć płytki w takim magazynie obok budowy na której robiliśmy. Mieli taki zapał, że postanowili nie czekać do poniedziałku tylko podjąć się zlecenia przez weekend. Zaczęli już w piątek po robocie. Oczywiście rozpoczęli od imprezy firmowej, bo rozpalili grilla przed tą halą i pili do tego jakiś lewy spirytus.

Byliśmy z Lejsem ciekawi co im wyjdzie w poniedziałek. Był nawet moment, że zaczęliśmy nawet zazdrościć Sznytkowi i Turbowi, że będą mieli swój biznes i dorobią się pieniędzy w akordzie. Myśleliśmy nawet nad sposobem, jak by się tu wkręcić w interes, ale teraz nie szukali rąk do pracy. Za to Sznytek obiecał nam, że nas zatrudnią na kierowników, ale muszą tylko skończyć tą halę w płytkach.

No to poszliśmy w poniedziałek pod tą halę, żeby zobaczyć jak im poszło, bo w poniedziałek, wujek miał odebrać od nich robotę i rozliczyć ich finansowo.

Kiedy wujek, otworzył rano wrota hali, wszyscy nie mogliśmy ze zdumienia. Od końca do początku, cała podłoga ułożona w płytkach!!! Razem z Lejsem oblała nas fala gorącej zazdrości, bo za tą halę mieli dostać do podziału dwa tysiące złotych!!! Biznesmeni stali dumni i zacierali ręce na myśl o pieniądzach. Turbo stał z uniesioną głową i kręcił ramionami na boki, Majsterek miał taką pewną siebie minę, a Sznytek, stał trochę obojętnie jakby myślami był gdzieś zupełnie indziej.

W końcu jednak wujek wszedł do środka i zobaczył, coś czego nigdy w życiu zobaczyć nie powinien, a przynajmniej zobaczyć by niechciał. Odkrył sekret nadzwyczajnego tempa układania płytek przez Majsterka, Sznytka i Turba.

Płytki były ułożone na styk, jedna obok drugiej. Biznesmeni, w amoku zarabiania forsy, kompletnie zapomnieli o czymś takim jak fugi pomiędzy płytkami. Nie zostawili na nie nawet miejsca!!!

Wujek kiedy to zobaczył, złapał się za głowę i zapytał:

KURWA, A GDZIE SĄ FUGI???

Wtedy Majsterek spojrzał na swoją robotę i ze zdziwieniem jeszcze większym niż wujek, krzyknął:

KURWA, JESZCZE WCZORAJ BYŁY!!!

I tak się właściwie skończył ich biznes, bo im wujek pozabierał buty i kurtki w zastaw, dopóki nie poprawią tych płytek. A oni poprawiali to ze dwa tygodnie jeszcze a do tego wujek obciął im połowę za zmarnowany materiał. I suma summarum, wyszło chłopakom po jakieś dwa złote na godzinę. Właściwie wyszłoby, bo wszystko przejął Majsterek. Zrzucił całą winę na Sznytka i Turba i wypłacił im jakieś grosze na odczepnego. Chcieli go bić, ale obronił się mieszadłem do kleju i uciekł z budowy przez płot. A potem zniknął jak po każdej wypłacie i pojawił się na budowie, dopiero jak mu się wszystkie pieniądze skończyły.

No i tak się ta spółka Majsterka, Sznytka i Turba skończyła. Bez prezesa, reszta prezesów nie była w stanie nic sama zrobić.

Turbo od tego czasu jak nakręcony, codziennie opowiadał wszystkim, że go Majsterek oszukał. Nadał też Majsterkowi nowa ksywkę – Deweloper.
NOWEGO DEWELOPERA MAMAY! DEWELOPEREM MU SIĘ ZACHCIAŁO BYĆ, TURBOWI NIEZAPŁACIŁ, PIENIĄDZE WSZYSTKIE SAM WZIĄŁ, DEWELOPER, NORMALNIE DEWELOPER!! Bo w budowlance określenie deweloper bardziej funkcjonowało jako synonim „złodziejskiej kurwy” i „oszusta” niż kogoś kto zajmuje się budową nieruchomości w celach komercyjnych… XD

 Sznytek jakoś przełknął to oszustwo, tak jak łykał wszystkie poprzednie oszustwa jakie na nim dokonano. Nie wspominał o tym już więcej. Było już chyba dla niego bardziej normalne, że go ktoś oszukał, niż jakby go nie oszukał. Dostał z powrotem swoje prywatne buty od wujka, bo ostatecznie, jakoś tam poprawili te płytki. Więc wziął Sznytek te swoje buciory, o które to nawet raz się rozpłakał w pakamerze, bo w tym wszystkim, jego największym zmartwieniem, było to, w czym on pójdzie na dyskotekę w piątek.
_________________________________________________________

Mijały kolejne tygodnie a my tułaliśmy się z Lejsem od budowy do budowy i od wujka do wujka. Spotykaliśmy wciąż tych samych ludzi tylko pracujących u innych wujków, bo poprzedni wujkowie czegoś im nie zapłacili. Często też sami wujkowie nie mieli też przy okazji czegoś zapłaconego od dewelopera albo jakiegoś tam generalnego wykonawcy czy jego podwykonawcy, czy tam nawet podwykonawcy tego ostatniego albo samego podwykonawcy, podwykonawcy, podwykonawcy generalnego wykonawcy.

 

5958783159414d4842783878_16101868074I1qht5gWyaCTv0Y5YNEzq.jpg


I tak się właśnie kręciło to zasrane koło gównianej patobudowlanki…