Wpis z mikrobloga

W końcu mogę to napisać - chodź Szogunie! ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jeśli Chiny stanowiły dla mnie zderzenie z zupełnie innym światem, to Japonia jest chyba inną galaktyką. Przez chwilę zastanawiałem się jak można dokładniej zwizualizować tę różnicę i doszedłem do wniosku, że najłatwiej na podstawie toalety. W Chinach po prostu dziura w podłodze (dość często z napisem "American standard", nigdy nie byłem w Ameryce, ale tam się chyba do dziury nie robi, niech ktoś potwierdzi) a tutaj... sam nie wiem. Czuję się jak w kabinie promu kosmicznego (choć w takowej też nigdy nie byłem). W zależności od rodzaju do sedesu przymocowano długi pilot bądź zawieszono na ścianie panel, a nawet dwa panele sterujące.
Podczas mojej pierwszej wizyty w japońskiej toalecie (przepraszam, że to opisuję, wcześniej nawet przez myśli mi nie przeszło, że to zrobię) zapomniałem po co tak właściwie przyszedłem. Zacząłem wciskać wszystko po kolei przez pięć minut, obserwując co się wydarzy. Niekiedy nic się nie działo, czasem coś zapiszczało, włączyła się muzyczka, mogłem zrobić głośniejszą albo cichszą imprezkę i kilka innych rzeczy, których nie zauważyłem, no normalnie bomba. Gdy już miałem wychodzić, uświadomiłem sobie, że potrzeba nie została załatwiona. Damn it! Po krótkiej chwili musiałem już tylko odkryć, jak spuścić wodę. Znowu zacząłem wciskać wszystko jak leci. Działo się wszystko, tylko nie to co miało. Nie wiem jaką kombinację przycisków powinienem wcisnąć, myślałem o ctrl+f4, ale akurat takiego czegoś zabrakło. Rozejrzałem się czy ktoś stoi w kolejce i po prostu udałem, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i uciekłem z miejsca na szczęście nie "zbrodni" (if u know what I mean). Nie jest to powód do dumy, ale głupio mi było czekać i pytać "Cześć, jak to działa?".
Już na lotnisku ludzie kłaniający się w pas, w sklepach witają Cie jeszcze zanim wejdziesz, a jak stwierdzisz, że nie chcesz czekać na jednego yena (3 grosze), to Ciebie gonią! Zabawnie także wydają paragon trzymając go w obu dłoniach i oczywiście ukłon, gdy już go odbierzesz. Często zanim zapłacę, najpierw wydawana jest reszta, a dopiero potem pobierany banknot, którym mam zamiar zapłacić. A jak w deszczowy dzień, jako jedyny w całym tłumie nie masz parasola, to... ktoś Ci go po prostu wręczy. Prawie przed każdą restauracją, czy innym budynkiem publicznym znajdują się stojaki na parasole, są one chyba bardziej popularne od stojaków na rowery. A jeśli takiego stojaka nie ma? To maszyna, do której wkładasz swój parasol, a on owija go folią, żeby woda nie kapała. Możesz wtedy spokojnie wchodzić do środka. Przed przyjazdem tutaj nawet przez chwilę nie pomyślałem, że takie coś może istnieć.
Jeśli jednak chodzi o moje plany, to Japonia stwierdziła, że je trochę pokrzyżuje, a bo jakiś tajfun, a bo w Tokio padało trzy dni, a bo nie wejdziesz na Fuji, bo właściwie warunki na to nie pozwalają, a tak poza tym nic nie zobaczysz. Ogólnie nie wiem jaki to tajfun, ale oglądając japońską ?telewizję śniadaniową? (tak bardzo rozumiem japoński) usłyszałem parokrotnie "typhoon" i zobaczyłem obrazki z podtopionych wiosek. I do tego komentarz dzienniakrzy w studiu "o", "ooo", "ooooo" - z różną intonacją i długością - to naprawdę budowało napięcie. No i tutaj pojawił się problem. Już pal sześć, że trzeba zwiedzać Tokio w deszczu, jest ciepło. Dzisiaj miałem wspinać się na Fuji, ale na planach się skończyło. Zwlekałem do ostatniej chwili z nadieją, że się poprawi. Nic się nie zmieniło, nadal nie ma odpowiednich warunków, dla amatora wspinaczki. Postanowiłem pojechać do Kioto, jeden problem - trzeba kupić jakiś bilet.
Jeszcze zanim przyjechałem, to miałem świadomość o tym jak drogie są tutaj pociągi. Stwierdziłem, że z ciekawości sprawdzę cenę za przejechanie około 450 kilometrów - 14 tysięcy yenów, 530 zł [w tym miejscu wytrzeszczone oczy polaka cebulaka]. Padło na autobus nocny za około 130 zł (jeszcze załapałem się na zniżkę za lajka na fejsbukach). Czuję, że wygrałem sytuację.
Trochę unikam opisywania samej stolicy, bo w moim odczuciu jest to strasznie surowe miasto ze specyficzną atmosferą - inną w ciągu dnia, inną nocą. Do mnie przemówiła ta nocna, gdy zostały włączone wszystkie neony dzielnicy Shinjuku, a w dzielnicy elektornicznej pojawiły się dziwnie ubrane dziewczyny reklamujące salony gry, sklepy z mangą (?), a także chyba love hotele (?). Szedłem i cały czas zastanawiałem się "co się właśnie dzieje?". Z jednej strony żałuję, że mój pobyt w tym kraju będzie tak krótki, z drugiej jednak mój portfel poczuł różnicę i chyba tego nie polubił. Mam podobne odczucie.
Jeszcze tylko... gdzie jest szogun? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ps. Zastanawiam się, jak ktoś mógł wpaść na takie coś. Nie, nie, jak ktoś mógł to logo zaakceptować? Chyba, że to tylko ze mną jest coś nie tak.
Ps2. Dzięki za wytrwałość w śledzeniu mojej wyprawy ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#rzucijedz #podroze #podrozujzwykopem #japonia
Pobierz erikito - W końcu mogę to napisać - chodź Szogunie! ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jeśli Chiny stanowił...
źródło: comment_uvtzDv0uYJo5dNitBK2lUgAR6iSP4r7o.jpg
  • 5
Jeszcze zanim przyjechałem, to miałem świadomość o tym jak drogie są tutaj pociągi. Stwierdziłem, że z ciekawości sprawdzę cenę za przejechanie około 450 kilometrów - 14 tysięcy yenów, 530 zł [w tym miejscu wytrzeszczone oczy polaka cebulaka]. Padło na autobus nocny za około 130 zł (jeszcze załapałem się na zniżkę za lajka na fejsbukach). Czuję, że wygrałem sytuację.


@erikito: JR Pass młody szogunie, JR Pass.
@erikito: zależy gdzieś chcesz jechać, po prostu jeśli pociągi to bez JR pass nie ma sensu. A moim zdaniem warto wybrać pociąg bo odległości sie niesamowicie zmniejszają :)