Nowe Twin Peaks mocno podzieliło fanów kultowego serialu. Dostaliśmy twardy orzech do zgryzienia, utwór wieloznaczny, enigmatyczny i trudny w odbiorze. Zafascynowany tym co zobaczyłem podczas 18-stu nowych odcinków napisałem tekst podejmujący próbę interpretacji najnowszego dzieła Frosta i Lyncha.
Najnowszy sezon Twin Peaks mocno podzielił fanów serialu. Dostaliśmy naprawdę twardy orzech do zgryzienia, dzieło wieloznaczne, enigmatyczne i trudne w odbiorze. W swoim tekście postanowiłem rzucić nieco więcej światła na to, co tak naprawdę zobaczyliśmy na ekranie podczas seansu osiemnastu nowych odcinków serii. W swojej pracy posiłkowałem się treścią kilku dyskusji toczących się na różnorakich forach internetowych, a także na filmikach z youtube'a próbujących "tłumaczyć" nowe Twin Peaks. Wszystkie źródła podaję na końcu. Zapraszam do czytania.
"Tajemnica jest zasadniczym elementem życia z następujących powodów: tajemnica budzi zdziwienie, które prowadzi do ciekawości, a na niej z kolei opiera się nasze pragnienie zrozumienia, kim i czym naprawdę jesteśmy."
Tą sentencją zaczyna się książka "Sekrety Twin Peaks" Marka Frosta, będąca łącznikiem pomiędzy "starym", a "nowym" Twin Peaks. Trzeci sezon kultowego serialu zarówno rozpoczął się, jak i zakończył trzęsieniem ziemi, a wspomniany wyżej archetypowy motyw tajemnicy stanowi spoiwo łączące liczne wątki, stare i nowe, które pojawiają się w trzeciej serii.
Już na samym początku należy przyjąć pewne założenie dotyczące nowego Twin Peaks: Twórcy prowadzą tutaj swoistą grę z widzem, momentami burzą czwartą ścianę, "puszczając oko" zarówno do wielbicieli serialu, jak i entuzjastów całokształtu twórczości Davida Lyncha. Oryginalne Twin Peaks to dzieło tak uznane i znaczące, że zupełnie uzasadniona jest tutaj zabawa autocytatem i subtelne aluzje do "kultowości" serialu w samym serialu. Reżyser świadomie nie pokazuje nam tutaj tego, co chcielibyśmy zobaczyć. Agent Cooper, owszem pojawia się w nowej odsłonie całkiem często, ale albo jest to zły Cooper albo Cooper w ciele Dougiego, który nie może się obudzić. Samo miasteczko owszem przewija się przez nową serię, ale to już nie do końca to samo Twin Peaks, co kiedyś, a całość akcji rozbita jest na wiele oddalonych od siebie lokacji. Tajemnicze zło, które budziło grozę w pierwszych dwóch sezonach, tutaj rozprzestrzeniło się po całym świecie. Stare miejsca nabierają zupełnie nowego znaczenia i tak np. słynny bar Roadhouse wydaje się być obszarem styku i spotkania różnych światów, rzeczywistości i czasów (spotykają się tutaj zarówno starzy jak i nowi bohaterowie, na scenie grają “prawdziwe” zespoły, a znane postacie przedstawiane są swoimi ”prawdziwymi” imionami i nazwiskami vide Eddie Vedder jako Edward Louis Severson). To bardzo znaczące bo Lynch, o czym chciałbym wspomnieć w dalszej części, zaciera granicę pomiędzy "naszą" rzeczywistością, a uniwersum Twin Peaks. Sceny w stylu kilkuminutowego ujęcia pokazującego zamiatanie podłogi we wspomnianym już Roadhouse, to właśnie zabawa z widzem, twórcy zdają się mówić: "to nasze dzieło i możemy sobie na to pozwolić, jeśli myślisz, że to wszystko na co nas stać, to oglądaj następny odcinek". Podobnie sprawa ma się np. z Audrey lub ze wspomnianym wyżej Cooperem: "Chcieliście Coopera to macie! Lubi nawet kawę i wiśniowy placek!".
