Wpis z mikrobloga

39 456 - 3 = 39 453
Na świeżo po #americanff. Nie będę opisywać wszystkich 23 filmów jakie widziałam na festiwalu, może na początek te, które wejdą do dystrybucji.

Carol

"Daleko od nieba" tego reżysera pozostawiało we mnie pustkę i bezsilność. Estetyka filmu i narzucone aktorstwo Julianne Moore tworzyło niesamowitą mieszankę, z czego najważniejszy był postmelodramat, który tak ukochał Todd Haynes. Podobnej rzeczy spodziewałam się w Carol, ale reżyser odstąpił od clue melodramatu w pewnym momencie. Aktorki. Mia Wasikowska miała grać młodą Therese, aż serce boli na samą myśl, świetnie by pasowała. Ale Rooney Mara gra bardzo dobrze, jej przemiana, oczy warte Audrey Hephurne - wszystko przemawia za aktorką. Przez chwilę nawet miałam wrażenie, że ukradła show doświadczonej Cate Blanchet. Ale to było na świeżo po filmie, teraz pamiętam w większości właśnie sceny z Carol, którą gra Cate. Niesamowite rzeczy robi ta kobieta w sensie aktorstwa. Wypracowała na cały film pewne reguły postaci, które definiują Carol, choć gdy bohaterka ma nas zaskoczyć, Blanchet prawie niezauważalnie do tego przechodzi. Czysty geniusz aktorstwa. Choćby dla tego warto się wybrać do kina.

Choć zapewne większość widzów powinna przywołać forma przedstawienia epoki (1952 rok), która po prostu niczym wehikuł nas tam przenosi. Tak umie tylko Haynes

The End of the Tour

Film o dwudniowej rozmowie, która odbyła się naprawdę. Dziennikarza Rolling Stone z jednym z najlepszych amerykańskich pisarzy ostatnich 20 lat - Davidem Foster Wallecem (nie znacie? spokojnie, ja też nie, dopiero jedną powieść jego w Polsce przetłumaczono, podobno już jest tłumaczone jego największe dzieło). Sama rozmowa nie została opublikowana po jej przeprowadzeniu, ale dopiero wiele lat później, po samobójczej śmierci pisarza.

Dziennikarza gra Jesse Eisenberg, który... no cóż, jest po prostu Jessem Eisenbergiem. Pisarza gra ten duży matołek z "Jak poznałem swoją matkę". I robi to na tyle przekonująco, że uwierzyłam gościowi, że Wallece taki właśnie był.

Przez cały film wkurzał mnie Eisenberg, czy on nie może grać inaczej? Ja wiem, że w tym cały urok jego gry, ale ile można? Natomiast mile zaskoczył mnie Jason Segel, oby częściej wybierał coś ambitnego, a nie tylko komedie.

Opiekun

10/10, dla mnie film festiwalu, jeden z najlepszych filmów tego roku! Przygarbiony, introwertyczny Tim Roth w roli głównej. Jest opiekunem osób bardzo chorych - najczęściej umierających. Niewiele o nim wiemy na początku, tylko to, że jest bardzo zaangażowany w swoją pracę, na tyle, że nawet po śmierci pacjenta pójdzie na jego pogrzeb, a w wolnym czasie stalkuje pewną młodą dziewczynę na Facebooku.

Ujęcia są powolne, długie, surowe w pokazywaniu opieki nad chorą osobą (nie ma nić pięknego w osobie umierającej na ostatnie stadium raka lub w starym mężczyźnie, który szcza pod siebie). W filmie nie ma ścieżki muzycznej, a mimo to od pierwszej do ostatniej sceny oglądamy film jak na szpilkach. Jest intensywny, a mało ekspresyjnego Rotha w roli pielęgniarza, tak trudno odczytać, nawet kiedy już poznajemy jego tajemnicę.

Niezwykły filmowy esej o śmierci. Bardzo wstrząsający dla widza. Po prostu czyste django/django.

#maratonfilmowy #kino #film
  • 5