Wpis z mikrobloga

#rogueone #starwars #gwiezdnewojny #film

W końcu obejrzałem wczoraj i nie żałuje, że odpuściłem wybranie się do kina. Film jest typowym zapychaczem do kotleta, bohaterowie nie mają praktycznie w ogóle synergii a ich wprowadzenie jest tak słabe, że oprócz Jyn Erso mamy gdzieś czy reszta bohaterów umrze, przeżyje, bo ani ich nie kochamy ani nie nienawidzimy. Zresztą nawet główna bohaterka gra przeciętnie - tam gdzie ma być smutna jest smutna, tam gdzie poważna i dramatyczna również taka jest. Ale dlaczego w ogóle walczy o rebelię nie mam pojęcia, oprócz krótkiego fragmentu, że "Republic was built on hope" - tak się jej spodobał że zapragnęła ginąć dla niej? Nie widać w ogóle jej przemiany, tzn. przez pół filmu jest tam z konieczności, a drugie pół wygląda jakby w sumie jej się to spodobało ale właśnie nie wiadomo dlaczego. A co do losów bohaterów:



Jedyne dobre strony filmu to scena z


oraz to, że oglądając sobie Nową Nadzieję misja Rd2d i C3P0 nabiera większego znaczenia. Tylko co z tego, skoro film tylko potwierdza co napisałem na początku że jest to zapychacz, bo to część większej całości i skoro tak było w założeniu, to w założeniu był skazany na tę łatkę.
Tzn. nie zrozumcie mnie źle, bo tragiczny film to nie był, ale taki w sam raz żeby obejrzeć, zapomnieć o bohaterach i jedynie pamiętać to co było wiadome przed jego premierą - że zdobycie planów gwiazdy śmierci to nie była bułka z masłem i ktoś tam za nie zdechł. No ale to jeden z kolejnych problemów filmu, bo o ile na początku tam widać że jest jakiś konflikt, dzieci bezbronne na ulicach płaczące w ogniu walki, o tyle pierwsze dwa akty były oprócz tego praktycznie przegadane, i gdyby nie trzeci w którym faktycznie się dużo działo i przypominał tutaj Przebudzenie Mocy obfitujące w akcje - to film wg mnie byłby niewarty obejrzenia. A tak to był to po prostu poprawny, dobry film w uniwersum gwiezdnych wojen. Nic tam nie ma wybitnego oprócz sceny wyżej którą wrzuciłem w spoiler wyżej, ani nic tragicznego. Gdybym nie był fanem serii to pewnie bym jeszcze gorzej (albo i lepiej) ocenił ten film.
  • 12
@Wakmep: Logiczne, że jakby plany przechwycił ktokolwiek inny i przeżył to wiedzielibyśmy o tej osobie tak jak o Lei czy droidach. Nawet wzmianka. Także logiczne że skoro w starej trylogii nie było żadnych postaci pod które można było podczepić kradzież planów to nie dało się ich stworzyć bez zabijania ich, inaczej jaki byłby ich sens obecności w uniwersum?
@dzeksondzekson: Eh trudno nie odnieść wrażenia, że totalnie nie czytałeś do kogo skierowany jest film.

To nie kolejna cześć space-opery jak ep VII - to miał być wojenny film z naciskiem na historie a nie postaci. Świetnie wypełnia pewne luki i świetnie zgrywa się z nową nadzieją.

Nie jest wolny od wad ale nazwać go "zapychaczem do kotleta" bo za mało fikołków z "glowstickami" było to troche przesada :)
@Python: To Ty chyba nie wiesz na czym polega film ani jakie z czego się wywodzi. Podpowiem, wiedza gimnazjalna - z dramatu i jego podstawowym założeniem jest opowiadanie historii przez bohaterów. Nie ma bohaterów, to masz pokaz slajdów z tłami i dalekimi planami z którego nic nie wynika i nudzi po 5 minutach. Więc nie rozumiem tego tekstu, że film wojenny z naciskiem na historię a nie postaci. W ogóle nie
@dzeksondzekson: Hm, w sumie to rzeczywiście- jeśli nie jest się jakimś większym znawcą Gwiezdnych Wojen to Łotr 1 może wydawac się średniakiem. Bądź co bądź to miał być tylko taki równowaznik między EP3 a EP4 wyjaśniający kilka wątków.