Wpis z mikrobloga

#ciekawostkimuzykiklasycznej #muzykaklasyczna

Koncert B-moll:

http://www.youtube.com/watch?v=N7gh-5oI_lE

Piotr Czajkowski, rosyjski kompozytor, większość z was może kojarzyć go z "Jezioro Łabędzie", "Dziadkiem do orzechów" i jego poszczególnymi częściami. Nie, żebym szukał cały czas analogii do mirków przegrywów, ale ten akurat zasługuję na wzmiankę. Czajkowski był tym dobrzym chłopcem, nie zaznał problemów finansowych, jednakże był zamknięty w sobie, dziś przypisanoby mu łatkę asocjalnego introwertyka. Inni napisaliby, że jest mazgajem i płaczkiem, w sumie foch, to było jego drugie niepisane imię. Początkowo miał być prawnikiem, ale pewnego dnia posłuchał pozytywki i mu się odmieniło, poszedł na studia muzyczne. Mimo, że przebywał często z takimi znakomitościami jak Rimski-Korsakow i Musorgski, to nie sądził, że kiedykolwiek podoła by stanąć z nimi na równi w komponowaniu, a jednak udało mu się to, znacie go "lepiej" niż Musorgskiego, tak sądzę.

Lubił podróżować, był nawet w Nowym Jorku ( przypominam że był rok 1876 , brak samolotów, a powszechne były parowozy ~50 km/h ), jednakże to nie ta wyprawa była najważniejsza. Przełomem okazała się wyprawa do Paryża. Gdzie zobaczył operę Bizeta "Carmen". Narodziła się w nim fascynacja erotyzmem. Jego brat szybko zareagował na nowe pasje kopmozytora i zabrał go do sanatorium, żeby trochę ochłonął.

W 1877 roku, młoda siksa Antonina Milukowa, typowa fanka, zaczęła pisać do Czajkowskiego listy. Początkowo przepełnione pozytywnymi słowami wyrażającymi uczucia słodkie jak lukier na pączkach, przez zaprzeczenia aż po groźby samobójcze. Po tym ostatnim Czajkowski spotkał się rozpaloną niewiastą i nawet ją polubił. Wynikło z tego małżeństwo, które jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło ( 8 - 9 tygodni, zależnie od źródeł ) . Wszystko byłoby okej, gdyby nie natura kompozytora ( przypominam, płaczek ), która spowodowała u niego kolejne fazy depresji, co doprowadziło do próby samobójczej (wskoczył do Newy, mając nadzieję że z chłodu złapie zapalenie płuc, nic z tego). Z pomocą przyszła jego przyjaciółka o której w następnym akapicie. Jego "toważyszka życia" stała się możnaby powiedzieć typową na dzisiejsze czasy karyną, zmarła jako obłąkana.

Zaraz po małżeńskim incydencie, do Czajkowskiego przyszedł list od kolejnej fanki, tym razem w trochę innym tonie. Owa fanka nazywała się Nadieżda von Meck, miała masę kasy, nie wiedziała co z nimi robić. Zawarli listownie układ. Relacja polegała na tym, Czajkowski miał tylko komponować, a ona będzie mu regularnie wysyłać pensję. To wszystko pod warunkiem, że będą komunikować się drogą listowną. Odłożył samobójstwo na później.

Do dziś toczy się debata na temat tego czy Czajkowski rzeczywiście był homoseksualistą, środowiska LGBT pewnie płaczą ze szczęścia ( jakby bycie gejem odrazu robiło z kogoś kompozytora), że tak, a sami Rosjanie woleliby raczej o tym nie słyszeć ( jak już gej, no to w piach, a to że tworzy piękną muzykę to wkładamy między bajki ) . Jednakże, wiele źródeł przedstawia ciekawe zdarzenie jakie zaszło w życiu kompozytora. Siwiejący z przeżywanych wewnętrznie rozterek Czajkowski ( 53 lata ), poznaje osiemnastoletniego chłopca, bratanka hrabiego Aleksieja Stenbok-Fermora. Kiedy hrabia w końcu dowiedział się co się wyprawia, napisał list i przekazał go prawnikowi do wysłania. Ów prawnik, połączył fakty i spostrzegł, że chodził z Czajkowskim na klasy z prawoznawstwa. Poczuł taką więź z uczelnią, że postanowił donieść carowi, no chyba, że problem da się rozwiązać "polubownie", więc w rezydencji cara zebrała się rada, razem z samym powodem, Czajkowskim i "debatowali jak rozwiązać problem". Po pięciu godzinach gabinet opuścił blady Czajkowski. Zdecydowali się na pokojowe rozwiązanie, Czajkowski miał popełnić samobójstwo, a oficjalna przyczyna śmierci to cholera. Co ciekawe, przyczyną cholery miało być napicie się surowej wody.
  • 1