Często narzekacie na długość kolejek do lekarza? Czekacie miesiącami albo i latami w kolejkach do zabiegów? Zastanawialiście się kiedyś dlaczego tak jest? Jeżeli tak - postaram się Wam to pokrótce wyjaśnić.
Mój różowy jest lekarzem na specjalizacji laryngologicznej we Wrocławiu. Na medycynie znam się jak świnia na gwiazdach, chociaż po wszystkich zasłyszanych opowieściach i tak nieco nieco lepiej od przeciętnego Kowalskiego. O rzeczach stricte medycznych nie będę pisał, skupię się bardziej na organizacji tego cyrku, który zwany jest powszechnie Narodowym Funduszem Zdrowia.
Wywód podzielę na dwa etapy: pierwszy, kiedy to mój różowy pracował na SORze w mieście Świętej Wieży oraz drugi, kiedy dostał się na specjalizację.
SOR: generalnie syf, kiła i mogiła. Lekarze pracujący nawet po kilka dni z rzędu (bo brak pracowników i trzeba brać dyżury) nie pozwala się wyspać. Efektem tego były sytuacje, kiedy jeden lekarz musiał przez cały tydzień (7 dni z rzędu po 24 godziny na dobę) siedzieć w dyżurce. A praca w takim miejscu to nic innego jak ciągły zapie***l. Nie mówię już o umysłowych amebach, które przychodzą na oddział RATUNKOWY z połamanymi paznokciami (autentyczne!), ale największych zmorach takiej pracy: biurokracji i żulach. Biurokracja, czyli oszczędność szpitala na sekretarce, która ogarniałaby całą papierologię - przyjęcia, wypisy itp. (i ta zajmująca pół strony wypisu "sekcja prokuratorska"). Wyobrażacie sobie sytuację, kiedy lekarz musi dzwonić po wszystkich przytułkach w okolicy i wypytywać o wolne miejsce dla pana spod mostu albo wyrzuconej z mieszkania matki z dzieckiem? Niestety ale takie sytuacje zdarzają się bardzo często. A kolejka rośnie i rośnie... Każdy papierek musi być wypełniony przez lekarza, bo nikt inny tego nie zrobi. Masz dziennie po 30-40 pacjentów (z których połowa przychodzi z problemami jak wyżej), z badaniem wstępnym, przyjęciem, wypisami, receptami, podawaniem leków - lekarz nie ma kiedy odpocząć. Takim oto sposobem leczą nas półżywe zombiaki; ci, którzy byli na dyżurach po kilka dni z rzędu nie wiedzieli później, jak się nazywają. Druga sprawa: żule. Gość, którego znaleźli w śmietniku musi być obowiązkowo przewieziony na SOR i tam zbadany. Robi się z miejsca WSZYSTKIE badania, na które normalnie trzeba czekać po kilka miesięcy. Taki pan, który od roku się nie mył śmierdzi okrutnie - nie zazdroszczę pielęgniarkom, które takiego delikwenta muszą rozebrać, umyć i doprowadzić do porządku. Taki pan śmierdzi zaschniętym moczem, w jego sztywnych skarpetkach larwy pełzają sobie bez większych przeszkód, a wszędzie, gdzie rosną włosy, można znaleźć przynajmniej kilkanaście wesz. Były sytuacje, kiedy musiano zamykać oddziały, bo po kontakcie z lodowatą wodą podczas prysznica wszy rozbiegały się na wszystkie strony i trzeba było wzywać ekipę zajmującą się dezynfekcją (trwa to około kilku godzin). Dodatkowo, aby przewieźć gościa do izby wytrzeźwień jego poziom upojenia musi zejść do poziomu 4 promili. ZEJŚĆ!!! Trafiły się osoby, które miały i po 8; smród który się roznosił po oddziale przez okres trzeźwienia żula był nie do zniesienia. I smaczki: jeden z panów podczas badań wstępnych delektował się... wszami, które znalazł w czapce. I takiego żula też trzeba przyjąć, zbadać, zdiagnozować, czekać na wyniki, zalecić leczenie - procedura jest powtarzana nawet wtedy, gdy trafia on do szpitala co drugi dzień... za nasze, kurwa, podatki.
Wnioski: jeżeli macie dość czekania w kolejkach na badania polecam zaprawić się jakimś mocniejszym trunkiem i poczekać chwilę na ławce. Zgarnie Was pogotowie, zawiezie do szpitala i voilà! - wszystkie badania macie z miejsca, bez kolejek.
