Wpis z mikrobloga

411 273 - 444 = 410 829

444,44km bo mogę, a ładnie wygląda, nie?

Najpierw miała być setka po #krakow i okolicznych wiochach, potem 150 do Gran Frondo, potem była 22:00 i 200km na liczniku, więc po co spać jak można jeździć i tak wyszło "koło komina"... 2300m przewyższeń, 19h:50m jazdy.

Zupełnie bez przygotowań, więc jakieś tam zmęczenie było z setek z poprzednich dni. Sporo przeszkadzała mi praca, bo musiałem ze 3 razy wrócić do domu (w tym raz na dwie godziny), gotowanie obiadu i kolacji, przymrozek w nocy - mięśnie potrafią się strasznie wychłodzić. Poza tym od 3 tyg. mam mnóstwo pracy i śpię po 3-5h, więc i tak już jestem zombie. Ostatnie dwie godziny w deszczu, ale trzeba było dokręcić.

Od 200km nazwijny to eufemistycznie poważne problemy żołądkowe - nie ma to jak dobry timing. Przez to niezbyt mogłem jeść i były etapy kurczowego trzymania się pobliża mieszkania. Problemów zdrowotnych stricte związanych z wysiłkiem brak - poza lewym mięśniem czworobocznym, który już chyba do końca życia będzie mnie piekł żywym ogniem. Delikatnie czułem kolana. Mięśnie by jeszcze trochę spokojnie pokręciły, dlatego za miesiac atak na 500km. Zero obtarć, najwyraźniej mój patent działa.

W rowerze korba ma luzy tak ogromne, że strzela, ociera o wszystko, piszczy jak darcie paznokciem po tablicy. A niecały miesiąc temu szosa była na generalnym remoncie, a 2 tyg. temu dostali m.in. to do poprawki, bo były już luzy. Poza tym wózek wchodził w szprychy, luzy w sterach, jedna szprycha nienapięta, piasta piszczała, zgrzytała i zatrzymywała się w palcach po tyg. od serwisu... Oj dostaną jutro #!$%@?. Wyobraźcie sobie jak #!$%@? 400km pisków, trzasków i chrobotań.

Z niezbyt ciekawych, ale jednak wydarzeń:
- Żul oblał mnie piwem przy Zalewie Nowohuckim. Cholera wie dlaczego.
- Już wiem "What does the fox say?". Szczeka, jak mały kundel z tłumikiem. Spotkałem kilka razy w nocy.
- Koło 23 wczoraj jakiś szczawik by mnie strącił swoim Golfem na przejeździe rowerowym (gdzie miałem pierwszeństwo), darł ryja, strąbił mnie. Dogoniłem go, zatrzymałem, #!$%@?łem. Ja rozumiem, że każdy może się zagapić, pomylić, ale kuźwa wypadałoby przepraszam, a nie darcie się na mnie.
- Paliła się rudera przy Rondzie Barei.

Ach no i tym wynikiem zrobiłem życiówkę i pobiłem (zapewne):
- 420km chyba nie ujęte w równiku @michnic,
- 404km wyprawę @byczys,
- swoją poprzednią życiówkę 400km.
Zachęcam do prób pobicia - będę miał motywację.

Jeszcze dziś z 10km nocą na rozruszanie i będzie gites.

#metaxynarowerze #rower #szosa #nieboperfekcjonistow #400km #rowerowyrownik
Pobierz metaxy - 411 273 - 444 = 410 829

444,44km bo mogę, a ładnie wygląda, nie?

Najpi...
źródło: comment_WcH4ymqo5hZ8hw5m70n4KYBdsCzNzbcM.jpg
  • 42
@metaxy: gratulacje, mój cel na ten sezon to przejechać za jednym podejściem 250 km, a tutaj 444, ładnie, ładnie. Nie próbowałeś jeździć po prostu z tzw. "gołą fają"? :D W wielu przypadkach (i w moim też) sprawdza się najlepiej. BTW przy 214 bpm nie zabrakło prądu? ;)
@metaxy: zapytam cię o jeszcze jedną rzecz - stosujesz jakieś plany treningowe, czy jeździsz na spontana, kiedy masz czas? Masz ustalone strefy pulsu i trzymasz się ich podczas treningu (bo miernika mocy u ciebie nie widziałem)?