Wpis z mikrobloga

[27/66] #66przygod

Niektórych zioło jara – dosłownie. W naszej paczce, przynajmniej w czasach gimnazjum, nikt nie mówił o marihuanie, bo wystarczały nam fajki i/lub alkohol (ze szczególnym uwzględnieniem piwa).

Jakoś w trzeciej klasie, pod koniec roku, Sperma i Patryk postanowili spróbować czegoś nowego. Zgadali się więc z Włochatym (tym od statku widmo), który w okolicy jako jedyny im znany, miał co dzień do czynienia z trawą. Mieli spotkać się w „nawiedzonym domu” – czyli ruinie stojącej w odosobnieniu po drugiej stronie łąk.

Tego samego popołudnia, ja i Emil spotkaliśmy idących Spermę i Patryka. Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy zabrać się z nimi, bo i tak nie mieliśmy żadnego zajęcia.

Nawiedzony dom był miejscem szczególnie odwiedzanym przez ćpunów – w pokojach po kątach walały się zużyte strzykawki i reklamówki (z warstwami kleju osadzonymi na wewnętrznej stronie).

Pośrodku salonu, na starych samochodowych kanapach, w kółku, siedziało około piętnastu osób, z których większości w ogóle nie znaliśmy.

- Siema, Włochaty. Co to, imprezka?

Włochaty siedział w kącie z nieco spuszczoną głową i czerwonymi oczyma.

- Siadajcie, siadajcie. Bierzcie i palcie z tego… Wszyscy. – Po czym wyciągnął z kieszeni sporego skręta. Naćpani nieznajomi zaczęli się śmiać, opierając jeden na drugim.


Skręt poszedł w obieg. Po chwili dotarło do mnie.

- Eee, ja dziękuję, ale chyba spasuję.

Sąsiad, mierzący około dwóch metrów wzrostu, spojrzał na mnie czerwonymi oczyma – ale w żadnym wypadku nie chciał mnie nastraszyć.

- No dawaj, stary. Małego Buszka, na zdrowie. A co, nigdy nie paliłeś? >- No… Nie, nie miałem okazji.

- Sponio, wszystko ci wytłumaczymy, nie? – Spojrzał na siedzących kolegów. Wszyscy spojrzeli na mnie z pozytywnym przejęciem. Wierzcie – pod taką presją się nie odmawia.

- No, dobra. No to co robić?

Dostałem do ręki skręta.

- No to słuchaj. Zaciągasz się tak jak fajką. Wiesz jak, nie?

- No, powiedzmy.

- No, to zaciągasz się i nie wypuszczasz dymu. Liczysz do trzech i dopiero. Łapiesz?

- Chyba tak.

- No to dawaj.


Zaciągnąłem się zbyt mocno. Kłujący, ostry dym wywołał u mnie atak kaszlu. Nie spodziewałem się tak mocnego smaku.

- Sponio, jeszcze raz, tylko mało xD

Druga próba. Cała sala zaczęła odliczanie. Jeden. Dwa. Trzy. Dym wyleciał, a ja poczułem, że mięśnie mi flaczeją.

- Przeszedł chrzest! – Zostałem przywitany falą oklasków. – Zajebisty towar, nie?

- #!$%@?, nie czuję nóg.

- Haha, nasze najlepsze ziółko. Mózgojeb!


Tego dnia wszyscy przeszliśmy chrzest. Największy ubaw mieliśmy z Emila, który po kilku buchach zaczął usypiać.
Ktoś puścił z telefonu muzykę – chyba coś Peji. Zaczęliśmy bujać się w rytm, niektórzy znali również słowa. Wokoło panowała przyjacielska, pokojowa atmosfera, ku mojemu zdziwieniu.

W ruch poszedł kolejny skręt. Tym razem całą naszą czwórkę mocno trafiło. Emil praktycznie zasnął i od czasu do czasu poruszył głową, Sperma położył się na ziemi, ja bujałem się w rytm muzyki z innymi, a Patryk zaczął zielenieć na twarzy.

- Patryk, co ci?

- #!$%@? bede rzygał.


Dwóch trzeźwiejszych chłopaków wzięło go pod ramię i zaprowadziło do sąsiedniego pokoju, gdzie usadzili go na krawędzi dziury w ścianie, w której kiedyś było okno. Patryk usiadł i spuścił głowę między nogi.
Szarpnęło mokre sprzęgło. Raz, drugi. Jednak nie zwymiotował.

Wraz ze Spermą, weszliśmy do pomieszczenia. Trzeci zryw – tutaj już konwulsje opanowały całe ciało Patryka. Po chwili zaczął się śmiać, charczącym, nieprzytomnym głosem.

- Przycisz to przycisz. – Wyszeptał, po czym zwymiotował pod siebie.

Sperma podszedł bliżej i nachylił się, by sprawdzić, czy z kolegą wszystko w porządku. Zaraz potem jeszcze opuścił głowę jeszcze niżej.

- Ja #!$%@?ę co to, marchewka, szynka, ogórek?


Nim minęło pół godziny, postanowiliśmy wrócić do domu. Patryk i Emil byli nieprzytomni, a chcieliśmy wrócić przez zmrokiem. Logicznym było, że musieliśmy obrać drogę przez łąki, żeby w razie czegoś nie złapała nas policja.

- Było miło, dziękujemy za gościnę! Kochamy was! – Krzyknąłem, gdy odchodziliśmy. Pożegnały nas wiwaty, śmiechy i machające serdecznie ręce.


Sperma odwrócił się, by pomachać nowym znajomym, przy okazji puszczając ramię Patryka, który jak szmaciana lalka, przewrócił się i zarył twarzą w ziemię.

Emil, prowadzony przeze mnie, odzyskał już nieco przytomność i zaśmiał się.

- #!$%@? co za gebels xD

Nie udało nam się wrócić przed zmrokiem. Droga przez łąki była nieco wyboista, co dawało się we znaki podczas prowadzenia dwóch naćpanych kolegów, a dodatkowo sami ze Spermą byliśmy dosyć mocno ujarani.

Ogólnie, trasa, która zazwyczaj zajmowała nam pół godziny, tego dnia zabrała nam prawie dwie godziny z życia.
Właściwie, to był jedyny raz, kiedy paliłem trawę. Okazała się niepociągająca i niewarta straty pieniędzy, więc poprzestałem na tej jednej próbce.
Spermie również marihuana niezbyt przypadła do gustu.

Dla odmiany, Emil po paru latach, zaczął regularnie palić zioło i zachwycać się jego działaniem. Bezapelacyjnie jego najlepszym numerem było ukrycie towaru podczas wyjazdu na wakacje – gdzie pokaźny worek zielska owinął folią aluminiową i zapakował razem z kanapkami na drogę.

Patryk był przez długi okres czasu ofiarą żartów o wymiotach i narkotykach.

#pasta
  • 9