W każdej brygadzie budowlanej, w jakiej bym nie pracował, musi się znaleźć taki jeden wyjątkowy zboczuch. Gość zawsze wiedzie prym w opowiadaniu miłosnych historii i komentuje każdą mijaną laskę, opowiadając przy tej okazji swoje seksualne i często w obrzydliwy sposób wypowiedziane fantazje na jej temat.
Żeby było też jasne, zboczuch to przeważnie najbardziej zdziadziały typ z ekipy. Przeważnie nie ma co najmniej połowy zębów, a te które ma, wyglądają jak takie małe czarne igiełki. U budowlanego zboczucha, często nos zmieniał już kilka razy swoje miejsce w wyniku jakiejś bójki po pijaku lub ataku gościa który usłyszał jakieś komentarze zboczucha w stosunku do dziewczyny tego gościa. Zboczuch zawsze łazi w takich schodzonych brudnych butach, ale jedno o co w swoim wyglądzie dbał to fryzura. Fryzura zboczucha zawsze jest przyczesana i przystrzyżona. Nie wiem czemu tak jest, ale typ zboczucha budowlanego zawsze ma przy sobie grzebień i na koniec pracy, przed wyjściem z pakamery zaczesuje sobie te swoje tłuste lub zapylone włosy.
Szpachlarz Rysiu – typowy typ zboczucha o wszystkich charakterystycznych dla swojego typu cechach: brakująca połową zębów a druga połowa w formie cienkich czarnych igiełek, gość o nieskazitelnym zapachu zgnilizny z ust, o nosie połamanym w pijackich bójkach, o głosie zachrypniętym od picia czystego spirytusu i wielu innych jeszcze cechach typowego budowlanego dziada lat 2000. I ten typ pomimo swoich wątpliwych walorów uroku osobistego, wciąż tylko nawijał o pannach określając je Andziami i przechwalając się czego to on by im nie zrobił i po każdej takiej wypowiedzianej fantazji, Rysio zaczynał się głośno śmiać.
Miał do tego Rysio coś takiego jak śmiech dziada budowlanego. Śmiech dziada to taka przypadłość, że gość najpierw się z czegoś śmieje a potem ten śmiech przechodzi w kaszel. Kaszel przechodzi w takie dławienie się. Dławienie się, przechodzi w takie duszności, że rozbawiony delikwent na koniec ledwo może zaczerpnąć powietrza. Typ robi się czerwony i wychodzą mu żyły na czole, krztusi się jakby miał zaraz wypluć płuca. Z oczu lecą mu łzy i już wydaje się, że gość zaraz umrze, kiedy następuje kulminacja tego wszystkiego w postaci głośnego odchrząknięcia nagromadzonej w płucach flegmy i innych dziwnych substancji i splunięcia tego wszystkiego na podłogę, czemu towarzyszy kilkukrotne wypowiadane na cały głos KUURRRWA przy próbie złapania po tym wszystkim oddechu.
A pomyśleć, że wszystko to tylko dla tego, że ktoś powiedział coś śmiesznego. Zdarzało się, że trzy czwarte brygady w której pracowaliśmy z Lejsem, cierpiała na śmiech dziada. Żebyście mogli sobie wyobrazić ten widok. Goście wyglądali, jakby każdemu z klatki piersiowej miał zaraz wyjść obcy z filmu Obcy.
Czasem, jak trafiliśmy do mocno zdziadziałej ekipy, to lubiliśmy ich czymś rozśmieszyć, tylko po to, żeby sobie popatrzeć, jak sześciu czy siedmiu bezzębnych chamów dławi się ledwo zipiąc. Tylko to sobie wyobraźcie. No i wyobraźcie sobie podłogę po tym wszystkim… Podłogę w mieszkaniach, w których ktoś dzisiaj mieszka…
Ale wracając do Rysia, nie dość że był on jednym z największych dziadygów i erotomanów jakich spotkałem na budowie, to jeszcze uwziął się na jednego typka i dręczył go na tle seksualnym.
Raz robiliśmy remont takiego biurowca, gdzie na trzech pozostałych piętrach, pracowali ludzie z biur. Sporo osób chodziło do pracy z teczką i garniturem a to działało na Rysia jak płachta na byka. Kiedy mijaliśmy takiego jadąc busem do roboty, Rysiu ożywał i zaczynał przeklinać i złorzeczyć gościa:
- DZIELIŚCIE? DZIELIŚCIE GARNITURA? PACZCIE JAKI GARNITUREK! KRAWACIK! TECZKA! A W TECZCE CO NIESIE? A PEWNO PINIENDZE! NASZE PINIENDZE, MOJE PINIENDZE! NA LUDZIACH SIĘ DOROBIŁ!!! – i te ostatnie słowa mówił takim gołębim głosem.
