Wpis z mikrobloga

Bądź mną. Z przyczyn niezależnych musisz być w pracy w #korpo na godz. 6:00, cały tydzień dawałeś dupy i oscylowałeś w okolicy "kwadransa akademickiego" chociaż studia ukończyłeś tak dawno, że nawet nie pamiętasz gdzie pierdylnąłeś swój dyplom magisterski. Myślisz: "Piątek, piąteczkiem, ale chociaż ten jeden raz w tygodniu zmuszę się i będę o czasie". Jako, że śniadanie zjadłeś na kolację, to rano nic tylko szybko ogarnąć się i rura do fabryki. No to lecimy:
5:10 - dzwoni budzik. "Jeszcze 5 minutek...". Włączasz czuwanie.
5:20 - drugie budzenie. "Dosłownie minutka i zrywam się z łóżka".
5:30 - trzecie budzenie. "#!$%@? MAĆ!!!". Pędzisz do łazienki, szybki prysznic, mycie zębów, posmyranie się antyperspirantem, żebyś po 8 godzinach w pracy był dalej świeżutki niczym szynka w delikatesach "Prosiaczek".
5:45 - poranna toaleta zakończona. Wystarczy się ubrać, na mieście korków jeszcze nie będzie, także na 6:02 powinieneś być w pracy. Nie najgorzej.
5:46 - wychodząc z łazienki spoglądasz na piec gazowy i przypomina Ci się jak wczoraj podczas kontroli, fachowiec zwrócił Ci uwagę, że masz trochę niskie ciśnienie wody w piecu. #!$%@?, 5:46 rano, a Ty nie masz o czym myśleć debilu? Taki stan rzeczy trwał pewnie kilka miesięcy (jeśli nie od ostatniej kontroli w ubiegłym roku), ale Tobie to nagle teraz musi przeszkadzać... Jako, że o piecach gazowych wiesz wszystko (taaaa...) bierzesz się za regulację.
Kręcisz pokrętłem. Ostatni raz kiedy to robiłeś pół obrotu wystarczyło, żeby ciśnienie powoli zaczęło rosnąć.
Pół obrotu - nic.
Cały obrót - dalej nic. Pewnie się franca zapiekła i trza kręcić dalej.
Drugi, trzeci obrót... cisza.
Nagle poszło! Wskazówka ruszyła do góry niczym penis 14-latka patrzącego na okładkę "Twojego weekendu" ( #gimbynieznajo ) na wystawie w kiosku Ruchu. Niedobrze.
5:50 - stajesz przed tragicznym wyborem: jechać do pracy i zostawić małżonkę z problemem, czy zostać i stoczyć nierówną walkę z piecem. Szybki rachunek i dochodzisz do wniosku, że zadowolenie szefa nie jest warte inby jaką Ci małżonka zgotuje po powrocie do domu. Zostajesz.
5:51 - szybka lektura "FAQ by elektroda.pl".
Punkt pierwszy - "ciśnienie wody w piecu obniżamy za pomocą zaworu spustowego". Proste jak konstrukcja cepa.
Punkt drugi - "w Twoim modelu pieca zawór nie jest wyprowadzony na zewnątrz". No to #!$%@? pięknie. Czytasz dalej.
Punkt trzeci - "instalatorzy czasami sami wyprowadzają ten zawór na zewnątrz". Nie musisz spoglądać na piec, żeby wiedzieć, że nie jesteś w tej grupie "czasami", przecież jakbyś miał tyle szczęścia to byś dawno szóstkę w totolotka trafił.
Punkt czwarty - "ciśnienie wody w piecu można również zmniejszyć przez odpowietrzenie grzejnika. Jesteś w domu!
5:55 - pędzisz do pokoju. Odkręcasz zaworek przy grzejniku. Woda kapie. Kap. Kap. Kap... #!$%@?, w wieku 70 lat będziesz bardziej żwawo tryskał moczem. Czekasz
6:05 - Okiem Sławka Peszki oceniasz, że nakapało jakieś 100 ml. Musi pomóc. Sprawdzasz na barometrze - ciśnienie spadło z 3,2 kilobara na 3,0. No żesz #!$%@? pięknie! Ale nie załamujesz się, najważniejsze, że ciśnienie spada. Motywuje. Trochę. Z powrotem do grzejnika.
6:15 - Kap. Kap. Kap... Ciśnienie spadło do 2,5 kbara. Myślisz "Spadnie do 2,0 i #!$%@?. Resztę dokończę po pracy".
6:25 - 2,0 kbara. Jest dobrze. Wybiegasz z domu, wsiadasz do auta i jedziesz do pracy.
6:35 - szczęśliwie dojechałeś do pracy. Jedziesz windą i z pogardą patrzysz na swoje odbicie w lustrze. "Ty skończony idioto" - myślisz. Spoglądasz z bliska. Założyłeś poplamioną bluzę. No to #!$%@? pięknie...

A Wam jak zaczął się dzień?

#pasta #truestory #sadstory #dziendobry
  • 15