Aktywne Wpisy
Bunch +590
Ile jeszcze typ bez wyroku ma siedzieć w więzieniu za to, że patusy taranujące drogę chciały go pobić i odjechał? Wiecie, że ta sprawa NADAL jest niezamknięta?
#pytanie
#pytanie
Grremllin +234
Jakich zasad trzymacie się w robocie? U mnie to:
Wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko Tobie.
#pracbaza
Wszystko co powiesz, może zostać użyte przeciwko Tobie.
#pracbaza
''
Piękne samochody, kobiety, zimna wódka i gorąca krew. Boks, dzielnice nędzy i luksusowe burdele, błoto Woli i eleganckie ulice Śródmieścia. Żydzi i Polacy. Getto ławkowe i walki uliczne. Etniczny, społeczny, religijny i polityczny tygiel Warszawy 1937 roku. A ponad wszystkimi podziałami zasady gangsterskiego świata, w którym siła jest najcenniejszą walutą.
Wszystko zaczyna się w zatłoczonej sali Kina Miejskiego, gdzie rozentuzjazmowana publiczność przygląda się walce bokserskiej. Trwa ostatnie starcie w meczu o drużynowe mistrzostwo stolicy. Polscy kibice dopingują reprezentanta Legii — znanego falangistę Andrzeja Ziembińskiego. Z żydowskich trybun dobiegają okrzyki na cześć zawodnika klubu Makabi Warszawa, Jakuba Szapiry. Ten wieczór należy do niego. Wśród wiwatów jednych i gwizdów drugich, triumfowi Szapiry przyglądają się siedemnastoletni Mojżesz Bernsztajn oraz Kum Kaplica — stary bojownik PPS, socjalista i król warszawskiego półświatka.
Czterdzieści lat później, w Tel Awiwie, emerytowany żołnierz Mosze Inbar pochyla się nad maszyną do pisania, by powrócić do wieczoru, w którym po raz pierwszy ujrzał na ringu pięknego, zuchwałego i niezmiernie pewnego siebie boksera. Wówczas nie wiedział jeszcze, że w 1937 roku to właśnie Szapiro, prawa ręka Kaplicy, zabił jego ojca z powodu niespłaconego długu. Nie przypuszczał też, jak wiele w jego życiu zmieni jeden wieczór i spotkanie z Kumem Kaplicą…
Targani namiętnościami bohaterowie, żywe konflikty i emocje, wciągająca akcja i jej nieprzewidywalne zwroty. Do tego pierwszy w polskiej powojennej literaturze tak ciekawy i wolny od mitologizowania portret żydowskiego bohatera oraz pasjonujące realia Warszawy lat 30. XX wieku. Literacki knock-out.''
#literatura #ksiazki
"Morfinę" Twardocha bardzo lubię (choć dostrzegam w tej narracji pewną, no, bo ja wiem, przaśną efektowność), "Dracha" ledwo zmęczyłem. Poprzednie książki Twardocha znam, jedne lubię, inne nie, śledzę jego karierę od samego początku, od dobrze przyjętego przez środowisko fantastyczne "Obłędu rotmistrza von Egern". "Król" zapowiada się świetnie, trzymam kciuki i czekam.
@Obserwator_z_ramienia_ONZ: momentami zahaczajaca wręcz o belkot niestety...
Co za dużo,to niezdrowo.
@agaja: Dlatego mi z kolei bardziej podobał się Drach, bo tam tego jakoś zauważałem