Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #podroze #podrozujzwykopem #meksyk #gwatemala

Przeżyłem HURAGAN

Który był daleko ode mnie. W sumie każdy może tak powiedzieć, różnica jest jednak taka, że tutaj skutki huraganu dało się odczuć. Ale o tym za chwilę.

Chronologia. Czas nagli, a w dodatku jakiś huragan zaczął szaleć na Karaibach. Dość daleko, ale w prognozach miał się zbliżać do Bacalaru, więc już mnie nic tam nie trzymało. Na początku wyjechałem z meliny. Do przejechania cały Meksyk, ale miałem rekomendację na autostopa, zresztą na mapie też tylko jedna droga, prosta jak myśl wodza Indian Tępej Strzały, no to na pewno się zajedzie. Wstałem jak ogarnięty człowiek, czyli inaczej niż mam w zwyczaju, z samego rana, zjadłem sześć bananów, wziąłem plecak na barki i ruszyłem.

I stanąłem. Na jakieś pięć godzin. Przez ten czas jeden gość podwiózł mnie kilkanaście kilometrów, bo jechał do Chetumalu. Czyli zostawił mnie na krzyżówce głównych dróg za miastem i już nie było powrotu. Przez większość czasu panował niemiłosierny skwar, jednak na tyle się przygotowałem, że nie spaliło mi ani ramion, ani karku. Tylko twarz. Choć w międzyczasie zdarzyła się też dość potężna ulewa, jednak udało mi się schować. Tym razem się udało.

Jak już straciłem nadzieję i zacząłem oceniać pobliskie krzaki pod kątem atrakcyjności noclegowej, to przyszło wybawienie w postaci autobusu. Także postałem sobie 5 godzin w skwarze, żeby przeżyć przygodę i zaoszczędzić na podróży, a spaliłem sobie twarz i zapłaciłem za bilet bez zniżki studenckiej. Zajechałem więc znów do Palenque, ale tym razem wybrałem egzotyczny hostel - w środku dżungli, tuż przy ruinach.

Był aż tak egzotyczny, że w okolicy w ogóle nie było internetu. Nawet w pobliskiej knajpie, gdzie nad wejściem pisało, że mają alkohole, toalety i internet, nie było internetu. Alkohol i toalety były za to naprawdę. Trochę słabo, bo się umówiłem na skype, ale z drugiej strony specjalnie tam pojechałem nagrać filmik, więc miałem przynajmniej możliwość skupić się na tym.

Prócz tego wszystko elegancko. Bardzo fajna miejscówka, nie zdarzyło mi się zobaczyć żadnego paskudnego robactwa, tylko kolorowe motylki, wieczorem usypiał mnie huk małp, a rano obudziło pianie koguta. Nie mniej jednak przyjechałem tam tylko na jeden dzień - bo zmierzam już w kierunku Peru, a ten hostel polecili mi na poprzedniej melinie. No, ale melina to ludzie, a nie miejsce, no i pozostały mi jedynie okoliczności przyrody do kontemplowania.

Następnego dnia wstałem drugi dzień z rzędu z rana, zebrałem się do drogi, wyjechałem z dżungli, zjadłem na śniadanie kilka empenad (takie pierogi z innym ciastem i gorsze oczywiście) i na spokojnie przejazd do Flores. Tylko że trzeba było się przesiąść kilka razy, na początku w Meksyku, później na granicy. Tym razem nikt się mną nie zainteresował, musiałem tylko zapłacić prawie 400 peso (80 zł) na pożegnanie. Pies poszukujący narkotyków wciąż tam był, znowu spał. Może to tylko atrapa?

Następnie zajechałem do Flores i okazało się, że jest całkiem ciemno. I pada. Miało być bliziutko i szybciutko, do tego wstałem z rana, a to znów cały dzień. Zatrzymałem się znów na wyspie i zaczął się sztorm. Tzn. zapewne tylko jakieś resztki niepogody z obrzeża, ale wystarczyło, żeby wszystko sparaliżować. Nie było prądu, odcięli wodę, na ulicach stała woda no i nie jeździł transport publiczny. Więc zmuszony byłem zostać w takich warunkach z ludźmi, w tych specyficznych okolicznościach. Wszyscy razem przy świeczkach i świetle księżyca odbijany od tafli jeziora. A to jednoznacznie oznaczało, że przykuję czyjąś uwagę i ktoś będzie chciał ze mną rozmawiać. Tak też było.

A ja tak mam, że jestem trudnym rozmówcą. Podpuszczam ludzi, mówię różne głupoty, żeby przetestować ich reakcje na skrajności. Czasem zdarza mi się przesadzać, albo po prostu nie móc się powstrzymać od powiedzenia czegoś głupiego. Jak już ktoś przejdzie przez weryfikację, to tego nie robię. Tak tylko słowem wstępu.

Standardowo zaczyna się historia od tego kto, skąd, co i jak. No i powiedzmy szczerze mój poziom edukacji stanowi wyjątek wśród osób podróżujących. W bogatszych krajach ludzie podróżują tuż po szkole, a w biedniejszych do czasu aż ktoś będzie miał wystarczająco gotówki, odechciewa mu się. No i jeszcze okoliczni tutaj podróżują, ale ich system edukacji to porażka, także dyplom uczelni wyższej jest niespotykany w tym gronie. Także odpowiadam, że mogę gówno robić i nieźle żyć, że matma, że fizyka, chwilę po tym rozmowa schodzi na temat kosmosu.

I mimo, że nie jest to moja ulubiona dziedzina, to coś tam wiem. Prócz standardowej edukacji, to w dzieciństwie moim ulubionym filmem był apollo 13, byłem w planetarium w Budapeszcie i zdarzyło mi się nawet przeczytać książkę Hawkinga. Także coś interesującego mogę na ten temat powiedzieć. No i tak rozmowa, a głównie monolog, się toczy i w końcu jedna dziewczyna mi przerywa i mówi.
-Ja robię paznokcie, ale jak byłam w szkole to interesowałam się astronomią i kosmosem.

No i wiecie, to jest ten moment, w którym nie mogłem się powstrzymać.
-Ja jak byłem mały, to chciałem być piekarzem. Każdy z nas nosi w sercu swoje porażki.

Ale w ogóle zdjęcie i o co tam chodzi. Jak przybyłem na wyspę to już padało dość konkretnie, no i niestety nie udało mi się wyjść z tego suchą nogą. Sprzęt i wartościowe rzeczy miałem bezpieczne, jednak większość plecaka może nie była mokra, ale wilgotna. Co w połączeniu z zaduchem siedzenia w plecaku sprawiło, że wszystko było do prania. Wrzuciłem więc do prania. Wszystko.

Wszystko, łącznie z moimi nowymi, ręcznie robionymi, zajebiście zielono-jaskrawymi spodniami. Teraz wszystkie moja białe koszulki zyskały drugie życie. Dobrze, że nie miałem białych skarpet, bo tego to by się nie dało nosić po takim praniu.

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as @Cooyon @Nabucho i @angeldelamuerte
Pobierz zdzislawin - #zdzislawintheworld #podroze #podrozujzwykopem #Meksyk #Gwatemala

Prz...
źródło: comment_PJ0uM02FhRxLKYYbBJy9sZwrvfOUrlbl.jpg