Jak zgubić samochód? Piłkarskie absurdy: Peter Crouch o Borucu, Balotellim, Arnautoviciu.
„Mam 24 lata, właśnie podpisałem kontrakt z aktualnym zdobywcą Pucharu Europy i woda sodowa uderzyła mi do głowy.” To słowa Petera Croucha. Jednego z nielicznych piłkarzy, którzy bez problemu potrafili się przyznać, że przynajmniej na chwilę odbiło im przez piłkarski świat. Jednak nie każdy zawodnik równie dobrze radzi sobie z sławą, zainteresowaniem mediów, powszechną rozpoznawalnością, wymarzonym transferem. Zwłaszcza zaś z napływem sporej ilości gotówki. Wymownie potwierdzają to piłkarskie absurdy, o których opowiada Crouch w książce „Jak być piłkarzem”.
Samochody
Faceci kochają samochody. Bez wyjątku. Często dbają o swoje cacka jak o członka rodziny, nawiązują z autem więź. Nierzadko nadają mu też imię. Na przykład samochód mojego brata to „Rachel”. Tak, fani „Przyjaciół”, dobrze kojarzycie. To wszystko to jednak nic. Piłkarze z racji swojego statusu posuwają się znacznie dalej. Im więcej pieniędzy, tym większa ekstrawagancja.
Peter Crouch po transferze do Liverpoolu kupił astona martina. Równie szybko jak stał się posiadaczem tego samochodu, to go sprzedał. A wszystko za sprawą przypadkowego spotkania z Royem Keane'em, który spojrzał na szpanującego Crouchiego z lekką pogardą. Peter nie chciał być jednym z futbolowych frajerów – opuszczone szyby, „zimny łokieć”, głośna muzyka, okulary słoneczne, – więc się otrząsnął. Innym niestety odbiło znacznie bardziej.
„Czy poza światem piłkarskim znajdzie się ktoś, kto kupi samochód, którym nie będzie mógł jeździć i nie będzie w stanie go zaparkować?”
Nile Ranger, były napastnik Newcastle, zmodyfikował nazwę swojego range rovera na… uwaga, uwaga… Power Ranger Rover. Marko Arnautović pokrył ponadczasowego rolls-royce’a chromem. Uczynił to za namową słynącego z niekonwencjonalnych zachowań Mario Balotellego. Włoch chętnie doradzał innym, ale dla siebie również miał w zanadrzu dziwne pomysły. Otóż postanowił przemalować swojego bentleya continentala GT – auto warte ponad milion polskich złotych – w zielono-brązowe barwy maskujące. Bardziej obrazowo mówiąc wojenne barwy moro. Jako że Mario nie parkował w lesie, a w centrum miasta, często pod klubami nocnymi, kamuflaż nie był najlepszy i każdy dokładnie wiedział gdzie Włoch akurat przebywa. Jak się domyślacie raczej trudno było znaleźć drugie takie auto w promieniu wielu kilometrów.
Jermaine Pennant natomiast zapomniał, że zaparkował porsche pod dworcem kolejowym. Nie byłoby w tym nic szczególnego, w końcu nie on pierwszy miałby problem z zlokalizowaniem auta na parkingu, gdyby nie fakt, iż przypomniał mu o tym po kilku tygodniach jego były klub Real Saragossa! Pennant grał już w Anglii! Ile trzeba mieć kasy, aby zapomnieć o porsche?! Zaparkowanym w innym kraju!? Drogi Jermaine, jeśli nie chcesz tego porsche wystarczy słowo, chętnie się nim zaopiekuję! ;)
Tatuaże
Samochody, nawet te wyglądające najbardziej absurdalnie, to rzeczy nabyte. Można je przemalować, zamknąć w garażu, albo po prostu sprzedać i zostaną po nich jedynie wspomnienia. Zupełnie inaczej jest w przypadku tatuaży. Z reguły mają być trwałe, na całe życie. Obecnie można je, co prawda usunąć, ale nie jest to zbyt proste. Patrząc na pewne malowidła widoczne na ciałach piłkarzy, można dojść do wniosku, że niektórzy z nich byli chyba niepoczytalni decydując się na dany tatuaż.
„Gdziekolwiek nie spojrzysz, czyste szaleństwo.”
