dzisiaj będzie długo, będzie trochę faktów i garść sentymentów.
what you want to przedostatni utwór na loveless i tak się składa, że mój ulubiony z całego zestawu. gdy sprawdzałem statystyki przesłuchań na różnych platformach, z prostego rachunku wychodzi, że jest to też numer "najmniej lubiany"/najrzadziej odsłuchiwany z całej płyty. no cóż, znając samego siebie od ponad 30 lat jakoś
pozdrawiam gorąco wszystkich dobrych ludzi, w szczególności moją ukochaną, która wymieniła nam obskurny kalendarz na ładnie oprawioną okładkę loveless wiszącą i spoglądającą na mnie każdego dnia.
pozdrawiam też tych, którym chciało się symbolicznie klikać plusiki (mam nadzieje, że nikogo nie pominął).
@KurtGodel: już na wykop nie zaglądam, ale właśnie sobie z racji topu wszechczasów o nim przypomniałem, i miło zobaczyć #nothingbutdreampopdecember od ciebie, jak zawsze świetne rzeczy!
zabawa dobiega końca, dlatego wyciągamy wszystkie asy z rękawa..
zagubiony b-side do City Girl, jednoznaczny hołd i laurka nie pozostawiającą żadnych wątpliwości co do inspiracji. do tego intrygujący tytuł, który wymownie dopełnia treść i stawia formalną kropkę nad i.
natomiast tym razem chciałbym skupic się i zawiesić akcję na nazwie projektu, nawiązującego do zmarłej dokładnie rok temu, 29 grudnia - Vivienne
nie jest to sztuka arcymistrzowska, lecz sprawiedliwa...
wybaczcie, ale jak śmignęła mi ta okładka, to nigdy w życiu tak szybko nie wcisnąłem play. a co my tu mamy? całkiem poprawny, japoński shoegaze z początku lat 90s. produkcja trochę kuleje, ale chłopaki nadrabiają szczerą prawdą podaną na dłoni i muzyczną zajawką (przypominam, że muza ma łączyć a nie dzielić).
nie mogłem odebrać sobie tej malutkiej przyjemności i musiałem to gdzieś wcisnąć.
mógłbym #!$%@?ć godzinami i sypać głupoty ścierając lakier na klawiaturze, opisując jakich rejonów sięga ten numer i co sądze o Gang Gang Dance. ale parafrazując nawiedzający mnie ostatnio cytat - "zamknij się i licz". zatem uściślając i syntezując - zredukuję myśli do absolutnego minimum.
nie wiem jakim cudem, ale niedzielawierczur wypadła we wtorek. zatem dzisiaj, z powodu tej zbiorowej halucynacji, przedstawiam loveless zgrabnie przefiltorwane przez negatyw i zniekształcone w IDMowej maszynce do robienia techno.
ciężko o lepszy soundtrack dla takich chwil, bo z jednej strony zupełnie bezbronnie pławimy się w terapeutycznie obezwładniającym ambiencie, a z drugiej z każdą minutą, sekundą i z każdą rozchodzącą się w słuchawkach
dzisiaj jeden z ciekawszych japońskich zespołów kojarzonych z naszym ukochanym gatunkiem.
COTD parali się i bawili dosłownie każdą znaną estetyką (tak, bossanova też się tam znajdzie), niemniej od zawsze fundamentem ich twórczości były mniej lub bardziej hałasujące gitary. niekiedy wręcz wymykające się shoegazowym/noisepopowym regułom gry, skręcając na tereny czegoś co najlepiej ogólnikowo mianować "alt-metalem". i niestety z
i ja też dołożę mikroskopijną cegiełkę do hajpu...
bo skoro jeszcze przez tydzień będę coś wrzucał, a chłopaki wręcz proszą się o znalezienie w tegorocznej edycji, to w sumie nie pozostaje nic innego jak zostawić im kciuk w górę. Ian Cohen ochrzcił jako BNM, Borys D. (i okolice) propsują, Marcin Prokop też (ciekawe jak z Tomkiem Wielbłądem?), to i ja
dzisiaj świeżynka, wydana zaledwie miesiąc temu (polecam zapoznać się z całą EPką).
tym razem żadnych wątpliwości być nie powinno. to zoomerska hiper-fantazja na temat defragmentacji dziedzictwa lat minionych. to transliteracyjna próba wyeksponowania tego, co w klasycznym shieldowskim shoegazie stanowiło o rdzeniu, o tożsamości tej stylistyki. to próba rozszczepienia i wtrącenia dźwięku w iluzję, do której nie został stworzony.
dzisiaj pozwolę sobie na drobne wyłamanie, nie mniej dalej operując w obranej konwencji. coś dla fanów wczesnego M83 skrzyżowanego z Prefab Sprout.
a zatem typowe godelowe pitu-pitu, zbyt ładne i wypolerowane piosenki dla zwykłych zjadaczy chleba, słodko-gorzkie sentymenty i smutni chłopcy ("poproś za mnie, bo ja się wstydzę") ale w tej swojej, pierdołowato-uroczej kategorii, jest to rzecz cudowna. akordziarze
i kolejna propozycja, która ugrzęzła mi na pętli jakiś czas temu, a teraz może w kocu wyjść z poczekalni przeoczonych i czekających na swoją szansę.
