Wieczór piątkowy, napełniłem się już trochę weną, a dym z ćmika odgania komary, można zatem temat pociągnąć dalej.
Pierwsza Nie-Polka, to całkowity przypadek. Nawet jej nie szukałem. Ukończyła w b.ZSRR mocno zeteserowski kierunek politechniki (branża zbrojeniowa) i przyjechała w Polszu robić szkołę byle jaką i zacząć tu pracę w walucie lepszej niż wschodnia. Ja zostałem poproszony o zaprowadzenie jej do Urzędu, celem pobrania jakiś kwitów. Zwykła, grzeczność na prośbę znajomego.
Umawiam się
Pierwsza Nie-Polka, to całkowity przypadek. Nawet jej nie szukałem. Ukończyła w b.ZSRR mocno zeteserowski kierunek politechniki (branża zbrojeniowa) i przyjechała w Polszu robić szkołę byle jaką i zacząć tu pracę w walucie lepszej niż wschodnia. Ja zostałem poproszony o zaprowadzenie jej do Urzędu, celem pobrania jakiś kwitów. Zwykła, grzeczność na prośbę znajomego.
Umawiam się
Wspomniałem, że zadzwonił do mnie Filozof. Jest to gość, któremu można by poświęcić osobne opowiadanie. Gość z pogranicza mocy i śmieszności. Jeden z moich najlepszych kumpli. Wcześniej był to kolega PP, ale po rozstaniu uznał, że jej zachowanie było "niegodne" i przykleił się do mnie. Tak hartowała się stal i staliśmy się sobie przyjaciółmi.
Ktoś, kto poznałby Filozofa tylko powierzchownie,