Wpis z mikrobloga

Znacie to uczucie, kiedy spotykacie drugą osobę, ledwie ją znacie, ale już wtedy wiecie, że to jest to? Że z tą osobą chcecie spędzić resztę życia? Ja znam.

Miałam 16 lat, gdy pojechałam na długi weekend majowy do mojego brata - studenta Politechniki Warszawskiej. Mieszkał w akademiku razem z dwoma kolegami - Ł., który nie ma znaczenia w tej historii, oraz A. - wysokim blondynem (choć przy moim wzroście wszyscy powyżej 170 cm są wysocy), z długimi włosami, o niesamowicie niebieskich oczach i takim ironicznym uśmiechu, który nie schodził mu z ust.

Wspólnie z bratem, A. oraz jego kumplem, który również wpadł na kilka dni do Warszawy, spędziliśmy naprawdę fajny czas: graliśmy w HoMM3 w trybie Gorące Pośladki, oglądaliśmy filmy i seriale, włóczyliśmy się po Łazienkach, Starym Mieście, czy Polach Mokotowskich.

I gdzieś tak pomiędzy zbieraniem armii szkieletów a skomplikowanymi transakcjami ("ja ci daję kryształy na behemoty, ty mi dajesz siarkę na gildię magów"), doszłam do wniosku, że A. będzie moim mężem. To nic, że miałam wtedy szesnaście lat, a on dwadzieścia dwa. To nic, że miałam przed sobą jeszcze trzy lata nauki w mojej niewielkiej mieścinie na Lubelszczyźnie. To nic, że miał dziewczynę.

Nie było uderzenia pioruna, nie było fajerwerków, nie było slow motion.

Ogarnął mnie spokój i taka niczym niezmącona pewność, że oto siedzi przede mną mężczyzna mojego życia.

I wiecie co? Miałam rację.

Gdy po zdanej maturze wróciłam do Warszawy już na stałe, mój brat już nie mieszkał z A. i utrzymywał z nim dość luźne relacje. Ale jakoś doszło do spotkania (Teatr Politechniki wystawiał Śluby Panieńskie i postanowiliśmy większą ekipą się na to wybrać, a później wypić piwo albo dwa w knajpie przy akademiku) i... od tego dnia jesteśmy razem.
To już prawie dziewięć lat. Mieszkamy razem od sześciu albo siedmiu, gdzieś na horyzoncie są już plany ślubne, choć strzelam, że prędzej kupię wyprawkę dla naszego dziecka, niż będę wybierać suknię ślubną.

Recepta na udany związek? Chyba współdzielenie zainteresowań (mamy podobny gust filmowy, serialowy i muzyczny, oboje gramy # pcmasterrace, mamy też podobne poglądy polityczne czy gospodarcze) oraz uświadomienie sobie, że jesteśmy jedną drużyną i gramy do jednej bramki. Życzę Wam Mirki (i Mirabelki) tego samego.

#zakochanywykop #truestory
  • 42
Recepta na udany związek? Chyba współdzielenie zainteresowań (mamy podobny gust filmowy, serialowy i muzyczny, oboje gramy # pcmasterrace, mamy też podobne poglądy polityczne czy gospodarcze)


@piglet: nope, to nie to

uświadomienie sobie, że jesteśmy jedną drużyną i gramy do jednej bramki.


@piglet: to już prędzej
@Kwagga: Ciągle nie ma czasu, ciągle są pilniejsze wydatki. Nie czujemy też aż tak naglącej potrzeby sformalizowania związku, bo i tak mieszkamy razem i mamy wspólny budżet. Nam obojgu jest też trochę nie po drodze z wiarą, więc tym bardziej nie czujemy presji. Pewnie dopiero dziecko w drodze zmobilizuje nas do sformalizowania związku (tak, by mieć spokój z wszelkimi biurokratycznymi rzeczami).
@Kwagga: No właśnie im jestem starsza, tym bardziej podoba mi się opcja z kameralnym obiadem w gronie rodziny i przyjaciół. Mam nadzieję, że uda mi się to urzeczywistnić gdzieś między remontem łazienki a cyklinowaniem parkietu ;)
@piglet u mnie było odwrotnie, moja pozycją wyjściową było nikomu nie mówić i nikogo nie zapraszać:P Ale przekonano mnie do chociaż obiadu;p