Specjalizacja: tutaj aż tak tragicznie nie jest, chociaż i tu trafiają się pierdoln*&^i pacjenci (materiał na oddzielny wpis). Co mnie zaintrygowało to fakt, że różowy bierze udział w zabiegach - wycinanie wyrostka, operacje przegrody, krtani i co tam jeszcze się na laryngologii robi. Na niektóre zabiegi i do poradni trzeba czekać nawet kilka lat! Pytanie brzmi - dlaczego? Pomijam już, że tak jak w przypadku wyżej całą papierologię muszą wypełniać lekarze. Co bardziej przykuło moją uwagę to to, że niektórzy ludzie to roszczeniowe skur03074 (kto? ---> skurws234234). Absolutnie wszystko się należy. Zabieg na za dwa miesiące? A czemu nie jutro? Ale to on nie może bo zaplanował sobie wizytę u szwagra i mieli się napić. Następny termin za pół roku?! Jak to?! Gdzie jest dyrektor szpitala, idę na skargę! Nie wytłumaczysz takiej osobie, że na zabieg albo wizytę trzeba czekać w kolejce. A dlaczego są kolejki? Bo przed nimi przyszła grupka cwaniaków, którzy zapisali się na operacje lub wizyty w kilku szpitalach i idą tam, gdzie jest pierwszy wolny termin. I nie informują reszty szpitali, że zabieg się już odbył i na jego miejsce może przyjść inna osoba. Średnio na zabieg nie przychodzą 2 osoby na 5/6 zaplanowanych w ciągu dnia. Pomnóżcie sobie to przez liczbę szpitali i zobaczycie, jak bardzo skróciłyby się kolejki gdyby ten proceder jakoś ukrócić. Z tego co wiem nie ma obowiązku zabierania skierowań od lekarza rodzinnego przy planowaniu wizyty (na nich wyznacza się terminy zabiegów), dlatego taka osoba może pójść do wszystkich szpitali w województwie, zapisać się na zabiegi i potem pójść na ten, który najbardziej pasuje pod kątem terminów a resztę po prostu olać. Mój różowy raz się zdenerwował (na 6 zaplanowanych zabiegów zgłosiła się jedna osoba) i zaczął wydzwaniać do ludzi, którzy mieli się zjawić. Jeden zmienił numer, drugi nie przyjdzie bo zapomniał, trzeci już zrobił operację w innym szpitalu i nie widział nic złego w tym, że nie zadzwonił i nie poinformował nikogo na oddziale. I wyobraźcie sobie teraz, że gdyby tylko raczyli zadzwonić i powiedzieć że się nie zjawą na ich miejsce wskoczyłyby kolejne osoby z kolejki - 2,3,4 dziennie. Termin zabiegu skraca się o 1/3, w skrajnych przypadkach o połowę.
Reasumując - nie bronię lekarzy, bo (niestety) znaczna część z nich to konowały, ludzie bez krzty wrażliwości, nastawieni na trzepanie kasy w prywatnych klinikach i pracujący w szpitalach "bo trzeba". Wiem, że to nie jedyne problemy, które trapią polską służbę zdrowia, Chciałem zwrócić uwagę na problem całego społeczeństwa, jakim jest traktowanie służby zdrowia jak prywatnej lecznicy, gdzie mogę robić co tylko mi się żywnie podoba, bez patrzenia na innych. Proszę zatem - jeżeli macie znajomych. rodzinę, która narzeka na lekarzy w Polsce - postarajcie się skrótowo przedstawić ich stronę: pół dnia grzebania w papierach i 1/3 zajmowania się osobami które mogłyby wyleczyć się same Gripexem (uogólniam ale taka jest prawda). Jeżeli planujecie zabiegi w kilku szpitalach - zadzwońcie do innych i odwołajcie zabieg, bo przy kilku osobach to już robi znaczącą różnicę dla reszty pacjentów. Patrzcie na cały system opieki zdrowotnej z szerszej perspektywy, bo o ile jest on do natychmiastowej naprawy (a tego nie zrobi żadna z obecnych partii), to na część rzeczy mamy wpływ my sami!
Przepraszam za chaos w opowieści, jeżeli taki się przytrafił. Pisałem na szybko bo akurat mam wenę, dzień wolny i mi się chciało :D Pozdrawiam Mireczki i żyjcie zdrowo!
Komentarze (28)
najlepsze
A zrobić opłatę 5zł za drugą i kolejną wizytę w miesiącu i byłby spokój z Grażynami.
Z resztą o czym my mówimy? Jak w szpitalach burdel jest taki że standardowych procedur prostych jak budowa cepa nie ogarniają?
Przykładowo masz kolonoskopie musisz mieć na 3 dni przed dietę, a oni ci mówią na kilka godzin przed badaniem "Paanie nie szamaj mięsa bo wyjdzie że masz raka"
@cozaasy: Kto wie, czy
No ale co by się stało z żulikami i wiecznie bezrobotnymi...