Wpis z mikrobloga

#pilkanozna #premierleague Dobra, chyba nikt nie posiada statystyk na ten temat, więc dla zaspokojenia własnej ciekawości postanowiłem sam sprawdzić czy mit „o wygrywaniu ligi meczami ze słabymi drużynami, a nie gigantami” jest rzeczywiście prawdziwy. Jako iż z góry założyłem, że ta teza śmierdzi na kilometr analizę zacząłem od słynnego sezonu 2009/10. Dlaczego słynnego? Wtedy to symbolicznie nastał zmierzch wielkiej czwórki (to już tyle czasu…) i do ligi mistrzów wdarł się Tottenham. Sezon ten szczególny był również pod jednym względem. Ówczesny mistrz Anglii jako pierwszy i ostatni zdołał wygrać wszystkie 6 meczów ze wspomnianym Big 4. Cała analiza nie miała by jednak sensu, ograniczając się jedynie do pierwszej czwórki, bo czemu nie liczyć w tym wypadku takiej rodzącej się potęgi Manchesteru City, który do miejsca premiowanego grą w eliminacjach do LM stracił jedynie 3 punkty. Zdroworozsądkowo brałem więc drużyny, które w danych sezonach wnosiły do sezonu jakąś swoją cegiełkę dobrej gry i walki o rozgrywki europejskie.

Zaczynamy więc, sezon 2009/10: (w nawiasach punkty z bezpośrednich starć między wymienionymi zespołami, kolejność drużyn odpowiada kolejności w tabeli końcowej)

Chelsea (18/18 z BIG4, 25)

United (25)

Arsenal (18)

Spurs (21)

City (16)

Villa (16)

Liverpool (17)

Everton (17)

Obyło się bez niespodzianek. Mistrz Anglii (jednym punktem) wygrał wszystkie pojedynki z odchodzącą wielką czwórką, do tego zdobył 1 punkt więcej od vice mistrza na jakichś tam cieniasach (co logiczne mniej na drużynach 4, 5, 6 i 8, ale to nieistotne). Dalej Spurs z Arsenalem, którzy mniej więcej szli łeb w łeb i reszta peletonu, która grała ze sobą niemal identycznie. Do specjalnie odkrywczych wniosków po tym sezonie raczej nie dojdziemy. Żeby wygrać mistrzostwo trzeba było po prostu rozwalić wszystkich najlepszych i odpoczywać na słabeuszach, walka o dalsze lokaty rozstrzygała się w trudach sezonu, nie ma w tym raczej nic odkrywczego.

Sezon 2010/11:

United (21)

Chelsea (14)

City (12)

Arsenal (19)

Spurs (14)

Liverpool (15)

Everton (19)

Co my tu mamy? Ponownie mistrz jest najlepszym z najlepszych i nie wygrywa przez przypadek. Kolejne 5 drużyn gra na podobnym poziomie, z wyjątkiem Arsenalu, który mimo dobrej dyspozycji traci zbyt dużo punktów na własnym stadionie i daje się wyprzedzić przez 2 ekipy lepsze w tym względzie. Nie mam zielonego pojęcia co o tym myśleć (może jacyś fani Arsenalu sobie przypominają co żeście odwalili?), bo w zasadzie drugim najlepszym zespołem w tej tabelce jest Everton. Faktem jest jednak, że mistrz Anglii rozłożył wszystkich na łopatki, wygrał 18 z 19 meczów u siebie. Z dwóch grupek widać jednak że zarówno Arsneal i Everton przegrały swoje trójkowe pojedynki przez mecze ze słabszymi zespołami. Teza ma pierwsze potwierdzenie, przy założeniu że interesuje nas końcowy wygląd tabeli (raczej instynktowne), a nie wyłonienie najlepszej drużyny (zasadniczo właśnie to sprawdzamy).

Sezon 2011/12:

City (24/35)

United (17/31)

Arsenal (14/24)

Spurs (9/22)

Newcastle (9/18)

Chelsea (10/15)

Opcjonalnie: (duże straty, ale tabela z 5 czy 6 drużyn jest zbyt wąska)

Everton (/19)

Liverpool (/21)

Fulham (/16)

Chyba nie ma czego komentować. Pierwsze 3 miejsca to liderzy jakiejkolwiek sensownej tabelki, jaką da się wymyślić. Oczywiście różnice były minimalne (bramki na mistrza, 1 punkt na 3 miejsce), ale zgodnie z założeniem, a wbrew mitowi, wygrywali najlepsi z najlepszych (United mieli więcej punktów z drużynami spoza TOP6 i 9). Wysoki wynik ekip z Liverpoolu świadczy raczej o ich mobilizacji na lepszych rywali i krótkiej kadrze, która nie pozwalała na włączenie się do walki na dłuższą metę. Przegrali ligę ze słabeuszami, ale to są miejsca 7-8… Aha, mistrz wygrał oba mecze z vice mistrzem. Mit leży na łopatkach i błaga o litość.

