Wpis z mikrobloga

Wziąłem dzisiaj wolne, żeby pozałatwiać trochę spraw, generalnie sporo łażenia po mieście, więc zjadłem po drodze kebab. Taki z cyklu: niebo w gębie, piekło w dupie. Koło 17:00 zaczęło mnie lekko cisnąć - i wiedziałem, że muszę wrócić do domu - a tam dom twój, gdzie możesz w spokoju się wysrać.
Wiecie jak to jest, kebab ze Świętokrzyskiej - ostry sosik, dobre mięsko, a na koniec wielka kupa. Skoro nie piszę miasta, to wiadomo - Warszawa. W każdym razie zrobiło się bardzo jasne, że będzie wieczorem wielka kanonada.
Ale chciałem jeszcze załatwić (hehe, załatwić) trochę rzeczy, jako ostatnie zostało mi kupienie prezentu dla znajomej - stwierdziłem, że kupię gumową kaczkę do debugowania.
To taka gumowa kaczuszka, która pływa w wannie - przydatna w pracy: jak coś zaprogramujesz - i nie działa, to możesz opowiedzieć tej kaczuszce co zrobiłeś - i jak będziesz mówił, to może zrozumiesz gdzie jest błąd w logice. W sumie ja takiej kaczki nie potrzebuję - po prostu biorę któregoś z moich współpracowników i im opowiadam, są równie przydatni jak gumowe kaczki, ale to w sumie inna historia.
Poszedłem do sklepu SMYK w centrum (wiecie już które miasto, rajt), który jest wręcz wypełniony zabawkami. Zjechałem schodami na dolny poziom i rozpocząłem poszukiwania. #ladnapani z obsługi nie wiedziała, czy chcę ją poderwać, czy jednak szukam kaczki - no bo mówię, że szukam kaczki - a ona na to "a może chciałby pan kupić coś innego, dla dziewczynki, czy chłopca?" - "dla dziewczynki, myślałem o kaczuszce" - "a ile ma latek?" - "eee, z 25?". Tutaj była duża konsternacja pani sprzedawczyni, która się speszyła i uciekła. Pozdrawiam panią, bardzo ładna <3 Akurat kończyła pracę, a jak taki błąd popełniłem, mogłem powiedzieć "to chodźmy na kawę".
Tak czy siak, trochę zaczęło mnie cisnać, a sklep taki duży i pełen towaru... (trochę im kryptoreklamę robię chyba)
Łażę i szukam tych kaczek, generalnie - ni ma. Nagle - są. Zacząłem oglądać, bo trochę słabe były. A obok przechodzi matka z jakimś rozwydrzonym bachorem i przysł#!$%@?ę się dialogowi - "mama, mama to chce, to chce". Mały szczyl darł ryja "gupia jesteś, kup mi", na co kobiecina tylko wzdychała. Rozwydrzony bachor stanął praktycznie tuż koło mnie, usiadł i zaczął #!$%@?ć zabawki z dolnej półki. Matka tylko westchnęła i powiedziała "Maciek, wiesz że mamy kupić lalkę dla twojej siostry". W tym momencie, w mojej głowie zrodził się plan. Trzeba dać bachorowi popalić. W ręce miałem już kaczkę, bachor stał obok mnie, ostry sos w jelitach był niczym siarka u smoka Wawelskiego. Odczekałem tylko aż matka się odwróci, stuknąłem ręką w półkę, tak, żeby gówniarz spojrzał w moim kierunku i nastąpił punkt kulminacyjny. Mój pierd był potężny, lecz cichy - wszyscy wiedzą,że te głośne pierdy to wcale nie śmierdzą, najgorsze są te cichacze, przetrzymane przez wiele godzin. Był taki czar w diablo2 "eksplozja trucizny" i może do tego można to porównać. Produkt moich jelit był tak okrutny, że aż i mnie wykrzywiło - ale cała moc, pełna dawka, niczym w Hiroszimie i Nagasaki uderzyła w bachora. Siedział z rozdziawioną gębą - pełną moich pierdów - i te kilka sekund pewnie zdefiniowały jego krótkie życie. Po kilku, trwających wieczność chwilach, wydał z siebie tylko głośny płacz "BAAAAAAA". Ale mnie już praktycznie nie było, szybkim krokiem zbliżałem się w stronę kas. Usłyszałem tylko pytanie "Synku, co się stało?".
Został ukarany - uważam, ze każdy z nas może być takim bohaterem dnia codziennego.

TL;DR


#coolstory #truestory #warszawa
  • 13