Mój znajomy po zaobrączkowaniu, usłyszał od małżonki, nabierającej wraz z "poczuciem bezpieczeństwa" masy tłuszczowej i bezwzględności, stanowczy rozkaz - koniec z medytacją i temu podobnymi głupotami. Koniec z gówniarstwem, najwyższa pora przestać być małym chłopcem, dojrzeć i nałożyć spodnie. Prawdziwy mężczyzna nie medytuje, nie dba o swoją Duszę - tylko o swoje ciało i pracę, by można pokazać fajne mięcho w audi koleżankom, zrobić dzióbka z dziećmi i mężem w cieniu piramid i obsranego wielbłąda, by wszyscy na fejsie pisali że świetnie wyglądacie, co w dzisiejszym świecie jest oznaką szczęścia; niech singielki płaczą i rozpaczają, oglądając zdjęcia szczęśliwej (na zdjęciu) mężatki. Z upływem czasu i przyrostem masy małżonki, nawet dbanie o ciało jest nazywane niedojrzałością emocjonalną, parawanem skrywającym kobiecy strach o atrakcyjność męża, którego zasoby złowić może młodsza, ładniejsza kobieta.
Piękno jest w nas, nie na zewnątrz
Medytacja w wydaniu kolegi (jak to teraz widzę), była zaawansowaną relaksacją. Człowiek siada na krześle, koncentrując się na przedłużanym wydechu (wdech 3s, wydech ok. 7s, proszę spróbować) i swoim ciele. Mięśnie pod wpływem uwagi powoli się odprężają, myśli zwalniają, pojawia się bardzo przyjemne wrażenie ciężaru i ciepłoty ciała - nasz umysł doświadcza spokoju, cichej radości, a wraz z praktyką (po ok. pół roku systematycznego treningu) pojawia się zrazu niedostrzegalne, ale coraz to potężniejsze uczucie cichego, czystego szczęścia - które polega na tym, że nasza uwaga (koncentracja) przeskakuje z nierzeczywistych, sztucznie wykreowanych przez media i otoczenie problemów (wygląd ciała, pozycja społeczna, brak przedmiotów dających przyjemność) na realne odczucia ciała.
Różni się ono znacznie od tego, co wzbudza nasze pozytywne emocje (zakochanie, stan euforii po alkoholu czy narkotykach, dyskoteka, obicie komuś widowiskowo mordy gdy inni z podziwem patrzą) - jest znacznie piękniejsze, kojące, pozostawiające po sobie zaspokojenie i satysfakcję, a nie coraz większy głód doznań i emocji. Ten stan można opisać tylko słowem "piękno" - każde inne zafałszuje te jedyne w swoim rodzaju odczucie. Te piękno to przestrzeń w nas samych, ukojenie i pewność że znaleźliśmy swoje miejsce, że jest naprawdę dobrze - bez względu na to, co dzieje się po drugiej stronie lustra (stan ciała, finansów, pozycja społeczna). Jest pięknie, dobrze, cudownie... chce się żyć, lęk znika, pojawia się siła, energia, chęć do życia, poczucie wielu możliwości. Człowiek zaczyna smakować życie, bawić się nim na luzie; dramat zmienia się w komedię romantyczną, obserwowaną z pewnej odległości.
Wielka ściema
Sztuka relaksu i medytacji, to przede wszystkim nawyk - im częściej powtarzany, tym uczucia nim wyzwalane są głębsze, oraz można je znacznie szybciej wywoływać. Na początku człowiek siedząc czuje się strasznie - chce się gdzieś iść, pojawia się niecierpliwość, wszystko zaczyna drapać i swędzieć, każda myśl staje się pretekstem do przerwania ćwiczenia.
Ktoś kto rozumie, że przez to trzeba po prostu przejść (jak trzeba czasem iść do dentysty), da sobie radę. Z czasem ogarnia nas coraz większy spokój - a przynajmniej w moim przypadku, po kilku latach stosowania, umiałem stan odprężenia wywoływać samą tylko myślą. Ponieważ byłem młody (i głupi), nie miałem wiedzy i zrozumienia o procesach które się we mnie wtedy odbywały, zrezygnowałem pod wpływem pewnych dziwnych doświadczeń z praktyki. Największa ściema to wiara ludzi, że wszystko co piękne i cudowne jest na zewnątrz. Bóg ma być w kościele z cegieł, a szczęście gdy się ohajtasz i wygrasz szóstkę w totka - tymczasem wszystko co naprawdę najlepsze (łącznie z Bogiem i szczęściem) jest w Tobie, czyli jest nawykiem odczuwania który trzeba WYTRENOWAĆ. Oczywiście niniejsze słowa oburzą Panie, kapłanów, korporacje, czyli wszystkie te siły, które na Twoim braku wiedzy o sobie potężnie zarabiają.
Naucz się reagować
Relaksacja daje zdrowie ciała (organizm może się odbudowywać, regenerować), umysłu (wyluzowanie, spokój) - daje też człowiekowi wolność, której nie zna i nie pozna w swym tragicznym życiu większość ludzi, utożsamiająca swoje szczęście ze związkami, przedmiotami, przemijalnymi i nietrwałymi rzeczami. Medytacja daje szczęście wywoływane nawykiem - nie można człowiekowi zabrać tej umiejętności, wymusić jej oddania. Jak ukraść człowiekowi nawyk, pamięć neuronalną? Myślisz o odprężeniu i radości, a ono natychmiast się pojawia (w NLP nazywa się to kotwicą). Im więcej razy przechodziłeś całą tę sekwencję (medytacja i odprężenie), tym potężniejszym jest to nawykiem. Jedyne co wtedy można zrobić, to przekonać albo zmusić człowieka by tego nie robił - a nawyk z czasem będzie tracił swą siłę. Jednak można go odzyskać i szybko wdrożyć.
Ludzi można nauczyć reagowania agresją, wściekłością (sporty walki, żołnierz, pies obronny), ale można też nauczyć reagowania spokojem, radością i poczuciem spełnienia - jeśli ktoś posiądzie tę umiejętność, staje się społecznie niezwykle potężny; nie można na niego wpływać krytyką ani komplementem, ponieważ ma własne "zasilanie", czyli sam umie wyprodukować z siebie poczucie szczęścia. To wielkie zagrożenie dla każdej osoby, która chciałaby w jakikolwiek sposób na nim żerować. Dopóki ten ktoś ćwiczy umiejętność bycia szczęśliwym (bo to się ćwiczy, a nie o to żebra u ludzi), jest nadczłowiekiem. Jeśli przestanie, stanie się zależny od otaczających go ludzi, straci swą wolność. Każde poklepanie po pleckach, będzie go drogo kosztować (nie tylko emocjonalnie, ludzie żyrują kredyty, a później latami płaczą po sądach, że nie wspomnę o samosądach dokonywanych siekierą).
Niezależność daje wolność i poczucie godności
Jeśli małżonka będzie chciała na nim coś wymusić, mąż może uciec w stan relaksu i cichego szczęścia. A wymuszenie udaje się tylko wtedy, gdy ofiara cierpi, boi się jakiejś straty (seksu, świętego spokoju, rodzinnej sielanki) - by przestać cierpieć, mąż robi to co chce jego oprawca w mini. Kobiety instynktownie wyczuwają, że medytujący i szczęśliwy mąż jest dużo bardziej niebezpieczny, niż agresywny kryminalista - ponieważ poza kobietą ma swój własny świat, jest niezależny od jej humorów. Nie można nim kierować i manipulować za pomocą wrzasków, płaczu, szantażu emocjonalnego - nie można też odejść, licząc że się zapije i potnie - bo wejdzie w stan medytacji, a trenowany latami nawyk wyciągnie go z niemal każdego ciosu od życia.