To wszystko jednak zaledwie wierzchołek góry lodowej, całość ma zdecydowanie poważniejszą wymowę. Trzeci sezon Twin Peaks wydaje się być bowiem opowieścią o walce dobra ze złem. Opowieścią bardzo odjechaną i psychodeliczną ale jednak wyraźnie ukazującą odwieczny konflikt przeciwieństw (sam tytuł serialu poniekąd już to sugeruje). Zło jest tutaj naprawdę złe (zły Cooper, Richard Horne), a dobro... no cóż trochę niesforne (Dougie, Andy i Lucy), nieco zabawne (Freddie Sykes ze swoją zieloną rękawicą) a czasem niejednoznaczne (Strażak). Wynik konfrontacji nie jest ostatecznie znany. Siły które zdają się sterować światem (mieszkańcy białej i czarnej chaty) mają niejasne pochodzenie i intencje. Z książki “Sekrety Twin Peaks” wynika, że mogą to być "kosmici" -Telosi i Lemurianie - choć raczej należałoby powiedzieć istoty z innego wymiaru, dla których nasz świat (ale czym on tak naprawdę jest?) stanowi swoiste boże igrzysko. Strażak, choć wydaje się dobry, budzi grozę i respekt, jego słowa brzmią enigmatycznie, sam zaś obserwuje wszystko z dystansu (ekran w starym kinie), interweniuje tylko czasem lecz jego prawdziwe pobudki owiane są tajemnicą. Bo tajemnica jest tutaj, jak już wcześniej wspomniałem, punktem centralnym.
“We are like the dreamer who dreams and then lives inside the dream. But who's the dreamer?”
Drugim motorem napędowym serialu jest rzeczywistość snu. To jeden z ulubionych tematów Lyncha, który nieustannie przewija się niemal we wszystkich jego dziełach. Bohaterowie Twin Peaks bardzo często odwołują się do tego, co im się śni, podążają za swoimi marzeniami sennymi i tropy te okazują się być trafne. W trzecim sezonie różnica pomiędzy snem, a jawą zaciera się zupełnie. "Nasza" rzeczywistość i rzeczywistość Twin Peaks mieszają się tutaj w przedziwny sposób. Śniącym może być widz, który coraz bardziej wciągany jest w wir wydarzeń i któremu zdradza się trochę więcej (a czasem trochę mniej) niż poszczególnym bohaterom. Reżyser zaprasza nas do swojego świata, a z drugiej strony wprost sugeruje: “to jest nasz świat, tak ja go widzę”. Mamy więc Amerykę z jej biurokracją, powszechnym dostępem do broni, z jej historią i tajemnicami. To już nie jest małe miasteczko na skraju lasu, a wielka globalna metropolia ze wszystkimi jej grzechami. Lynch i Frost pokazują, że każde "odpalenie" bomby atomowej, każde morderstwo, każde użycie broni, rodzi (dosłownie) nowe zło - po udanej detonacji pierwszej bomby atomowej w Nowym Meksyku w 1945 roku widzimy jak "matka" wypluwa Boba. Każda próba przeciwdziałania złu okupiona jest straszliwą ofiarą. Laura Palmer ostatecznie nie odnajduje pokoju. W swoim życiu doświadcza głównie przemocy (bardzo często ze strony mężczyzn) i jej "misja" ma dość gorzki wydźwięk. Dobro w Twin Peaks to bardziej próby rekompensowania i cofania zła - skalkulowane i skoncentrowane na podtrzymaniu, już nie do końca korzystnego dla nas kompromisu. A my nie do końca wiemy czy to wszystko jawa czy sen (obłędny koszmar), czy może zupełnie innym wymiar rzeczywistości.
