Od ponad roku pracuję jako lekarz w hospicjum domowym (na wsi i w mniejszych miejscowościach).. i tak mnie naszło na przemyślenia, bo to wg mnie niezła szkoła życia.
Jeśli macie pytania - odpowiem. Uwaga, przemyślenia są moje własne osobiste, pisane w lekkich emocjach.
Jest 6:00 rano, niedziela. Zawsze sądziłam, że normalny człowiek o takiej porze smacznie śpi przekręcając się na drugi bok ze słodką myślą ‘jak dobrze, że dzisiaj mogę się wyspać’. Jednak ja dzisiaj się nie wyśpię. Jadę pracować. W odległym o 150 km od Warszawy hospicjum domowym rozciągającym się przez wiele urokliwie położonych niewielkich miejscowości i wsi.
Hospicjum domowe to miejsce dla ludzi chorych, dla których aktualnie praktykowana medycyna nie ma opcji radykalnego leczenia choroby. Chorzy przebywają w domach, gdzie odwiedzają ich m.in pielęgniarki, lekarze, psycholodzy, rehabilitanci. Wszyscy skupiają się przede wszystkim na leczeniu objawów i zapewnieniu jak najlepszej jakości życia choremu oraz pomocy rodzinie.
Z czym kojarzy Ci się słowo ‘hospicjum’? Co odczuwasz jak słyszysz to słowo?
Standardowa reakcja to połączenie strachu z niechęcią. ‘Jak nie muszę to nie chcę mieć z tym nic wspólnego’. Kojarzy się ze schorowanymi, starszymi ludźmi. Z bólem, bezsilnością, śmiercią. Myślałam na początku bardzo podobnie. Po ponad roku pracy chciałabym podsumować część moich spostrzeżeń.
Hospicjum to sztuka godzenia się z tym, że życie płynie, a kolejne etapy następują po sobie nieuchronnie. To twarda nauka pokory dla wszystkich, bo czasami nie da się zrobić wiele więcej niż pogodzenie się z bolesną rzeczywistością. Nieważne czy jesteś chorym, rodziną, lekarzem, pielęgniarką, czy masz miliony czy ledwo wiążesz koniec z końcem.
Chory, a w szczególności jego rodzina, doświadcza różnych emocji/uczuć. Często zdarzają się: brak pogodzenia z chorobą, walka ponad siły, żal, strach, złość, bezsilność, łzy, krzyk, wypieranie.
U większości następuje jednak moment spokojniejszy, w pewnym sensie zaakceptowanie tego, co jest. Rodzina i chory zaczynają cieszyć się każdym złagodzonym objawem i każdym lepszym dniem. Potrafią doceniać najdrobniejsze rzeczy: możliwość przejścia 10 metrów albo utrzymania w ręku kubka z herbatą, zmniejszenie się duszności czy bólu, rzadsze uciążliwe zaparcia, przespaną noc, zmniejszenie się duszności czy uśmierzenie bólu. To są często bardzo proste rzeczy, na które zdrowi ludzie w codziennym życiu w ogóle nie zwracają uwagi. W hospicjum potrafią być świętem.
Czas człowieka na ziemi jest ograniczony, nikt nie wie ile go zostało. Zdrowi ludzie rzadko o tym myślą. Chorzy w obliczu świadomości choroby mają poczucie ograniczonego czasu. Celebrują rzeczy najważniejsze, nie rozdrabniają się na wiele tematów, nie rozpraszają się. Co jest wtedy istotne? Najważniejszy, najbardziej cenny dla chorego jest czas spędzony z najbliższymi, choćby krótka interakcja z drugim człowiekiem. Rozmowa, skupienie się, podanie szklanki wody, wysłuchanie, posiedzenie obok.
Oczywiście ważne jest poukładanie rzeczy materialnych, ale schodzą one na dalszy plan.
Ludzie aktualnie ciągle pędzą, każdy ma mnóstwo zajęć. Chory zazwyczaj cierpliwie czeka na chwilę pobycia z najbliższymi, nawet jeśli ta chwila to tylko pół godziny dziennie..
Hospicjum domowe to różnorodność. Różnorodność warunków, bo są domy bardzo zadbane, ale dużo jest domów bardzo, bardzo biednych. Różnorodność okoliczności przyrody, zdarza się, że bardzo ciężko jest gdzieś dojechać, bo na polnej drodze leży gruba pokrywa śniegu. Miałam okazję obserwować zmieniające się pory roku, życie ludzi dostosowane do przyrody. Lasy pokryte kolorowymi jesiennymi liśćmi, soczyście zielone łąki, jeziora skąpane w letnim słońcu, wierzby jak ze starych podręczników.
To różnorodność emocji, z którymi chory stara się sobie radzić, w obliczu których rodzina i osoby pracujące w hospicjum muszą zachować spokój i cierpliwość. Bez tego ciężko jest zbudować zaufanie czy po prostu pomóc choremu.
