Wpis z mikrobloga

Chyba pora na kolejne drobne podsumowanie... aż mi się nie chce wierzyć, że jestem już na tym etapie. Kolejne 7068 kilometrów przejechanych koleją, tym razem przez Chiny. Łącznie - 14.568 km. I niech mi nikt nie mówi, że nie da się do Hong Kongu dojechać koleją, bo nie uwierzę :)

Na wstępie muszę wspomnieć o ludziach. Nie da się ich ogarnąć. Z jednej strony mega pozytywni, z drugiej mega obleśni. W jednej chwili robią sobie z Tobą zdjęcie, w kolejnej bekają. Uśmiechają się do Ciebie, a następnie spluwają na chodnik. Ogólnie nie zauważyłem, żeby Chińczyk Chińczykowi zwrócił uwagę, a było ku temu sporo okazji. Tak jak we wcześniejszym wpisie pisałem, testowali moją wytrzymałość wielokrotnie. Mlaskanie przy jedzeniu to najmniejszy pikuś. Do dziś mam w oczach obraz dziewczki wycierającej nos w firankę w pociągu, człowieka robiącego to samo, tylko ręką o ścianę, tysięcy splunięć na chodnik, czy podłogę, beków, pierdów i innych podobnych. Ale... niech odezwie się ktoś, kto przez kilka dni był w Chinach i powie, że nie zrobił chociaż jednej z tych rzeczy, to ... nie uwierzę. W końcu z kim przystajesz, takim się stajesz. I ja przez moment przestałem się przejmować, co ludzie pomyślą... bo nie pomyślą. Mają na to ogromny zlew. Uśmiechają się do Ciebie, nawet jeśli nie znają angielskiego, to chcą z Tobą porozmawiać. Dużo młodych zagaduje na ulicy, tylko po to, aby poćwiczyć angielski. Większość z nich jeśli podróżuje, to tylko po Chinach. Nie jestem w stanie zliczyć ile osób poprosiło mnie o zdjęcie. W pociągu na ostatniej prostej miałem chyba mega podryw. Dziewczyna wyciągnęła telefon, przystawiła mi do twarzy i zaczęła robić zdjęcia. Mając już prawie miesięczne doświadczenie, zacząłem pozować z uśmiechem Brada Pitta. Nie umiała mówić po angielsku, ani ja po chińsku, więc nastąpił pewnien problem komunikacyjny. No nic, translator poszedł w ruch. W Chinach nie istnieje takie coś jak Whatsapp (zamiast tego funkcjonuje WeChat, o czym wspomnę później). Dziewczyna była na tyle zdeterminowana, że ściągnęła tę aplikację i do dziś do mnie pisze (czasami translator nie działa poprawnie i nie rozumiem co ma na myśli, może to i dobrze). Kto wie co z tego będzie.

Odnośnie aplikacji. Ma ją tutaj praktycznie każdy (tak samo jak dotykowy telefon, bez względu na wiek), a pytanie czy ją masz pada zaraz po tym jak się przedstawisz (a czasami nawet przed). Można nią zrobić wszystko, nie służy tylko do komunikowania. Zapłacisz nią za zakupy, czy w restauracji, kupisz bilet na pociąg i jakiś pierdyliard innych rzeczy, których nie ogarnąłem, bo zostałem zablokowany.

Kolejna kwestia to jedzenie. Dla mnie bajka, albo niebo w gębie, jak kto woli. Wszystko co próbowałem od razu przypadło mi do gustu. Czasami jadłem trzy obiady dziennie - na śniadanie, obiad i kolację. Cena? Zazwyczaj 8-10 zł (oczywiście nie mówię tutaj o restauracjach, tylko o knajpkach, które zazwyczaj prowadzone są przez rodziny). Niestety teraz wiem, że ta chinszczyzna, którą próbowałem w Polsce z Chinami ma niewiele wspólnego. Pora na ciekawostkę. Czasami po prostu przechodząc przy stoliku, czy w oczekiwaniu na swój posiłek, dość dyskretnie rozglądałem się po innych stolikach. Zaciekawiło mnie, dlaczego chińczycy nie kończą swoich posiłków, tylko zostawiają na talerzu (nawet połowę). Ponoć zostawienie pustego talerza po posiłku (tak jak ja to robiłem) jest policzkiem dla restauracji. Chinczycy doszukują się w pustym talerzu drugiego dna i twierdzą, że skoro wszystko zjadł, to było za mało, czyli niedobrze. A nie może być, że po prostu tak smakowało? Nie. Ponoć powoli odchodzi się od tej tradycji, w tej sprawie miał przemówić rząd i zaapelował, aby nie marnować jedzenia i zjadać swoje posiłki.

Kultura na ulicy... to temat na książkę, nawet jak próbujesz, zaznaczam próbujesz przejść na zielonym świetle, to może Ci się to nie udać, bo nie zostaniesz wpuszczony. Trzeba cały czas uważać, chociaż po pewnym czasie działa to instynktownie. I jeszcze ten uliczny hałas. Trąbienie na powitanie, trąbienie ostrzegawcze, trąbienie wkurzonego człowieka i długo mogę tak wymieniać. Początkowo aż tak to nie przeszkadza, ale po tygodniu zacząłem chodzić w niepodłączonych słuchawkach dla wyciszenia hałasu. Co ciekawe, jeśli nastąpi jakiś wypadek z udziałem pieszego (nawet jeśli przechodził na czerwonym świetle), wina zawsze jest po stronie kierującego. Łącząc te wszystkie fakty nie potrafię pojąć dlaczego tak jeżdżą. Potrafię jednak pojąć te sygnały ostrzegawcze.

Niby tanio, ale trzeba uważać, żeby nie wpaść w pułapkę. A bo to takie tanie, to można kupić, to też i nagle robi się spora suma. Miałem tak... z jedzeniem i nie żałuję. Po wstępnym podliczeniu mojego pobytu przypomniały mi się słowa Patryka (pzdr) przed wyjazdem "paradoksalnie będziesz wydawał więcej w tanich krajach" (czy jakoś tak) - prawda, jak na razie wydałem więcej jak w Rosji. No ale co zrobić, kiedy drugi raz będę miał możliwość zjedzenia w Chinach?
Nie piszę więcej, bo i tak nie wiem kto dotrwa do końca ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ps. Najgorsze w tym całym podróżowaniu jest fakt, że najprawdopodobniej nie spotkam już drugi raz tych ludzi, którzy pojawili się na mojej ścieżce. Szkoda.

Zdjęcie pod tytułem - Ja, Chińczycy i Hot Pot.

#rzucijedz #podroze #podrozujzwykopem #chiny
Pobierz erikito - Chyba pora na kolejne drobne podsumowanie... aż mi się nie chce wierzyć, że...
źródło: comment_GvbjACAXRnbOEx2rqak507tyXGK4ppT5.jpg
  • 7
@erikito: ale tą majfrendkę to bym przytulał hoho ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
nie wydaje ci się że oni w sumie wszyscy są tacy sami?
@yahoomlody tak się akurat dziwnie złożyło, początkowo miała być tylko transsyberyjska, ale Chiny też wleciały XD w Japonii już nie, bo drogo.
@gastxxx nie Ty jeden ( ͡° ͜ʖ ͡°) no właśnie tak mi się wydaje, ale co dziwne, ostatnio usłyszałem, że ponoć wszyscy biali są tacy sami ( ͡° ʖ̯ ͡°)