ehh, i zapomniałem tydzień temu, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że to dlatego, że byliśmy na Poor Things i polecam mocno. to i humor nie był zbyt popsuty. Chyba pierwszy raz od lat mi się zdarzyło. Chciałbym kiedyś sobie przypomnieć wszystkie the best of wrzucania niedzieli wieczur, jak gdzieś się chowam po kiblach przed ludźmi, bo mi wstyd im wyjaśnić co ja robię chłop trochę przed 40 xD #niedzielawieczur
dzisiaj będzie długo, będzie trochę faktów i garść sentymentów.
what you want to przedostatni utwór na loveless i tak się składa, że mój ulubiony z całego zestawu. gdy sprawdzałem statystyki przesłuchań na różnych platformach, z prostego rachunku wychodzi, że jest to też numer "najmniej lubiany"/najrzadziej odsłuchiwany z całej płyty. no cóż, znając samego siebie od ponad 30 lat jakoś
pozdrawiam gorąco wszystkich dobrych ludzi, w szczególności moją ukochaną, która wymieniła nam obskurny kalendarz na ładnie oprawioną okładkę loveless wiszącą i spoglądającą na mnie każdego dnia.
pozdrawiam też tych, którym chciało się symbolicznie klikać plusiki (mam nadzieje, że nikogo nie pominął).
zabawa dobiega końca, dlatego wyciągamy wszystkie asy z rękawa..
zagubiony b-side do City Girl, jednoznaczny hołd i laurka nie pozostawiającą żadnych wątpliwości co do inspiracji. do tego intrygujący tytuł, który wymownie dopełnia treść i stawia formalną kropkę nad i.
natomiast tym razem chciałbym skupic się i zawiesić akcję na nazwie projektu, nawiązującego do zmarłej dokładnie rok temu, 29 grudnia - Vivienne
nie jest to sztuka arcymistrzowska, lecz sprawiedliwa...
wybaczcie, ale jak śmignęła mi ta okładka, to nigdy w życiu tak szybko nie wcisnąłem play. a co my tu mamy? całkiem poprawny, japoński shoegaze z początku lat 90s. produkcja trochę kuleje, ale chłopaki nadrabiają szczerą prawdą podaną na dłoni i muzyczną zajawką (przypominam, że muza ma łączyć a nie dzielić).
nie mogłem odebrać sobie tej malutkiej przyjemności i musiałem to gdzieś wcisnąć.
mógłbym #!$%@?ć godzinami i sypać głupoty ścierając lakier na klawiaturze, opisując jakich rejonów sięga ten numer i co sądze o Gang Gang Dance. ale parafrazując nawiedzający mnie ostatnio cytat - "zamknij się i licz". zatem uściślając i syntezując - zredukuję myśli do absolutnego minimum.
nie wiem jakim cudem, ale niedzielawierczur wypadła we wtorek. zatem dzisiaj, z powodu tej zbiorowej halucynacji, przedstawiam loveless zgrabnie przefiltorwane przez negatyw i zniekształcone w IDMowej maszynce do robienia techno.
ciężko o lepszy soundtrack dla takich chwil, bo z jednej strony zupełnie bezbronnie pławimy się w terapeutycznie obezwładniającym ambiencie, a z drugiej z każdą minutą, sekundą i z każdą rozchodzącą się w słuchawkach
#niedzielawieczur