Wreszcie hospicjum to różnorodność i nieprzewidywalność sytuacji, które potrafi stworzyć tylko życie. Starsza wdowa na wózku inwalidzkim z synem alkoholikiem i niepełnosprawną córką. Piękny dom z umierającą siostrą mieszkającą dotychczas wiele lat za wielką wodą. Samotność w małej chatce bez bieżącej wody. Walka o każdy najdroższy dostępny lub mniej dostępny lek dający nadzieję, a innym razem walka o każde 2 złote, bo to chleb. Człowiek żyjący kilka lat, mimo, że miał żyć ‘nie dłużej niż 3 miesiące’. Młody dotychczas zdrowy mężczyzna szybko i niespodziewanie chudnący 20 kilogramów i unieruchomiony w łóżku, marzący o tym, żeby przejechać się po podwórku motocyklem.
...i tak można by długo opowiadać.
Czego nauczył mnie rok pracy w hospicjum? Dał mi potrzebę i większą umiejętność doceniania ‘małych rzeczy’. Dał mi szerszy pogląd na to jak żyją/czują/reagują inni ludzie. Pokazał co jest najważniejsze dla człowieka w tak trudnym czasie. Dał mi wiele cennych doświadczeń, nie tylko medycznych, ale przede wszystkim ludzkich. I ciągle uczy mnie dystansu do niewielkich problemów dnia codziennego.
ps. ostrzegałam, że w emocjach;p
Tutaj wersja ze zdjęciami (na profilu fb):
https://www.facebook.com/MDAne...
Komentarze (116)
najlepsze
Mam do Ciebie dwa pytania.
Czy zauważyłaś, że ludzie chorzy w szczególności Ci młodzi i w średnim wieku, (nie
Zacznę od starszych i tutaj nie zaskoczę, bo starsi zazwyczaj kierują się bardziej do Boga w trudnych chwilach. Nawet jak całe życie byli mało wierzący.
Odnośnie młodych - oni pytają: dlaczego? Dlaczego mnie to spotkało? I nie ma schematu, niektórzy kierują się do Boga, ale chyba większość jest w pewnym sensie zła/obrażona/wkurzona/niepogodzona z tym, że choroba spotkała ich (mimo niezaawansowanego wieku) i się buntują. Trwa to do końca życia, albo
@jadwiga-m: jakie to jest prawdziwe..
Dziękuję Jadwigo.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja już byłam chora na nowotwór. Wyzdrowiałam, ale to co widziałam sprawia, że na pewno nie interesuje mnie umieranie w żadnym hospicjum. Jeśli kiedyś znowu zachoruję, ale tym razem nie będzie szans na wyleczenie, to chcę żyć aktywnie do momentu, w którym to życie będzie mi sprawiało radość, a potem elegancko zakończyć temat. Kilka miesięcy leżenia w łóżku mnie nie interesuje. Dlatego chcę, by eutanazja dla śmiertelnie chorych
Pytają o marichuanę, o alternatywne metody i tak dalej.
Myślę, że jak ktoś będzie chciał to, tak jak piszesz, poradzi sobie z tym.
Chociaż jak widzę leżących pacjentów z odleżynami na całym ciele, w zasadzie bez kontaktu (więc nie mają szans o to zapytać) to czasem się zastanawiam jak to jest. Staram się wtedy obstawiać jak najlepiej lekami..
Na razie zamierzam kontynuować pracę w hospicjum, jak długo? Nie wiem, zobaczymy. Mam mnóstwo innych zajęć w życiu, a chciałabym trochę zwolnić tempo..
Pewnie, że się przywiązujemy do pacjentów i do rodzin. Widujemy się regularnie, jesteśmy w kontakcie, wspólnie walczymy o jeden cel. To łączy. Szczególnie, jeśli to trwa jakiś czas (bo zdarzają się też pacjenci przyjęci do opieki i
swoją drogą - jestem pozytywnie zaskoczona jak ludzie chętnie czytają o takim trudnym temacie...
Muszę być 'twarda' przede wszystkim jak jest przede mną pacjent (czy to w hospicjum, czy na wizycie w centrum onkologii) bo jak inaczej? Nie mam wyboru. Jak nie opanujesz/poradzisz sobie z emocjami pacjenta to nic nie zrobisz. Możesz co
Byłem u swojej mamy wczoraj.
Mieszka na wsi w dużym domu opalanym piecami kaflowymi.
W zimie ma 15 stopni w środku jak jest mróz na zewnątrz.
Na szczęście jest zdrowa (jak na swój wiek).
Jak wyjeżdżałem dzisiaj to siedziała na ławce przed domem i mi machała na pożegnanie.
Może po raz ostatni.
Wróciłem do domu i nie mogłem zasnąć.
Dlaczego ?
Bo już 40 lat na karku moje dzieci są jeszcze
Ja sama jestem mocno zarobiona i myślę o tym, żeby zwolnić.
Jeden Pan (leży w łóżku już 4 lata, a jak się tam kładł to dawali mu mniej niż pół roku życia), całymi dniami leży sam, bo rodzina jest zajęta gospodarką. Nie ma radia,
Od zawsze zadawałam dużo niewygodnych pytań przy winie i kawie zakonnikom, którzy byli moimi sąsiadami. Podważałam, poddawałam w wątpliwość, podchodziłam bardzo logicznie, takie 'szkiełko i oko'. Ale też starałam się słuchać i szanować.
Hospicjum nauczyło mnie, że nie zawsze mamy kontrolę. Mam taką myśl 'nie jestem Bogiem, nie uratuję wszystkich', mogę tylko pomóc tak jak potrafię. Staram się nie popadać w nadgorliwość.
A odpowiadając na pytanie wprost: