Ja pamiętam, że się wszyscy baliśmy laserów z pierwszego punktu, bo ktoś rozpuścił plotkę, że wystarczy poświecić komuś w oko i on od tego oślepnie. :)
Świetne. U mnie (Kraków, Nowa Huta) nie mówiło się "Tiki -taki" tylko "Klik Klaki"... Ale może to tylko moja szkoła miała taki folklor. Ot taka ciekawostka. Dodaj jeszcze Donaldy i TURBO... może w ogóle zrobić z tego jakąś antologię zajawek?
U mnie się mówiło riki-tiki nawet ostatnio takie znalazłem i robi furorę gdzie nie pójdziesz, wystarczy nawet stanąć w centrum odbijając sobie leniwie, a zaraz jakiś sentymentalny wariat cię zaczepi. Nawet nagrałem mały tribute tej zabawce - http://www.youtube.com/watch?v=ynAPUwcqQ5E .
Guma to była gra dla dziewczyn i każdy twardziel kwitował śmiechem propozycję takiej zabawy.
Pamiętam też te małe ludziki z klejącymi łapkami co złaziły po szybie albo ścianie :)
Kaczor Donald też dobry był, na nim szlifowałem czytanie, bo uwielbiałem te komiksy i przerabiałem po 5 razy - jeszcze za czasów gdy nie dodawali pierdzących poduszek ;)
Oprócz tych gadżetów fajne było prowadzenie zeszytów typu "złote myśli", czy takie (nazwa wyleciała mi z głowy), gdzie pisało się x pytań, dawało się wybranej osobie i ta musiała na nie odpowiedzieć, pytania były w stylu "czy masz swój ulubiony kolor?", "czy masz sympatię", "czy mnie lubisz" :) Gdzieś na przełomie podstawówki a gimnazjum,ale raczej w kierunku tego pierwszego. Gumy kulki kupowane na przerwie i gra w pokemony ;)
Z jednorazowych atrakcji: Plaster na nos z "Bravo Sport" (bodajże Mięciel na okładce) - całe osiedle nagle na boisku, wszyscy z plastrem "poprawiającym oddychanie i poprawiającym kondycję" na nosie. Klasyk.
Też go miałem i tak go oszczędzałem (trzymałem na specjalna okazję), że wkońcu się gdzieś zapodział kiedy był mi "potrzebny" - jaki ja wtedy smutny byłem :(
Gra w dołek: wydłubywało się dołek w ubitej gołej (bez trawy) ziemi. Dołek wielkości piłki tenisowej. Z określonej odległości gracz rzucali monetami. Ten, który miał najbliżej do dołka, lub do niego trafił miał prawo pchnąć następną monetę do dołka. Monety z dołka były wygrane i można je było sobie zabrać.
Gra w noża: Rysowało się na ziemi duże koło (zwykle wychodziło jajko:), dzieliło się pół. Nożem rzucało się w połowę przeciwnika. Po
A graliście w "Wywołuję czarne piwko naprzeciwko?" czy jak kto woli "Państwa"?
Rysowało się kredą ogromne koło na asfalcie, dzieliło na równe części dla każdego gracza, a każdy z nich wybierał sobie nazwę państwa. Później "rozgrywający" stawał na środku koła i rzucał piłeczką tenisową między swoimi nogami do tyłu mówiąc: Wywołuję czarne piwko naprzeciwko... i tu nazwę jakiegoś państwa. Wszyscy uciekali jak najdalej, a ten "wywołany" musiał biegać po piłeczkę. W momencie,
Ja tam nie zapomnę Pokemonów. Mimo że do sprzedaży weszły chyba (1998-1999r) Jak miałeś jakieś "holo" to koledzy pękali z zazdrości a nie daj Boże jak to był "Zaptos" czy inny wartościowy Pokemon :)
Komentarze (297)
najlepsze
-nie opyla sie
- Gierka "1000 in 1": http://img29.imageshack.us/img29/5868/33410824.jpg
- Tamagochi
- Modele do sklejania
- Gra telewizyjna: http://i39.tinypic.com/jrqybp.jpg
- Tazosy z chipsów: http://a.swistak.pl/000/135/135334_1024.jpg
- Klocki LEGO
Pamiętam też te małe ludziki z klejącymi łapkami co złaziły po szybie albo ścianie :)
Kaczor Donald też dobry był, na nim szlifowałem czytanie, bo uwielbiałem te komiksy i przerabiałem po 5 razy - jeszcze za czasów gdy nie dodawali pierdzących poduszek ;)
To prawda, dlatego zawsze grałem w to z koleżankami gdzieś w parku albo na moim podwórku...
Zaginało się róg kartki. Na nim pisało się "Sekret" :-)
Gra w noża. Jak się trafiło w kamień mówiło się "żyd".
Gra w podchody. Biegało się z kawałkiem kredy i na każdym skrzyżowaniu chodników robiło się strzałki. We wszystkich kierunkach dla zmyłki.
A na śmigusa dyngusa robiliśmy takie balony na wodę ze smoczka i zakrętki od butelki. Najlepsza butelka była po 1,5l Ptysiu ;-)
Gra w noża: Rysowało się na ziemi duże koło (zwykle wychodziło jajko:), dzieliło się pół. Nożem rzucało się w połowę przeciwnika. Po
Rysowało się kredą ogromne koło na asfalcie, dzieliło na równe części dla każdego gracza, a każdy z nich wybierał sobie nazwę państwa. Później "rozgrywający" stawał na środku koła i rzucał piłeczką tenisową między swoimi nogami do tyłu mówiąc: Wywołuję czarne piwko naprzeciwko... i tu nazwę jakiegoś państwa. Wszyscy uciekali jak najdalej, a ten "wywołany" musiał biegać po piłeczkę. W momencie,
mówimy o zabawkach z lat 90', nie użytkownikach, którzy się wtedy urodzili ;)