Może dlatego mam takie powodzenie u kobiet, chociaż jestem tylko ociupinkę przystojniejszy od diabła? Kobiety podskórnie czują, że jestem "ciężki przypadek", więc walczą o satysfakcję uzyskiwaną z pokonania takiej obwarowanej twierdzy... a by wygrać uruchamiają seks, życzliwość, zrozumienie; wszystkie wunderwaffe kobiet, używane od wieków by wygrać z silniejszym cieleśnie mężczyzną. To najpierw mnie podniecało, korzystałem z tego, ale teraz mnie ogranicza, krępuje, dusi. Kobiety kochają zdobywać to, co silne - a ja jestem silny, bo czuję i wiem że to nie związek ma dać mi szczęście, a moja praca nad własnym nawykiem. Szczęście mogę dać sobie sam, nie muszę do tego używać kobiety, która może później postawić warunki i mnie szantażować. Dopóki mam źródło, jestem niezależny. Jeśli zastąpię je na pocałunki i ciasną cipkę ślicznotki, stanę się niewolnikiem który będzie żył w lęku o odejście przyjemności - a ja nie chcę tak żyć. Trochę już przeżyłem, więc nikt mi nie wciśnie kitu że mężczyzna do szczęścia potrzebuje kobiety - mężczyzna do szczęścia potrzebuje tylko i wyłącznie chęci, by pracować nad sobą, nad swoimi nawykami (czyli podświadomością).
Najpierw związek ze sobą, później reszta
Każda prawdziwa, rasowa kobieta dąży do zasypania źródła szczęścia, by zdobyć władzę absolutną - a gdy to się uda, pojawia się u naszej władczyni męskiego mięsa depresja, ponieważ brak celu do zdobycia sprawia że organizm przestaje być pobudzony, znika energia, seks, chęć do życia - a kobieta szuka winnego, i zawsze chłop nim będzie, bo tak najwygodniej. I tak źle, i tak niedobrze. Dlatego nigdy nie dopuszczam do sytuacji, gdy kobieta cierpi na męki egzystencjalne - taki ze mnie dobry Samarytanin :) Sensem życia człowieka, jest porozumieć się ze swoją emocjonalną częścią (zwaną podświadomością albo Duszą), co oznacza związek idealny. Emocje wspierają Cię w każdej chwili życia, zamieniając je w raj. I najpierw trzeba to załatwić (lata pracy, ale warto), a później brać się za rzeczy, które z łatwością mogą nas zniszczyć. Jeśli nie masz w sobie własnej, bezpiecznej przystani, kobieta z całą pewnością Cię zniszczy - Ona albo strach przed jej utratą.
Widziałem pięknego duchem mężczyznę, a teraz widzę wykastrowanego wieprzka, który w imię codziennego obiadu, seksu raz na miesiąc (przy wypłacie, co z czasem też minie) - pozbawił się najważniejszej w życiu rzeczy. Żona może odejść, dzieci znienawidzą, zdrowie może paść, ale nawyk wdzięczności i szczęścia musi być trenowany dzień w dzień, latami, przez całe życie. Kto rozumie te zależności, przetrwa każdy życiowy wstrząs; KAŻDY. Kto nie rozumie, jest jak łódeczka. Póki nie ma dużych fal, świeci słońce - ale w każdym momencie może nadejść sztorm, zatopić łódeczkę bądź zniweczyć każdy dystans który przebyła.
