Od bardzo wczesnych lat dzieciństwa interesowałem się paleontologią. Popęd do tej tematyki dodatkowo napędził wchodzący wówczas do kin film "Jurassic Park", a za nim czasopismo "Dinozaury". Posiadając już pewne zdolności rzeźbiarskie postanowiłem skupić całą swą moc i wykorzystać wszystkie skitrane zapasy plasteliny, by podjąć się wielkiego przedsięwzięcia. Postanowiłem stworzyć monumentalne dzieło, tyranozaura ogromnych rozmiarów! Po wielu godzinach starań udało się. Powstała bestia mierząca 17 cm. Gdyby mu ogon rozwinąć, to miałby bagatela 20 cm! Ale wówczas nie mieścił by się w pudełku po delicjach, które chroni go od ponad 20-stu lat.
Było to dzieło życia... Jednak w 3 klasie podstawówki człowiek z każdym dniem dużo się uczy i rozwija. Udoskonalając w takim tempie swoje umiejętności szybko doszedłem do wniosku, że ten tyranozaur już mnie nie satysfakcjonuje. Nie jest już godny zadowolenia, nawet pomimo zastosowania innowacyjnej techniki oszczędzania brązowej plasteliny (wypchałem go innymi kolorami, by ją oszczędzać, z czego byłem chyba najbardziej dumny). Zapragnąłem zrobić coś większego, lepszego. Jednak wiedziałem, że plastelina nie podoła moim wymaganiom. Zwłaszcza, że chciałem stworzyć dinozaura w dynamicznej pozie, w biegu. To wymagało trwalszego materiału, którego przyszło mi szukać bardzo wiele lat. Przez te lata pomysł ewoluował. Tyranozaur stał się alozaurem, a potem smokiem, którego z braku materiału postanowiłem na razie namalować dla ukojenia głodu tworzenia.
Rysunku nigdy nie skończyłem. Chociaż... Poniekąd skończyłem, tylko w 3D...
Byłem już dorosły. Pracowałem w fabryce okien i drzwi. Któregoś razu zabrakło wśród nas naszego majstra od robót wszelakich. W zawiązku z czym nie było komu zająć się jego spuścizną, w której skład wchodziła spawarka. Pracując na produkcji przyjąłem zasadę, że gdzie niema nikogo, tam jestem ja. Tak więc zaopiekowałem się owym półautomatem spawalniczym (potocznie migomatem). Nie wiedziałem z czym je się to wręcz magiczne ustrojstwo i nie było nikogo, kto by mnie wtajemniczył. Jednak po paru próbach udało się coś usmarkać. Szybko próby zamieniły się w praktyczne zastosowanie, a gdy jako-tako zacząłem to już ogarniać, to coś we mnie zatrybiło. Poruszyła się stara, zardzewiała zębatka, która skrzekiem mówiła o chęci zrobienia ogromnej rzeźby smoka o rozpiętości skrzydeł na jakieś AŻ 40 cm. Przypomniałem sobie, że szukałem trwałego materiału zdolnego udźwignąć swą masę na minimalnej ilości podpór/nóg i doszedłem do wniosku, że stal jest tym właśnie materiałem. Żeby sprawdzić czy podołam, zrobiłem palce i połączyłem je w stopę.
Uznałem, że podołam zadaniu i będę w stanie zrobić resztę.
Zaufanie szefa, klucze i kod do alarmu miałem już wcześniej, więc poszedłem z zapytaniem, czy nie mógłbym po godzinach zostawać na hali i dłubać sobie tą nogę dalej. Szef był bardzo w porządku i pozwolił na korzystanie z miejsca i sprzętu. Tak naprawdę to nie miałem pojęcia za co się zabieram. Nie wiedziałem, że takie bydle z tego wyrośnie. Nie wiedziałem jakie koszta będę musiał ponieść by to ukończyć. Myślałem, że stal to groszowe sprawy, a tarcze do kątówki, CO2 i drut spawalniczy nigdy się nie skończą. Co do stali, to szybko się przekonałem jak bardzo się mylę. Potrzebowałem jej by ruszyć dalej. Najtrudniejszym momentem było podjęcie decyzji czy ją kupić, czy dać sobie lepiej spokój. Wiedziałem, że jak właduje tak dużą ilość pieniędzy, to nie będzie już odwrotu, że trzeba będzie to pociągnąć dalej, a nie wiadomo ile jeszcze to potrwa. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że te 500 zł wydane na pierwszą dostawę stali, to dopiero skromna zapowiedź późniejszych wydatków...