Rigo Deathstarr (chyba już kiedyś mówiłem, że uwielbiam te nazwę), czyli zespół działający prężnie w tym shoe-biznesie od ponad dekady, mimo wszystko nigdy nie potrafił wykorzystać tkwiącego w nim potencjału i klarownie wyjaśnić sytuacji dla postronnych, nagrywając
w sumie jakbym miał się pobawić w ostateczne deklaracje, to napisałbym, że właśnie o to chodzi w muzyce.
Toro - wiadomo, że mistrz, czego się nie dotykał to ja łykałem bez grymasu. zawsze chciałem to zrobić, zawsze chciałem to wrzucić - opener wydanego w 2011 roku (kwa, kiedy??) Underneath the Pine to absolutny olimp, hybrydowy majstersztyk, para-chimeryczna kompozycja powstała w
czasami oszukujemy się, że ona wcale nie istnieje. czasami oszukujemy się, że jest dużo gorsza niż tak naprawdę. ale oszukać kosmicznych praw się nie da. chodzi oczywiście o niedzielęwieczur...
dzisiaj z pomocą by nieironicznie kontemplować ten czas, by rytualnie się z nim zsynchronizować, przychodzi kolejna deprawująco gościnna polecajka. jak zdążyłem odnotować, Pani Melinkolyaj uż od jakiegoś czasu czynnie
zatoczyliśmy koło. skojarzcie sobie powitalne dźwięki Only Shallow i połączycie w kropki fakt, że w dzisiejszym kawałku bębny wystukują na starcie dokładnie to samo zaklęcie co w openerze Loveless (za tę spostrzegawczą znajdkę dziękujemy najwierniejszej z fanek (⌐͡■͜ʖ͡■)).
to chyba już 3? albo nawet 4 raz kiedy wrzucam coś od Airiel. oprócz faktu,
파란노을 (Parannoul) - 아날로그 센티멘탈리즘 (Analog Sentimentalism)
z racji że to jak w mordę strzelił - półmetek grudnia, a do tego piątek, zostawiam was sam na sam z tym koreańskim samograjem. bez zbędnego komentarza. bez odbioru.
no to teraz drugi kawałek, po którym zaiskrzyło i zmusiło dziada do roboty.
tym razem coś z przeciwnego bieguna, bo trafił się zespół ewidentnie śmielej używający gitar do hałasowania i romansujący z bardziej melodyjną odsłoną noisepopu (spod znaku chociażby Lush). wyróżnijmy rozmycie treści i szlachetne przybrudzenie lo-fi jakością, dodajmy niezaprzeczalną nośność kombinacji zwrotka-refren, i aż ciężko się połapać z jakiej
generalnie to ta dzisiejsza wrzutka niejako była zapalnikiem by i w tym roku zająć tym #!$%@?. heh
a tak poważnie, to faktycznie po części tak było. bo obok może jeszcze dwóch innych, niezobowiązująco zapętlonych kawałków, "Chipper" przez jakiś czas umilał mi stosunkową krótką trasę do pracy.
nie obcujemy tu z żadnym ekstremum, formalnym rozpychaniem łokciami i BUŃCZUCZNYM ustawianiem treści po kątach jak robił
nie wiem czemu i nie pamiętam kiedy nawiedził mnie ten kawałek, ale po krótkim riserczu i kilku odsłuchaniach najwygodniej mi przyjąć, że on w ogóle nie istnieje (3:06 niech będzie ostatecznym tego dowodem).
a dzisiaj w myśl zasady, że powstrzymując się od chęci czynu, szczególnie gdy baaardzo nas świerzbią ręce i jak osioł wierzymy w nasze racje, odbieramy sobie możliwość publicznego ośmieszenia się
#nothingbutdreampopdecember #godelpoleca #muzyka #dreampop #shoegaze
my bloody valentine - what you want
dzisiaj będzie długo, będzie trochę faktów i garść sentymentów.
what you want to przedostatni utwór na loveless i tak się składa, że mój ulubiony z całego zestawu.
gdy sprawdzałem statystyki przesłuchań na różnych platformach, z prostego rachunku wychodzi, że jest to też numer "najmniej lubiany"/najrzadziej odsłuchiwany z całej płyty. no cóż, znając samego siebie od ponad 30 lat jakoś
pozdrawiam też tych, którym chciało się symbolicznie klikać plusiki (mam nadzieje, że nikogo nie pominął).
@podle_insynuacje @paragonik @user48736353001 @mala_kropka @Clark_Nova @niedoszly_andrzej @Postronek @PanzerCancer @Foresight @Majestic12 @Theo_Y @kissmybattery @raeurel @Hoverion @zawodowi3c @Nemo24 @Farmer96 @kwiatencja @dystopijny_brokul @NocnyFull @Robiciqqq @mackiy @Tamerlan @erjan @hamborgir @alkan
wszystkiego dobrego w nowym roku