Lynch doskonale operuje i bawi się symbolami oraz archetypami, wiele odcinków zdaje się mieć swój motyw przewodni (np. matka, przemoc, podróż), a pewne wątki pojawiają się w kółko (prąd elektryczny, sen) w różnych kontekstach. Wydaje się, że znaczenie ma tutaj absolutnie wszystko, począwszy od kolorów, kompozycji kadrów poprzez muzykę, grę świateł i cieni na napisach końcowych skończywszy. Każdy odcinek stanowi osobliwą łamigłówkę do której rozwikłania niejednokrotnie potrzebna jest również wiedza poza serialowa - pojawiają się nawiązania do życia osobistego Lyncha, do religii i systemu wierzeń wschodu, do ezoteryki i legend indiańskich, historii Stanów Zjednoczonych i wielu innych rzeczy. Jest to moim zdaniem kolejna przesłanka świadcząca o tym, że rzeczywistość Twin Peaks przeplata się z innymi rzeczywistościami, w tym również z "naszą". Dość powiedzieć, że lokatorka domu Palmerów z końca ostatniego odcinka jest... rzeczywistą właścicielką rezydencji, którą w serialu zamieszkuję poważany niegdyś ród, którego głową był Leland Palmer. Takich "tropów" jest tutaj zdecydowanie więcej. Wiemy też, że Lynch podobne zabiegi stosował już wcześniej w innych swoich filmach m.in. "Mulholland Drive", co dodatkowo świadczy o intertekstualności najnowszego dzieła twórcy "Zagubionej Autostrady".
Co więc chce nam przekazać twórca w swoim najnowszym (i być może ostatnim, jeśli traktować jego słowa poważnie) dziele? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Lynch prawie nigdy nie podaje na tacy gotowych rozwiązań, często za to sugeruje, że każdy może je interpretować podług własnej woli. Z tego powodu wielu zarzuca reżyserowi artystyczny bełkot, pozbawiony sensu, skupiający się tylko i wyłącznie na obrazie i wrażeniach z niego płynących. To opinia wyjątkowo krzywdząca i po prostu nieprawdziwa, bo choć filmy Lyncha na pierwszy rzut oka wydawać się mogą chaotyczne i niezrozumiałe, zawsze rządzą się spójną logiką. Fakt, że często jest to logika inna niż ta, do której przywykliśmy, nie umniejsza nic dziełom mistrza. Często wystarczy znaleźć właściwy klucz, a całość, choć nie pozbawiona wieloznaczności, staje się zupełnie zrozumiała i sensowna. W przypadku najnowszego sezonu Twin Peaks sprawa ma się podobnie, choć tutaj do czynienia mamy raczej z całym “pękiem kluczy”.
Jak już wspominałem centralnym punktem odniesienia dla mitologii Twin Peaks jest tajemnica, jako źródło ludzkiej kreatywności i dążenia do poznania prawdy. Już w pierwszych odcinkach wyraźnie krystalizuje się także kolejny motyw: walki dobra ze złem, konflikt przeciwieństw: karzeł (w trzecim sezonie pod postacią drzewa) kontra gigant, biała i czarna chata, dobry i zły Cooper. Lynch zręcznie operując tymi tematami, zmusza nas do refleksji nad źródłem dobra i zła oraz siłami, które pchają ludzkość w jedną lub drugą stronę. Innymi słowy artysta próbuję się tutaj zmierzyć z tematem "narodzin" i sporo czasu poświęca osobie matki, która nieodłącznie się z nim kojarzy. Zostajemy więc skonfrontowani z matką walczącą i dominującą jaką jest Janey-E, matką narkomanką, która pojawia się w scenach z Las Vegas , zostajemy skonfrontowani z Shelly, która nie radzi sobie w roli matki - jej córka popełnia dokładnie te same błędy co ona, z matką Audrey, która wydaje się być przytłoczona sytuacją wokół niej, z Sarą Palmer, która ewidentnie skrywa jakąś mroczną tajemnicę i po przebytych tragediach jest wrakiem człowieka oraz TĄ matką (Judy), która rodzi Boba i zło które pojawia się na świecie po wybuchu bomby atomowej. Co ciekawe chociaż jako źródło zła twórcy wskazują kobietę - Judy, to z drugiej strony sporo uwagi poświęcają przemocy, jaką kobiety doświadczają od mężczyzn (m.in. Darya, Becky, Diane, Miriam). Mamy tu więc kolejny swoisty dualizm kobiet w świecie Twin Peaks. Kolejnym tematem, która nieustannie pojawiają się w dziełach Lyncha jest podróż. Kadry z drogi, którą odbywa Cooper w ostatnim odcinku są niemal żywcem wyjęte z filmu "Zagubiona Autostrada". Podróże, które odbywają bohaterowie Twin Peaks to często wyprawy poza wymiar i czas. Cooper, który wydostaje się z czarnej chaty, błąka się po miejscach, które wydają się być absolutnie poza naszą rzeczywistością. Ta podróż u Lyncha nie jest zwykłą podróżą. Droga, którą przebywają postacie, często zmienia je bezpowrotnie i tak w finale serii Diane staje się Lindą, a Dale Cooper Richardem. Ten motyw bardzo płynnie łączy się z kolejnym wątkiem, który twórcy eksploatują, z wątkiem czasu. I tak Lucy i Andy podczas rozmowy na posterunku wyrażają swoje zaniepokojenie, faktem, że czas dziwnie dla nich płynie. Sam sposób montażu chociażby powrotu Coopera do naszej rzeczywistości sugeruje, że czas nie biegnie liniowo. Kulminacją anomalii jest natomiast scena finałowa przedostatniego odcinka na posterunku, gdzie twórcy wprost pokazują, że zegary po prostu się zatrzymały i wszystko zapętliło się w jednej sekundzie. Te wydarzenia to także wyraźne wskazówki, że nie wszystko musi dziać się wedle porządku do którego się przyzwyczailiśmy.
