Wpis z mikrobloga

Najbardziej kontrowersyjny temat, który musiał się w końcu pojawić i na pewno jeszcze się pojawi: pytanie o zarobki na rozmowie kwalifikacyjnej.

Stoczyłem dzisiaj dosyć jałową dyskusję z dwoma Mirkami na ten temat (http://www.wykop.pl/wpis/9890284/kurde-mirki-znowu-to-zrobilem-xd-bylem-na-pierdyli/ ), ale wypowiem się jeszcze raz, choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego jak gównoburzogenny temat to jest.

1. Po pierwsze to nie dział #hr ani rekruter decyduje o ujawnianiu lub nieujawnianiu zarobków/widełek w ogłoszeniu. Wińcie za to politykę zarządu firmy lub indywidualną decyzję danego menedżera, który szuka kogoś do swojego zespołu. HR i rekruterzy tylko wykonują polecenia. Gdyby to ode mnie zależało to wynagrodzenia bym podawał.

2. Ile razy temat się pojawia na wypoku, tyle razy znajdzie się ktoś kto obwieści, że w całym cywilizowanym świecie się podaje zarobki w ogłoszeniach, a tylko u nas w tym zacofanym grajdołku, Polsce, nie (i zbiera plusy, co gorsze). Otóż gówno prawda. Niemal na całym świecie z wyjątkiem kilku krajów anglosaskich zarobków w ogłoszeniach SIĘ NIE PODAJE. Ktoś wychylił nosa z Polski do Irlandii i UK, i na tej podstawie wysnuwa wniosek, że na całym świecie jest tak jak trzeba tylko u nas nie.

3. OK, skoro już ustaliliśmy, że zarobków się generalnie nie podaje to nasuwa się pytanie: dlaczego??? Jedni odpowiedzą bez namysłu: to dlatego, że proces rekrutacji jest szukaniem jelenia, który powie najmniejszą stawkę i jego się weźmie. Zapewne kiedy poszukiwany jest pracownik przynieś-podaj-pozamiataj w firmie JanuszPol w wiosce na Podlasiu to tak faktycznie jest.

Ale to nie ma zastosowania gdy poszukiwany jest pracownik wykwalifikowany, któemu pracodawca jest skłonny zapłacić dwie lub trzy średnie krajowe. A widełek w ogłoszeniu i tak nie ma.

No to czemu?

Powody mogą być następujące:

- nikt się nie chce na rynku wychylać w myśl zasady "jest #!$%@?, ale stabilnie";

- w firmie (szczególnie #korpo ) wszyscy się boją indywidualnie podjąć jakąkolwiek decyzję w tej kwestii, bo może się ona okazać niezgodna z polityką firmy. Niby dyrektor krajowy mógłby taką decyzję podjąć i kazać kadrom od tej pory zamieszczać widełki, ale a nuż nie spodoba się to prezesowi globalnemu, który siedzi sobie gdzieś w Londynie albo Filadelfii? Lepiej się nie wychylać, to tylko rekrutacja, za miesiąc, dwa, będzie po wszystkim.

- a co jeśli nasze widełki są zbyt niskie albo zbyt wysokie w odniesieniu do rynku? Jeżeli za niskie to nikt sensowny nie zaaplikuje i zanim się zorientujemy, że trzeba je podnieść to stracimy kupę czasu oraz pieniędzy na już zamieszczone ogłoszenia. Jeżeli za wysokie to się sfrajerzymy i zapłacimy komuś więcej niż musimy. A przepłacać nikt nie lubi.

Wiem, że wszystkie powyższe powody nie są bardzo mocne, ale z mojej kilkuletniej praktyki w branży wynika, że są najbardziej prawdopodobne.

4. Pomimo, że napisałem, iż sam bym chętnie podawał widełki to w pełni rozumiem i nawet trochę aprobuję ich nie podawanie. Otóż nasza praca jest zwykłym towarem (a raczej usługą) na rynku. Niestety do języka przeniknęło pojęcie PRACODAWCA. Czyli ktoś kto daje pracę. Nieprawda! Ten ktoś nie daje pracy, tylko płaci za pracę swoim pracownikom, czyli swoim usługodawcom. Ja nie jestem żadnym PRACOBIORCĄ (raczej pracodawca nim jest), tylko wykonawcą/świadczeniodawcą/usługodawcą względem firmy, dla której pracuję, w ramach zawartej przez nas umowy o świadczenie tych usług za ustaloną kwotę pieniężną.

Dam przykład, choć może trywialny: idę do fryzjera i pytam ile kosztuje strzyżenie. 30 złotych, odpowiada fryzjer. Okej, decyduję zatem czy siadam i się strzygę czy idę gdzie indziej gdzie cena jest niższa albo salon ładniejszy.

Raczej nikt sobie nie wyobraża sytuacji, w której fryzjer nie ma cennika, tylko każdego wchodzącego fryzjer pyta: ile jest Pan skłonny zapłacić za strzyżenie u nas?

Inna sytuacja: zamieszczam w internecie ogłoszenie, że chcę logo dla swojej firmy. Odpisuje mi dwudziestu grafików, każdy pokazuje co umie i mówi ile kosztuje logo w jego wykonaniu. Po przeanalizowaniu ich ofert i cen wybieram sobie któregoś. Najtańszego jeżeli mi nie zależy na jakości lub jakiegoś droższego jeśli potrzebuję czegoś bardziej wysublimowanego.

Oczywiście mogę w moim ogłoszeniu zaznaczyć, że na logo mogę przeznaczyć 1000zł, ale nie muszę. Mogę sobie woleć rozeznać się na rynku co można dostać za 500zł a może się okaże, że warto wysupłać jeszcze dodatkowy tysiąc, choćby na kredyt, bo za 2000zł będę miał logo jakiego nie ma nikt?


5. To już ostatni punkt. Oczywiście pytanie "Ile chce pan zarabiać?" może się wydać nieco głupie. Już wielu kandydatów mi odpowiedziało "10 milionów, hehe". Tak, bardzo śmieszne. Wiadomo, że pod tym pytaniem kryje się tak naprawdę to: "Za jaką minimalną kwotę byłby pan skłonny objąć oferowane przez nas stanowisko?".

Zwykle nie piszę tak długich postów, więc jeśli Cię interesuje ta tematyka to zaobserwuj tag: #goodguyrecruiter
  • 12
@Szarlejowiec: To co poleca kolega wyżej, plus Glassdoor, Kununu, a z polskcih stron to Pracuj.pl uruchomiło ostatnio takie narzędzie, ale przyznam, że nie wiem ile ono warte. Sedlak&Sedlak regularnie wypuszcza też raporty płacowe. Ponadto fora i wszelkie inne kanały nieformalne - to w sumie najlepsze źródło informacji. W internecie każdy pisze co chce :)
@zongobongo: Troche manipulujesz :)

Najpierw piszesz ze....

Niemal na całym świecie z wyjątkiem kilku krajów anglosaskich zarobków w ogłoszeniach SIĘ NIE PODAJE

Od razu przechodzac nad tym do porzadku dziennego:

skoro już ustaliliśmy, że zarobków się generalnie nie podaje

A sprawa nei jest taka oczywista. Mozesz podac ktore to te kraje anglosaskie? Jesli chodzi o angeislkojezyczny rynek ogloszen IT to z tego co widze mniej wiecej 30% zawsze podaje widelki. Dotyczy
@zongobongo: rozumiem Twoje argumenty, ale post trąci trochę rozdwojeniem jaźni :)

Wyliczasz litanię powodów, dla których podawanie widełek jest bez sensu, po czym (dwukrotnie) konstatujesz, że "sam byś je podawał". Dlaczego zatem sam byś je podawał, skoro podawanie jest be i bez sensu, a może nawet HQ w Filadelfii się oburzy?


Niemal na całym świecie z wyjątkiem kilku krajów anglosaskich zarobków w ogłoszeniach SIĘ NIE PODAJE. Ktoś wychylił nosa z Polski
@matti05: Zgadza się. Ponadto o zatrudnieniu może decydować szereg czynników nie mających nic wspólnego z umiejętnościami ani stażem pracy.

Przykład 1: ktoś przyprowadzi klienta z poprzedniej firmy i "zwróci" się finansowo firmie natychmiast.

Przykład 2: ktoś zostanie zatrudniony w kluczowym dla firmy momencie, w momencie, w którym firma np. ze względu na ciągłość projektu jest skłonna zaoferować dużo wyższe pieniądze niż komuś kto pracuje od dawna.

@msq: IT jest wybitnie
@zongobongo:

4. Pomimo, że napisałem, iż sam bym chętnie podawał widełki to w pełni rozumiem i nawet trochę aprobuję ich nie podawanie. Otóż nasza praca jest zwykłym towarem (a raczej usługą) na rynku. Niestety do języka przeniknęło pojęcie PRACODAWCA. Czyli ktoś kto daje pracę. Nieprawda! Ten ktoś nie daje pracy, tylko płaci za pracę swoim pracownikom, czyli swoim usługodawcom. Ja nie jestem żadnym PRACOBIORCĄ (raczej pracodawca nim jest), tylko wykonawcą/świadczeniodawcą/usługodawcą względem
@zongobongo: ja bym jeszcze dodał, że wszystkie bogate kraje Bliskiego Wschodu, ale też takie kraje jak Chiny czy Japonia szukające pracowników (przynajmniej w sektorze IT) podają widełki lub roczną stawkę.

Ja uważam, że pytanie "za ile chciałby Pan pracować" jest jak najbardziej w porządku, ale problem mogą mieć początkujący na rynku pracy, którzy nie mają rozeznania ile się zarabia na danym stanowisku. Kończy się to czasem niestety tym, że dostają mniej
czy rekruter powie mi "O PANIE TOŚ PAN PRZESADZIŁ", zaproponuje podanie niższej stawki, czy po prostu wtedy moja oferta zostaje odrzucona?


@Tuxedo: Ja na pewno bym tak powiedział. Szkoda stracić dobrego kandydata tylko dlatego, że się przestrzelił z oczekiwaniami finansowymi. Zapytałbym też o ostatnie wynagrodzenie, bo jeżeli już w aktualnej pracy ktoś zarabia sporo więcej niż mogę zaproponować to pozamiatane.