Wpis z mikrobloga

#paranormaleeca ( #truestory #creepystory #duchy #kinderparty )

Cz. 2 - Wywoływanie duchów (chciałam tym razem krócej, ale nie potrafię ( ͡° ʖ̯ ͡°) )

link do cz. 1

Kiedy miałam osiem lat, koleżanka z klasy obchodziła swoje urodziny, na które zostałam oczywiście zaproszona wraz z kilkoma innymi ośmiolatkami. Impreza zaczęła się bardzo pozytywnie, było pełno pyszności, czipsy i batony, a do tego przeboje typu Lambada umilały nam czas i zachęcały do tańca. W pewnym momencie solenizantka - nazwijmy ją Jolą - uparła się jednak, abyśmy wszystkie uczestniczyły w pewnej zabawie... która z mojego punktu widzenia zabawą wcale nie była. Jola uparła się mianowicie, żeby wywoływać duchy. Jakie duchy? Byle jakie. Jak? No jak to jak, ze świeczką, trzymając się za ręce i wzywając głośno duchy, żeby przyszły i coś zrobiły, przecież to oczywiste, nawet dziecko w przedszkolu wie. I chociaż bardzo lubiłam Jolę, powiedziałam wtedy "nie" - bo parę dziwnych przeżyć (opisanych w poprzedniej części) już wtedy miałam za sobą i zwyczajnie zakładałam możliwość, że wywoływanie duchów dla hecy zakończy się niespodziewanym sukcesem... No bo tak:

- jeżeli duchów nie ma, stracimy tylko czas,

- a jeżeli są i da się je wywołać, to nie jesteśmy w stanie przewidzieć efektów... Jak na przykład i kiedy taki wywołany duch może wrócić do siebie? Jaki wpływ mamy na to, który duch akurat nas odwiedzi? Co się stanie, jeśli wywołamy przypadkiem ducha Hitlera i zrobi nam krzywdę? (argument autentyczny)

I mimo moich argumentów, które do dziś wydają mi się całkiem logiczne, Jola uparła się, no bo tak, bo to jej urodziny i ja je właśnie zepsułam, bo przecież miałyśmy się tak fajnie bawić, ona sobie zaplanowała, a ja teraz robię jej na złość i nie chcę. Hurr durr, awantura na całego, Jola zamknęła się w łazience i ryczy, ja stoję na zewnątrz i negocjuję przez drzwi. Może jakaś inna zabawa? Nie, duchy i koniec. To może same powywołujcie, tylko ostrożnie, a ja poczekam obok? Nie, bo albo wszystkie, albo żadna. Zatem impas. Po około godzinie ryków, płaczu i stawiania mnie w roli rozwalacza imprez (Jola była głucha na argumenty jak mój ostatni szef "wizjoner", który zakazał w firmie używania zwrotów "niemożliwe" i "nie mogę"... () ) uległam. Będziemy wywoływać duchy, ale na moich warunkach, tak, żeby ryzyko było jak najmniejsze:

- duchy wywołujemy po cichu, w myślach, nie wypowiadając ŻADNYCH słów,

- każda z nas wywołuje swojego prywatnego, zaufanego ducha ze swojej rodziny, o którym wie, że był za życia dobrym człowiekiem.

Jola wyszła z łazienki, otarła łzy i przytuliłyśmy się na zgodę - zatem wywołujemy! Zasiadłyśmy wszystkie przy stole z zapaloną świeczką, złapałyśmy się za ręce, zamknęłyśmy oczy i zaczęłyśmy wywoływać. W wieku ośmiu lat trudno jest jeszcze znaleźć jakieś osoby, które nie żyją, a o których coś się wie, ale każda kogoś tam sobie wyszukała (ustaliłyśmy przed faktem, kto kogo będzie wywoływać, żeby nie było niespodzianek). Kiedy miałam roczek, zmarła moja babcia - nie zdążyłam jej nawet poznać, więc pomyślałam, że przynajmniej wykorzystam okazję i spróbuję z nią porozmawiać. A nuż się uda, a babcia na pewno nie będzie mi tego miała za złe. Babcię widziałam tylko parę razy w życiu na zdjęciu, ale zaczęłam intensywnie o niej myśleć... i w pewnym momencie jej obraz pojawił się w mojej głowie. Trochę inny niż na zdjęciu (choćby przez dodane kolory) i trochę niewyraźny, ale zdecydowanie była to babcia. Zaczęłam z nią rozmawiać w myślach, ale to wszystko było nic w porównaniu z uczuciem, które mnie ogarnęło. Poczułam czyjąś obecność, bardzo pozytywną, a przede wszystkim poczułam się absolutnie bezpieczna, jakby ktoś otoczył mnie nagle ochroną i opieką. Coś niesamowitego, nie do opisania, z wrażenia łzy pociekły mi po policzkach i Jola, która podglądała, przerwała krąg, żeby nad świeczką podać mi chusteczkę (w tym momencie jedna z koleżanek, która też podglądała, zobaczyła w płomieniu twarz swojej babci, i też się rozpłakała - ogólnie dość łzawa impreza). Ktoś mnie szturchnął, żebym wzięła chusteczkę, i tak jakoś wywoływanie duchów się skończyło, bo przez tę całą awanturę zrobiło się w końcu strasznie późno i trzeba było iść do domu.

Do domu daleko nie było, Jola mieszkała w sąsiedniej klatce, więc rodzice nie musieli mnie odbierać z imprezy. Oczywiście wszystkie koleżanki po seansie były przerażone, że teraz na pewno będą nas straszyć duchy, a już szczególnie przerażona była Mariola, która mieszkała cztery piętra nade mną. Nie pomagał fakt, że na jednym piętrze nie świeciła żarówka i było całkiem ciemno, ale ja dla odmiany dalej czułam się objęta absolutną ochroną, więc pewnym krokiem odprowadziłam roztrzęsioną Mariolę na górę i wróciłam do siebie. Później jeszcze długo w nocy rozmawiałam w myślach z babcią - niestety nie pamiętam już po latach konkretnych pytań, ale wiem, że babcia była szczęśliwa, gdziekolwiek była, i cały czas powtarzała mi, że wszystko będzie dobrze. Zadziwiające, ile problemów można sobie stworzyć w dowolnym wieku; osiem lat zupełnie do tego wystarcza, ale babcia pomogła mi tej nocy pozbyć się wszystkich moich zmartwień. Przynajmniej na jakiś czas.

Tu historia powinna się była zakończyć - wspomnienie tego fantastycznego uczucia, które ogarnęło mnie podczas tamtego "seansu", pielęgnowałam w sobie przez kolejne lata, ale cały czas miałam świadomość, że całe przeżycie mogło być po prostu halucynacją wywołaną autosugestią - byłam przecież rozsądnym dzieckiem. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Aż do czasu, kiedy... poczułam to samo uczucie. Po prostu pewnego wieczora, w wieku już lat piętnastu, weszłam do pokoju - i tam to uczucie było, i otuliło mnie z całą siłą, i znowu poczułam się tak absolutnie spokojna i bezpieczna, i chroniona. Nie wiedziałam jednak, dlaczego - w końcu w żadnym seansie nie uczestniczyłam, a nawet nie myślałam w tym czasie o nikim zmarłym. Następnego dnia powiedziałam o tym siostrze, a ona powiedziała... że też to czuła. Też nie wiedziała, co to, i skąd się wzięło, i też nie zrobiła niczego, co mogłoby to uczucie wywołać. Tak się więc razem zadumałyśmy nad sytuacją, ale z braku wyjaśnienia po prostu o niej zapomniałyśmy.

Jakieś dwa tygodnie później mama rzuciła mimochodem przy obiedzie, że przeczytała w jakimś czasopiśmie, że można wywołać ducha za pomocą lustra i świeczki, i że próbowała ostatnio wywołać ducha swojej matki, ale nic się nie stało, więc to jakaś bzdura. (_) Zamarłyśmy wtedy z siostrą i zapytałyśmy, kiedy to dokładnie było - jak się domyślacie, data pokryła się dokładnie z dziwnym uczuciem, które ogarnęło nas wtedy w pokoju... Powiedziałam "Mamo! Nie baw się w takie rzeczy! Może Ty nic nie widziałaś, ale MYŚMY to poczuły!" - i mama obiecała już nie robić takich numerów za naszymi plecami. A ja... no cóż, już nie byłam taka pewna, że zdarzenie sprzed ośmiu lat było tylko wytworem mojej wyobraźni. W końcu chodziło nawet o tę samą osobę...

Kontakt z babcią i dziadkiem (który zmarł w międzyczasie, kiedy miałam 11 albo 12 lat) próbowałam w życiu złapać już tylko raz, w sytuacji mocno kryzysowej ze względu na mamę - w końcu to byli jej rodzice. Nie lubię cmentarzy i nie podoba mi się myśl, że dusze zmarłych siedzą tam i czekają, aż ktoś przyjdzie je odwiedzić, więc na ogół ich unikam. Tylko czasem wybieram się na cmentarz w Święto Zmarłych, ale dopiero bardzo późnym wieczorem, kiedy nie ma tam już ludzi, tylko tysiące, setki tysięcy zapalonych zniczy rozświetlających mrok. Ale pewnego jesiennego dnia poczułam taką potrzebę i wybrałam się ze zniczem na grób babci i dziadka. Wyżaliłam im się w myślach i ze łzami w oczach prosiłam o jakiś znak, zadając pytania, czy będzie dobrze, czy nie, czy z mamą będzie lepiej, czy jakoś przetrwamy ten kryzys. I wtedy przewróciła się stojąca na grobie kilkukilogramowa kamienna donica. Do dziś nie wiem, jak powinnam była to zinterpretować, ale może po prostu chcieli mi pokazać, że dalej są gdzieś obok i czuwają. Z mamą bywało jeszcze później różnie - raz lepiej, raz gorzej - a kilka lat później umarła, ale jako rodzina przetrwaliśmy, i wyszliśmy z tego mocniejsi niż wcześniej. Wyciągnęłam natomiast z tej przewróconej donicy wniosek na przyszłość:


W kwestii praktycznej - z mojego, skądinąd niewielkiego, doświadczenia wychodzi, że do wywoływania duchów wystarczy świeczka i silna chęć wywołania duchów; to jedyne wspólne elementy trzech opisanych zdarzeń. Wynika też z tego, że nie każdy jest w stanie złapać "kontakt", chociaż nie oznacza to, że się nie udało - więc ostrożnie, moi drodzy, ostrożnie...

Tag do zasubskrybowania jest na górze. ( ͡º ͜ʖ͡º)
Pobierz diabLEEca - #paranormaleeca ( #truestory #creepystory #duchy #kinderparty )



Cz. 2 ...
źródło: comment_yKMQeK9MYhBywSPW9cpE4ImPzsotLaN5.jpg
  • 10
@Menzo: Mam dziwne życie, nie tylko dzieciństwo, więc spokojnie. ;) Historii jest jeszcze co najmniej na kilkanaście części... Tylko mam świadomość, że są za długie, żeby ludziom chciało się scrollować w górę z plusem w ręce, i przez to trochę giną na mirkach - ale nic na to nie poradzę, konkretna historia musi być opowiedziana w całości, a ponieważ to prawdziwe historie, to chcę opowiedzieć je ze wszystkimi szczegółami, które jeszcze
@diabLEEca: Trzeba być idiotą, żeby nie chcieć przewinąć takiej ilości tekstu :D Fakt, kolumn komentarzy pod wykopami nie raz nie chce mi się (na telefonie nie ma przycisku home ><), ale tutaj? Litości ;]

Bardzo dobrze, że piszesz z drobnymi szczegółami, bo wtedy działa to lepiej na wyobraźnię i szczerze, to uważam, że ten tag jeszcze stanie się popularniejszy.

Cóż, ja jako dziecko w sumie też miałem ciekawie... Żebym jeszcze umiał
Teraz kompletnie nie wierzę w pierwiastek paranormalny tych historii


@Menzo: Kurde, stój, no nie, właśnie o to między innymi tutaj chodzi: ludzie racjonalizują sobie wszelkie dziwne i niewyjaśnione sytuacje, i ja też to robię, a wszystko, co nie ma prostego wyjaśnienia, najłatwiej jest wytłumaczyć zbiegiem okoliczności. Ale jeśli zbierzesz te zbiegi okoliczności do kupy (co próbuję poniekąd zrobić ze swoimi pod tym tagiem), to okazuje się, że ni #!$%@? z rachunku
@Profesjonalne_spodnie_z_kapturem: Jestem ateistką przynajmniej od piętnastu lat... :/ Tak, wiem, kupy się to nie trzyma - ale nic nie poradzę. Opisuję tylko to, co mi się przydarza w życiu, i co sama próbuję sobie jakoś bardziej czy mniej logicznie tłumaczyć - niestety nie na wszystko mam logiczne wyjaśnienie. Gdybym była wierząca, pewnie byłoby o wiele prościej.
@Profesjonalne_spodnie_z_kapturem: Filmu nie oglądałam, może się skuszę. :)

Ateizm to brak wiary w jakiegokolwiek boga - nie wierzę zatem w jakiegokolwiek boga, a każdą religię uważam z grubsza za opium dla mas. Co do życia po śmierci - no tu właśnie zaczyna się dylemat, bo teoretycznie nie powinnam wierzyć, a praktycznie po prostu wiem, że jest, bo tak wynika z mojego prywatnego empirycznego doświadczenia. Ciężko być mną. >.<
@diabLEEca: Film dodaj sobie do zakładek czy gdzieś bo jestem przekonany niemal na 100%, że ci się spodoba :) Co do twojej niewiary to życzę ci żebyś znalazła spokój ducha, bo wydaje mi się, że trochę jednak twoja świadomość jest rozdarta między "sercem a rozumem". Wszyscy czegoś poszukujemy, oby było nam dane odnaleźć :)