Jeden z piłkarzy Portsmouth wytatuował sobie na bicepsie słowa „Pure guns”, a zaraz obok rzekome dziury po ranach postrzałowych. Seriously?! To jednak nic. Nile Ranger – tak ten od range rovera – ma na skroni wytatuowane… swoje nazwisko! Niebywałe! Tu nasuwa się jedyne słuszne pytanie: po co?! Czy cierpi na jakiś rodzaj amnezji, że musi spojrzeć codziennie w lustro, aby dowiedzieć się jak się nazywa? A może po prostu nie lubi się przedstawiać?
Alberto Moreno ma wytatuowanego szympansa w okularach, z słuchawkami, który całuje lufę pistoletu. Do najgorszych tatuaży piłkarzy można zaliczyć także ten Artura Boruca. Otóż na brzuchu Polaka znajduje się wypięta małpa, której odbyt stanowi pępek bramkarza. Komentarz jest raczej zbędny.
Ciuchy
Pięć tysięcy funtów za marynarkę, czy też para trampek za jedyne 650 funtów to standardowe ceny garderoby piłkarzy. Peter Crouch kupił kiedyś sweter od Prady z wielbłądziej wełny za bagatela 800 funtów. Żądana kwota wyjaśniała brak metki przy produkcie. Sweter nie dość, że był drogi to jeszcze brzydki. Mimo to Anglik go kupił. Przy kasie trudno się było przyznać, że cena jest horrendalna nawet dla dobrze zarabiającego piłkarza.
„Piłkarze uwielbiają się stroić. Mają pieniądze, są młodzi, zwykle mają też wysportowane ciała. Mimo to tak wielu z nich nadal w tym obszarze błądzi.”
Piłkarz chcący się wyróżniać w sferze modowej łatwo może przeholować. Djibril Cissé nosił okulary bez szkieł. Po prostu same, puste oprawki. Można? Można. Innym razem Francuz poszedł na miasto z metalowym rękawem na ramieniu i dłoni, wyglądał więc jak Terminator. Czasem nosił również spódnice. Zaś niezawodny Mario Balotelli miał wełnianą czapkę, „z której wystawało pięć pomponów kojarzących się z palcami u dłoni”. Trend się powszechnie nie przyjął. Ciekawe, dlaczego?
Inne absurdy
Ludzie lubią zwierzęta. Piłkarz też człowiek, więc posiadanie przez niego domowych pupili nikogo nie powinno dziwić. Pies, kot, papuga. Nic szczególnego. Jeden zawodnik poszedł jednak o krok dalej, a właściwie dosyć popłynął w tym temacie. Zafundował sobie akwarium. Nieco kosztowne, bo droższe od… wartości przeciętnego mieszkania! To jeszcze nic. Trzymał w nim rekiny. Tak, żywe.
Inny delikwent zaparkował ferrari przed nocnym klubem. Następnie oparł się o maskę samochodu licząc, że poderwie jakąś dziewczynę wychodzącą z klubu. Samochód nie był nawet jego, wynajął go. Gdyby się uprzeć, można by go nawet pochwalić za przedsiębiorczość. Nie wiedząc, czy metoda poskutkuje, nie kupił drogiego samochodu. Taki sprytny kasanowa.
Mało przykładów piłkarskich absurdów? To przeczytaj jeszcze jeden. Do obrońcy Stoke Marca Wilsona, co tydzień przyjeżdżał barber, który przycinał mu brodę oraz „golił kilka linii na czaszce”. Barber był z Londynu. Oba miasta dzieli ponad 250 kilometrów, a bilet kolejowy kosztuje około dwustu funtów. W jedną stronę. Usługa do najtańszych z pewnością nie należała. Ale kto bogatemu zabroni?
Euro zamiast szarych komórek
Przytoczone przez Petera Croucha przykłady to z pewnością kropla w morzu podobnych historii. Są one jednak wystarczająco spektakularne i dobitnie potwierdzają, że kasa potrafi uderzyć do głowy. Z perspektywy kanapy dziwimy się tym wszystkim pomysłom i kuriozalnym zachowaniom. Lecz czy możesz z całkowitą pewnością powiedzieć, że nie „odbiłaby ci palma” gdyby na twoim koncie nagle znalazła się zawrotna suma pieniędzy? Co więcej, takie wpływy powtarzane były z każdym kolejnym przelewem przychodzącym? Niezależnie od odpowiedzi, miło byłoby mieć szansę się o tym kiedyś przekonać. Mam jednak nadzieję, że w takiej sytuacji moje szare komórki przeważyłyby ilość euro na koncie. Bo jak widać po książce Crouchiego, u niektórych piłkarzy bywa z tym różnie.