Wpis z mikrobloga

Znaleźliśmy takiego właśnie kotka we wrześniu, a precyzyjniej mówiąc mój #rozowypasek znalazł go na drodze między Toruń-Olsztyn. Schodził z drogi, wychudzony, ledwo szedł i zaraz przy jezdni padł w trawie, pewnie gdyby nie ona to by już tam został. Po ranach jakie miał (starta do krwi pupa, buzia i złamany ogon) weterynarz stwierdził, że pewnie go ktoś z samochodu wyrzucił. Nigdy nie lubiłem kotów dlatego miał u nas zostać tylko do czasu wyleczenia. Nie potrafił sam jeść, karmiliśmy przez strzykawkę, nie potrafił też się normalnie załtwiać, chodził cały obfajdany, parę razy dziennie trzeba było go myć, ogólnie nie bardzo czaił co się dzieje. No i tak jest z nami do teraz, wyleczony, bardzo towarzyski, żywy, lubi się bawić. Ogona niestety nie dało się uratować, zostało mu tylko pół. Ogólnie zabawna sytuacja bo miał mieć zabieg usunięcia martwej części ogona jednak czekaliśmy do czasu aż przestanie brać antybiotyki. Wracamy któregoś dnia do domu a on co? krew dookoła a on bawi się urwaną końcówką ogona jakby nigdy nic:)

Kotów nie lubię dalej ale tego bym już nie oddał:)

#koty #ratujekotela
Pobierz
źródło: comment_1nRZ5axMjdHcgi0D1QDHx3Aq52iaTGqy.jpg
  • 9
@tsavke: Co do ogona, to mi się przypomniała opowiastka od babci. Miała kiedyś kocura - Klakier. I to był taki koci Sebix - lubił w piątek rano wyjść i wrócić w poniedziałek. Może nie pił browarów z innymi Filemonami, ale co podupczył to jego (nic mu nie wycinali). Ale prócz uciech jak to kocur walczył o teren i niejednej nocy było słychać jak z innymi kocurami bije się o miano szefa
Pobierz
źródło: comment_Hj72ggY9g8fUZO7KfYv7QLXPsab4jUFY.jpg