I nie ważne było co facet miał tak naprawdę w tej teczce, dla Rysia były tam nasze pieniądze, przepraszam, PINIENDZE…
Jednego dnia, stojąc z Rysiem w windzie, zobaczyłem, jak jeden gościu w garniturze, widząc że winda jeszcze nie odjechała, przyspieszył kroku żeby razem z nami pojechać tą windą. Kiedy zobaczyłem, że drzwi już mają się zamknąć, machnąłem ręką przy czujniku, to się drzwi otworzyły a facet wsiadł do windy i podziękował. Rysiu zmierzył go tylko wzrokiem i wyskoczył z windy, wyciągając mnie z niej za fraki. Winda odjechała a Rysiu zaczął mnie opierdylać, że komu ja pomogłem? GARNITUREK NIECH SE PO SCHODACH IDZIE ALBO CZEKA NA NASTĘPNĄ WINDĘ. Powiedział Rysiu i stwierdził jeszcze, że lepiej by było gdyby mu garnitur PINIENDZE oddał.
No ale w końcu to my pojechaliśmy kolejną windą.
Robił z nami wtedy taki jeden Twarożek. W porzo gość ale trochę śmieszny. Gościu był wysoki i niesamowicie chudy i ciągle jadł twaróg. Generalnie wszystko sprowadzał do twarogu. Jak go uczyli mieszać gips, to skwitował to, że „CZYLI TAKI TWAROŻEK MA WYJŚĆ?” Miał kiedyś coś pomalować i mu nie wyszło, to zwalił na farbę, „TA FARBA TO JAKIŚ TWARÓG TAKI!” No i jak paliliśmy szlugi, to ten kazał na siebie chwilę poczekać, bo „TO JA SKOCZE PO TWAROŻEK JESZCZE” i szedł do pakamery i wyciągał z siatki twarożek a potem wpieprzał go równolegle do palonego papierosa, normalnie zagryzał twarogiem szlugi. Raz chciał szybciej skończyć pracę a jak się go wujek zapytał czemu, to ten powiedział „BO JA DZIŚ MUSZĘ TWARÓG NASTAWIĆ”
Twierdził też, że ryby najlepiej mu biorą na czapę twarogową a on sam uwielbia karasie z twarogiem.
Nie dziwi więc chyba ksywka Twarożek? Jego życie było pełne twarogu i chyba był z tym całkiem szczęśliwy, oczywiście do czasu kiedy na budowie skrzyżowały się losy jego i pana Rysia.
Twarożek był bardzo nieśmiały. Stary budowlany wyjadacz Rysiu zauważył to. Jeśli Ryś nie nadawał akurat na jakiegoś garniturka, to tylko o babach nawijał i o tym czego on by im nie zrobił i zdradzał przy tym najdrobniejsze szczegóły swoich erotycznych marzeń. Kiedy Ryś zauważył, że Twarożek jakoś mało udziela się w temacie, to go Rysiu zaczął podpuszczać. I uwziął się stary zboczuch na Twarożka i chodził za nim cały dzień i edukował go seksualnie.
- BO WIESZ Twarożku, że one to mają po dwie dziurki?
- A wiesz Twarożku, jak się patelnię robi?
- A wiesz, że jak sucho, to popluć trzeba?
- A wiesz, że palcem też możesz?
- A miałeś ty już babę Twarożku?
Twarożek na to że nie, a Rysiu wtedy:
- Oj żałuj, żałuj!
- Andzie byś se znalazł!
- Andzi byś skosztował!
- Andzię z tyłu, Andzię z przodu, Andzię grubą, Andzię chudą…
- Andzia, Andzia, Andzia…
- TYLKO TWARÓG ZMYJ, HEHE ON NIE WIE JAKI TWARÓG, HEHE, HŁE HŁE, EHEHEHE… (śmiech dziada budowlanego)
I tak codziennie pytał biednego Twarożka czy miał już babę i czy ciupał i jakie zna pozycje ciupania i czy widział kiedyś „brzoskwinkę” a jak nie widział, to żeby przynajmniej sobie gazetę kupił w której zobaczy, żeby się potem nie zdziwił.
Biedny Twarożek już nie mógł tego wytrzymać. Widać było, że ma już dosyć, ale bał się Rysia, więc zaciskał wargi i tolerował docinki starego zboczucha. Jadł tylko dwa razy tyle twarogu co wcześniej.
Wpadłem w końcu na taki pomysł, bo mi się już żal tego Twarożka zrobiło, i mówię mu że musi powiedzieć Rysiowi, że ciupał to mu w końcu stary zboczeniec da spokój. No i wymyśliliśmy taką historię, że po pracy byliśmy na plaży i nas jakieś laski zaczepiły żeby im plecy nasmarować. Potem one nasmarowały plecy nam, a potem je Twarożek ciupał, te wszystkie laski w krzakach róży na wydmach.