Trening czyni człowieka wolnym
Mam worek bokserski na dworzu, i nie mogę zainstalować go w domu - więc minus dziesięć stopni, wiatr, śnieg, deszcz, a ja codziennie trenuję. Jestem wypity, nażarty tak, że nie mogę się ruszać, nawet chory - wychodzę te kilka minut poćwiczyć. Bo ktoś kto mnie napadnie, nie da mi taryfy ulgowej bo jestem nażarty czy pijany. Nie zrozumie że właśnie przeżywam jakiś dramat, bolą mnie jajka, mam dołka i się wściekam że mnie nie stać na nowy samochód; zaatakuje. A ja muszę mieć nawyk walki i reagowania bez względu na to, co się w moim ciele czy umyśle wyprawia. Muszę się tego nauczyć, wyćwiczyć nawyk, zdobyć umiejętność - oraz modlić się bym nigdy tego nie musiał sprawdzać w praktyce. Podobnie jak napad, możesz zostać zdradzony - i nastąpi to w takim momencie, kiedy będziesz najsłabszy. Wtedy zrozumiesz że inwestując całego siebie w związek, postąpiłeś nierozważnie - bo wszystko co dałeś, stracisz, a to potężny ból na wiele lat.
Będąc w związku, nawet najlepszym - musisz zrozumieć że kobieta może jednego dnia zapewniać że Cię kocha, a drugiego odejść, zdradzić Cię. Nie możesz się tego bać, a jedynym sposobem by się nie bać, jest pewność że dasz sobie radę gdy cała otaczająca Cię rzeczywistość (żona, obiadki, dzieci, dom, pieniądze) runie z hukiem. Jeśli wiesz że Cię to zniszczy, boisz się - a strach zniszczy wszystko. Będziesz panikował, gniewał się, wrzeszczał, pojawi się zazdrość, awantury... u podłoża tych zachowań będzie zawsze strach. By tak się nie stało, naucz się chociażby treningu autogennego, zalecanego przez psychiatrów. Jeśli masz w sobie trochę wariata, idź za moimi wskazówkami (np. z mojej książki "Stosunkowo dobry") gdzie uczę Cię, że warto codziennie ćwiczyć nawyk wdzięczności, szczęścia. Trzeba ćwiczyć, pracować, wykształcać potężny nawyk codziennie. Inaczej fale życie Cię pochłoną, zatopią, rozpieprzą i zniszczą.
Wolność i swoboda, sól w oku otoczenia
Jeśli zrozumiesz to co piszę, a są to bardzo proste sprawy, staniesz się jak żywy człowiek w falującym tłumie trupów. Wszystkie sznurki za które pociągano byś tańczył jak Ci zagrają, zostaną przecięte. Zacznie znikać strach, poczucie winy, smutek... nie można się bać, jeśli szczęście jest w Tobie, jeśli umiesz je w sobie wyzwalać samą swoją decyzją. Nie będziesz zależał od przedmiotów, ludzi, okoliczności, znikną pęta które Cię wiązały, co mogłeś nazwać życiowym sukcesem i stabilizacją - ale gdy doświadczysz mocy nawyku, gdy go potężnie wzmocnisz, zrozumiesz że wszystko czym się chełpiłeś, było rzygowinami i niczym więcej.
Zwykły facet po rozstaniu z kobietą, strasznie cierpi. Dół, depresja, sraczka i wódka codziennie, a są i gorsze rzeczy, pobicia, więzienie czy zabójstwo. Gdy faceta ktoś silny zaczepi, zwyzywa np. na ulicy przy innych, latami będzie to przeżywał i cierpiał w środku. Nawet spotkanie kogoś wyższego, przystojniejszego, bogatszego - kto nas olewa albo ignoruje czy nami gardzi, może być przyczyną wielkiego cierpienia. Ale Ty już nie będziesz na to podatny, ponieważ nawyk wdzięczności i radości wyprze wszelkie inne stany emocjonalne. Wyrób nawyk czucia szacunku do siebie, życzliwości do siebie - to wszystko da się wytrwałym powtarzaniem wyćwiczyć, tak jak ćwiczy się negatywne emocje u żołnierza, by atakował i nie myślał że za chwilę straci nogi w interesie tłustych świń na szczytach władzy.
Komentarze (5)
najlepsze