Wspomniałem już wcześniej, że nakreślony w serialu konflikt dwóch światów wydaje się nie być do końca wyrównany. Zło zawsze znajduję drogę aby zniewolić ludzi, i nawet jeśli zostaje unicestwione pojawia się pod inną postacią. Również spotkanie z ciemną stroną i wszelkie próby walki z nim zmieniają człowieka bezpowrotnie. Gordon Cole, po nawiązaniu kontaktu z dziwnym wirem (wrota do innego wymiaru?), staje się inną postacią niż przedtem, zachowanie szefa FBI ulega lekkiemu zachwianiu, co zauważają partnerzy. Niejasna jest również historia agenta Phillipa Jeffriesa, który podróżując pomiędzy wymiarami w poszukiwaniu prawdy ostatecznie kończy jako… czajnik (czyżby flirt ze złymi mocami pozbawił go jego pierwotnej osobowości, a nawet powłoki?). Główny protagonista serialu Dale Cooper, który podejmuje się misji ratowania Laury Palmer przechodzi przez szereg “rytuałów” (przejazd pod liniami napięcia, stosunek seksualny z Diane) aby ostatecznie stać się Richardem - syntezą dobrego i złego Coopera. Staje on w nierównej walce przeciwko nieznanym siłom z innego wymiaru, która, jak pokazuje finał serii, skazana jest na porażkę, a on sam niczym mityczny Syzyf, podziela jego tragiczny los. W zestawieniu z końcówką Twin Peaks dość niepokojąca jest pierwsza scena pierwszego odcinka trzeciego sezonu, gdzie Strażak wskazuje Cooperowi (“Pamiętaj: 430. Richard i Linda”) drogę, którą powinien podążać, zadanie, które nie ma szans powodzenia . Jakie są zatem intencje mieszkańca białej chaty? Co z Laurą Palmer, którą wysłał na świat jako odpowiedź na Boba? Czy kiedykolwiek odnajdzie pokój? A może jej los został z góry przesądzony, a jej życie pełne cierpienia i bólu, miało pozostać takie na zawsze? Dość niepokojące to wnioski ale ostateczną interpretację pozostawiam widzowi.
@kwarc87 Wydaje mi się że mocno odleciałeś. Taka próba szukania znaczenia w czymś czego nie ma. Papierowe postacie,nuda i brak logiki przez większość sezonu. Karzeł zabijający w biały dzień w tłumie. Wcześniej w biurze w biały dzień. Drugi Horn łażący po lesie i strzelający z latarki, Andy i Lucy zupełnie bezbarwni, Agent Rosenfeld zupełnie nie do poznania, masa scen z młodym Hornem łażącym po magazynach zupełnie bez celu, Cooper ze zjaranym mózgiem
Komentarze (4)
najlepsze
Wydaje mi się że mocno odleciałeś. Taka próba szukania znaczenia w czymś czego nie ma. Papierowe postacie,nuda i brak logiki przez większość sezonu. Karzeł zabijający w biały dzień w tłumie. Wcześniej w biurze w biały dzień. Drugi Horn łażący po lesie i strzelający z latarki, Andy i Lucy zupełnie bezbarwni, Agent Rosenfeld zupełnie nie do poznania, masa scen z młodym Hornem łażącym po magazynach zupełnie bez celu, Cooper ze zjaranym mózgiem