Wpis z mikrobloga

To straszne jak ludzie idą w góry

#gory i #polskiehimalaje dla XDDDDDD

http://npm.pl/artykuly/drodzy-czytelnicy

Chciałbym jakoś usprawiedliwić turystów, którzy w przedostatni dzień 2016 roku utknęli pod Morskim Okiem, bo „zaskoczyły” ich zapadające ciemności. 80 osób miało problem, żeby wrócić asfaltem prawie dziewięć kilometrów do parkingu w Palenicy Białczańskiej, więc zadzwonili po pomoc służb ratunkowych.

Ale usprawiedliwić się tego nie da. Tym bardziej że w tej grupie było ponad 20 dzieci! Głupota ludzka, a rodziców w szczególności, przekracza już wszelkie granice. I nawet największe pokłady ludzkiej empatii nic tu nie wskórają.

Bo jak zrozumieć tych ludzi, gdy człowiek słyszy na antenie Polsat News, jak Edward Wlazło, komendant straży Tatrzańskiego Parku Narodowego mówi: – Zapytałem jedną osobę w wieku 21 lat z centralnej Polski, dlaczego nie przemyślała, żeby wcześniej wyjść [na szlak – red.]. Odpowiedziała mi, że jest pracownikiem biurowym, pierwszy raz jest w górach i nie wiedziała, jak należy się przygotować – kończy komendant i sam chyba nie wierzy w to, że ktoś z powagą w głosie może w taki sposób próbować się tłumaczyć.

A już dziewczyny, które do kamer wylewają swoje żale i mają pretensje do całego świata, że nikt ich na bramie TPN nie poinformował, iż konne wozy nie kursują po zmroku, są idealnym materiałem do kabaretu. Rozmówczynie, które trudno nawet nazwać turystkami, to typowe reprezentantki społeczeństwa roszczeniowego. To właśnie tacy ludzie w pierwszej pracy chcą zarabiać cztery tysiące na rękę, a gdy mają – nie daj Boże – zostać w niej dwie minuty dłużej, od razu uważają, że należy im się za to co najmniej bon do klubu fitness. Te dziewczyny też uważają, że skoro fasiągi nie kursują, to przysługuje im eskorta policji. A wystarczyło kupić latarkę. Nie musi być wypasiona i markowa. W marketach znajdą się i takie, które kosztują tyle, co dwa piwa albo schabowy czy pierogi w schronisku. Taki model w sam raz na asfalt z Morskiego Oka wystarczy.
Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że dokładnie rok temu doszło do identycznej sytuacji. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia setka turystów też nie zdążyła na fasiągi i postawiła na nogi wszystkie służby. Dlatego nie mam już złudzeń: dopóki turysta nie będzie musiał płacić z własnej kieszeni za takie akcje ratownicze, nic się na polskich szlakach nie zmieni.
  • 1