Sezon 2012/13:

United (11/20)

City (14/17)

Chelsea (14/22)

Arsenal (5/13)

Spurs (11/15)

Opcjonalnie:

Everton (/15)

Liverpool (/10)

Strasznie niewdzięczny sezon, gdyż trudno brać wynik mistrza Anglii na poważnie. Faktem jest że przed meczami rewanżowymi z City, Arsenalem i Chelsea przyszły mistrz Anglii był już wszystkim znany. Manchester United po serii 16 wygranych w 18 meczach (+ 2 remisy, w tym jeden na gorącym White Hart Lane) z gigantyczną przewagą mógł pozwolić sobie na grę rezerwami w każdym z tych meczów (i tak zrobił na przykład w meczu z Chelsea). United po prostu zmiażdżyli konkurencję pod każdym względem i grając na totalnej wyjebce skończyli sezon z 11 punktami przewagi remisując na koniec 5-5 z West Bromem. Dalej mamy częściowe potwierdzenie tezy, Chelsea potykała się co jakiś czas grając swój najbardziej intensywny sezon w dziejach (69 meczów!), a Manchester City po wczesnym odpadnięciu z Ligi Mistrzów grał w zasadzie tylko w lidze i w pucharze Anglii raz na miesiąc. Na dalszych miejscach Arsenal o jeden punkt przed Tottenhamem, który teoretycznie przegrał ten sezon na meczach ze słabszymi drużynami, ale równie dobrze wygrana z 8 West Bromem (w zeszłym sezonie braliśmy pod uwagę 9 drużyn) dawałaby mu awans do Ligi Mistrzów. Prawdziwym uznajmy więc fakt, że Arsenal zdobył 4 miejsce dzięki meczom z mniej wymagającymi rywalami, tak jak i Everton zdobył 6 przed rywalami zza miedzy.

Sezon 2013/14:

Arsenal (9, 2,25p/mecz, 1 wyjazd)

Chelsea (8, 1,33p/mecz, 4 wyjazdy)

City (12, 2,4p/mecz, 1 wyjazd)

Liverpool (5, 1p/mecz, 3 wyjazdy)

Everton (11, 1,83p/mecz, 2 wyjazdy)

Spurs (3, 0,5p/mecz, 3 wyjazdy)

Newcastle (7, 1,4p/mecz, 3 wyjazdy)

Southampton (4, 1p/mecz, 4 wyjazdy)

United (6, 0,86p/mecz, 3 wyjazdy)

Konia z rzędem temu, kto powie cokolwiek sensownego o aktualnej pozycji w tabeli. Dałem w sumie bardziej jako ciekawostka. Widać że najwięcej punktów zdobywają ekipy, które najwięcej meczów grały u siebie (no niespodzianka…) i że United i Spurs są beznadziejni w starciach z lepszymi zespołami. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie, co kolejkę coś się będzie musiało zmieniać, bo obecne grono 9 drużyn krzyżuje się ze sobą we wszystkich z pozostałych 24 kolejek sezonu, nawet zakładając że Southampton jest tam tylko przez przypadek i po jakimś czasie przestaniemy go w ogóle brać pod uwagę

Jaki więc postawić ostateczny wniosek? Bullshit. W najnowszej historii Premier League, czyli tej, której postacią obecnie się fascynujemy nie było mowy o przypadkach i wygrywaniu mistrzostwa dzięki niepotykaniu się z czerwonymi latarniami ligi. Jedynie poprzedni sezon ma zadatki na jakiekolwiek potwierdzenie tej reguły, ale przy całej jego wyjątkowości warto pamiętać że po inauguracyjnej porażce Manchesteru United z Evertonem, przyszli mistrzowie wygrali 5 z 6 kolejnych meczów z ekipami z pierwszej siódemki ligi. Zdobyli 15 z 18 kolejnych możliwych punktów i do następnego remisu z Tottenhamem byli już liderem ligi od przeszło dwóch miesięcy. Następnie zdobyli 4 punkty na Evertonie i wspomnianych wcześniej Spurs i przed meczem z City mieli już 15 punktów przewagi nad City, mistrzostwo w kieszeni i średnią 2,11 punktu na mecz z pierwszą siódemką ligi (oczywiście najwyższą w lidze, ostatecznie na koniec sezonu ledwie 1,63). Czas zaktualizować nieco podejście do tematu. Nie wątpię, że kiedyś mogło mieć to zastosowanie (jestem sceptyczny, ale nie chcę mi się sprawdzać), ale zdecydowanie już tak nie jest. Rywalizację mistrzów ze spadkowiczami, albo innymi tego typu wariacjami sobie podaruję, bo to chyba jasne że nic przełomowego z niej nie wyniknie

Możecie to cytować, jak ktoś jeszcze kiedyś posłuży się tym popularnym i nic nie znaczącym w obecnych czasach cytatem.

Dziękuję za uwagę, ciekawe czy ktoś to przeczytał

Wołam @Czajna_Seczen bo jako jedyny mi współczuł, że nigdzie nic nie można o tym znaleźć. Już można

Aha, jeszcze @Ragnarokk i @Stunek, bo ostatnio użyli tego argumentu w dyskusji ze mną. Żadnej uszczypliwości, ale obstawiam że was to zainteresuje :)
  • 14
@Vojtazzz: Hm, nie jestem przekonany. Policzyłeś, ile kto zdobył punktów z najlepszymi zespołami, ale w ogóle nie sprawdziłeś, ile pogubił ze średniakami i cieniasami. Pomijam, że szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem, co znaczą te liczby w nawiasach, np. dlaczego United mogło zdobyć najwyżej 31 pkt z zespołami z czołówki, a Arsenal 24, skoro dla każdej drużyny ta liczba powinna być jednakowa (Sezon 2011/12). Albo co znaczy zapis "Liverpool (/10)".
@Czajna_Seczen: Trochę źle odczytałeś mój zapis. Wszystko po "/" to punkty po uwzględnieniu meczów z drużynami, które uwzględniamy opcjonalnie, bo zakończyły sezon z dość dużą stratą punktową do walczących o mistrzostwo (powiedzmy LM), ale mimo wszystko wyraźnie odstawały od reszty drużyn, które można nazwać co najwyżej średniakami w skali ogólnej, czy też dostarczycielami punktów w kontekście reszty drużyn. Zapis Liverpoolu tak wygląda, bo liczba przed "/" nie istnieje, gdyż nie są