No i pyta się Rysiu następnego dnia czy Twarożek w końcu pociupał. Twarożek czerwony zaniemówił. Więc ja szybko wkroczyłem do akcji i mówię do Rysia:
Panie Rysiu, najlepszą LASKĘ NAM twarożek sprzątnął, trzy były i wszystkie trzy wyciupał! Nasmarował im plecy i zabrał w krzaki. Panie Rysiu, co za Andzie!
Rysiu zdębiał i pyta się Twarożka:
- PRAWDA TWAROŻEK?
- PRA-PRAWDA – odpowiedział Twarożek.
Twarożek zrobił się czerwony i zaczął coś dukać z siebie aż w końcu wyjąkał:
- RU-RUCHAŁEM WCZO-WCZORAJ, RU-RUCHAŁEM W KRZA-KRZAKACH RÓŻY NA PLAŻY.
- RUCHAŁ PANIE RYSIU – dodałem ja a Lejs przytakiwał głową.
- WSZYSCY RUCHALIŚCIE? Zapytał Rysiu i wywiązała się mniej więcej taka rozmowa:
- TY-TYLKO JA – odpowiedział Twarożek, ale stary Rysiu, nie był taki głupi i zaczął zadawać pytania.
- A ONE TO W STROJACH KĄPIELOWYCH BYŁY?
- TAK PANIE RYSIU.
- A ONE WCZEŚNIEJ TO PŁYWAŁY W MORZU?
- TAK PANIE RYSIU.
- TO JAK JE SPOTKALIŚCIE NA TEJ PLAŻY, TO TE STROJE MIAŁY JESZCZE MOKRE, TAK?
- TA-TAK PA-PANIE RY-RYSIU – zaczął się już jąkać Twarożek, bo już musiał się bardzo niezręcznie czuć.
TO SKORO BYŁY W STROJACH KĄPIELOWYCH I WYSZŁY Z WODY I TE STROJE BYŁY JESZCZE MOKRE, TO IM SIĘ PIPKI MUSIAŁY ODZNACZAĆ W TYCH KĄPIELÓWKACH, ODZNACZAŁY SIĘ? – krzyknął pan Rysiu, a wtedy Twarożek wypalił:
- NIE WIEM, NIE WIEM, BO JA IM SIĘ TAM NIE PATRZYŁEM – na co Rysiu, krzyknął na cały głos:
- SRAŁEŚ TY A NIE RUCHAŁEŚ W TYCH KRZAKACH! (śmiech dziada XD)
I wtedy mi się tak jakoś głupio zrobiło, bo staliśmy przed tym biurowcem i paliliśmy pety w jednym z dwóch miejsc, w którym można było palić przed tym budynkiem. W drugim miejscu stało kilka garniturów i kilka lasek razem z nimi a Rysiu tak głośno krzyknął o tym „sraniu a nie ruchaniu”, że się to całe towarzycho spojrzało na nas i parsknęło takim głupim śmiechem.
PS
A ja szlifowałem potem te ściany co je pan Rysiu po-szpachlował. Bylejakość jego pracy spowodowała na szpachlowanej przez niego powierzchni same góry i doliny (co ciekawe alternatywną nazwą tej czynności było wykonywanie gładzi, ale pozostanę raczej przy określeniu szpachlowanie, bo to co często robili budowlańcy w ramach tej czynności, z gładzeniem raczej nie miało wiele wspólnego) i tak sobie myślałem o tym, co to garniturowe towarzystwo musiało o nas myśleć. Pierwszy raz się w ogóle wtedy zacząłem zastanawiać nad czymś takim i nad tym, kim jestem i kim będę. Zauważyłem, że ja i oni, czyli te garnitury, to dwa całkowicie inne i bardzo odległe od siebie światy. Kto wie, może im nikt godzin nie potrącał, może dostawali co miesiąc te same wypłaty, mieli własne mieszkania i wolne popołudnia? Kończyli sobie prace o piętnastej, kiedy ja o piętnastej miałem do odpracowania jeszcze ze trzy godziny (te trzy godziny, co potem przy wypłacie, pewnie zostaną mi obcięte), w syfie ze zboczonymi Rysiami i do tego w obdartych łachmanach a wszystko po to, by na koniec dostać marną wypłatę i to do tego jeszcze pomniejszoną o jakieś wujkowe potrącenia. Dostawałem ledwo na jedzenie, ledwo na to, by mój organizm zdolny był do pracy dla wujków, czy tam finalnie dla deweloperów. Chociaż młody, byłem pieprzonym budowlanym robolem. I wtedy pierwszy raz przeszła mi przez głowę myśl, że może powinienem spróbować pracy poza budowlanką.
I wiecie co?
… pojawiła się opcja, żeby spróbować swoich sił…
…w polskiej stoczni….
Komentarze (63)
najlepsze
Kto będzie chciał posłuchać to posłucha, a kto przeczytać, ten przeczyta ¯\_(ツ)_/¯
Już się nie mogę doczekać :)
Dawaj.