Początki były ciężkie. Nie miałem pojęcia jak formować stal. Na początku ciąłem kształtowniki i rzeźbiłem je spawem. Potem zacząłem pierwsze próby wyginania stali na nodze, którą tworzą, co było kompletna bzdurą. Po zmarnowaniu wielu godzin pracy i pieniędzy, wypracowałem systematykę działania: Ciąłem płaskownik, wstępnie kułem go na zimno na stworzonym przez się "kowadle", przycinałem w odpowiedni kształt, ponownie kułem, wykręcałem, wyginałem stworzonymi do tego celu narzędziami, szlifowałem i spawałem. Po uformowaniu elementu (np. kończyny), wykańczałem go pokrywając łuską tworzoną migomatem i mocowałem do reszty.
Smoczysława planowałem ukończyć w 6 miesięcy. Po tych 6-ciu miesiącach zacząłem drugą nogę, co dało mi do myślenia jak duży może być poślizg czasowy... Gdybym robił to codziennie, to może w rok bym się wyrobił, ale to hobby, rzecz, która sprawia mi przyjemność, więc nie spieszyłem się. Działałem gdy miałem ochotę i czas. W międzyczasie realizowałem inne projekty, imprezowałem i dlatego zajęło to aż 4,5 roku.
Smoczysław wykonany jest ze stali w postaci blachy o grubości 1mm (błony skrzydeł) i płaskownika 50/4 mm (reszta). Wnętrze dodatkowo wzmacnia zespół kratownic z kształtowników.
Długość - 3,5m
Wysokość - 2m
Rozpiętość skrzydeł - 3,7m (2,2 m do transportu)
Waga - około 350kg
Pozostało jeszcze ukryć podstawę i zabezpieczyć Smoczysława przed korozją, ale to już czysta formalność.
O Smoczysławie było w okolicach świąt wielkanocnych dość głośno. Pisano i mówiono o nim w lokalnych gazetach, portalach, rozgłośniach radiowych i telewizjach. Pojawił się nawet w Teleexpresie na niecałe 30s :)
Najwięcej powiedziano o nim w Obiektywie (TVP Białystok)
Moim marzeniem było tworzenie tego smoka, nie jego posiadanie, więc byłem mile zaskoczony gdy ludzie zaczęli uświadamiać mnie ile może być wart. Po ukończeniu tego marzenia chcę zacząć realizować następne, którym jest własny warsztat. W tym tutaj, 'pożyczonym' nie mogłem zrobić sobie paleniska, wiec wszystko musiałem okrężną drogą robić na zimno. Chciałbym spróbować swoich sił w kowalstwie, które to dałoby większe możliwości. Smoczsław to pierwsza moja rzeźba ze stali i pierwsza, która ma więcej niż 17 cm. Prawdopodobnie już nigdy nie szarpnę się ponownie za tak duży projekt, ale jestem pewny, że moja rządza tworzenia na tym nie poprzestanie. Nie ukrywam, piszę to wszystko dla reklamy, by przyspieszyć realizacje mojego drugiego marzenia, które otworzy mi drogę do tysięcy innych marzeń. Liczę, że znajdzie się na niego więcej chętnych. Póki co największa oferta to 35 000 zł. Wiem, że są ludzie, którzy mogliby poświecić więcej, a to znaczy, że ktoś może nieźle zarobić na pośrednictwie. Im więcej wycisnę, tym bliżej będę mojego celu tysiąca celów, wiec dziękuję za ewentualne wykopy i przekazywanie wieści dalej :)
Komentarze (86)
najlepsze
A zupełnie osobne i wcale nie mniejsze gratulacje składam za tego smoka ulepionego z plasteliny. Co tam gratulacje, szacun wielki i i pokłony się należą! Jako trzecioklasista, jedyne co potrafiłem zrobić z plasteliny, to zlepić wszystkie kolory w burą, bezkształtną kulę, a następnie jej część wdeptać w dywan, drugą część zużyć jako amunicję do strzelania ze szklanej rurki we włosy koleżanek, a pozostałe resztki schować do kieszeni
Też ładny worklog http://max3d.pl/forum/showthread.php?t=94003
@Jalokim88 może zaoferowałbyś go jakiemuś miastu albo polibudzie? I nazwij go Janusz albo Mirek, na pewno lepiej się sprzeda.
Pozdrawiam i powodzenia w kolejnych projektach :)
Świetna robota!
Jestem pod mega wrażeniem. Rzeźba wygląda fenomenalnie. Serio powinieneś zacząć myśleć robić podobne rzeczy zawodowo
@Jalokim88: