Wpis z mikrobloga

Siedzę sobie elegancko na przystanku, kontemplując swoje życie przegrywa. Upał taki, a ja zamiast jechać multiplą ojca czekam na autobus. Moje myśli skupiają się też na byciu wiecznym singlem oraz na tym, że zawsze się ten autobus spóźnia koło trzeciej, tak jakby o tej godzinie kierowcy wszystko rzucali, trzaskali drzwiami i szli na golonkę. Wyglądam, rysuję nogą w kurzu, patrzę a autobusu nie ma. Krew mnie zalewa. Kiedy moje nowe adidasy są już srogo pokryte kurzem, a ściągacz w skarpetce odcina mi dopływ krwi i czuję, że w życiu mnie nic dobrego nie spotka, nagle staję się świadkiem takiej oto sytuacji.

Na przystanek pierwszy przybywa kolo z dość mocno zmęczoną reklamówką z biedry. Myślałem, że będzie standardowe "kierowniku, masz poratować drobnymi?". A tu nie. On wyciąga kiść brązowawych bananów i bez słowa odrywa jednego i mi daje.
- Nie dziękuję, pić się chce - zażartowałem.
Patrzę, kolo grzebie dalej. Moim oczom ukazał się oczojebny kolor jakiegoś bliżej nieokreślonego trunku.
- Niech pije - mówi.

Coś było takiego stanowczego w jego głosie i w tym upale mi padła asertywność wraz z godnością człowieka. Pociągnąłem z gwinta, coraz intensywniej myśląc o tym jak żałosny jest mój byt. Wtedy to właśnie na pobliskim parkingu zatrzymał się samochód. Ja i mój nowo poznany ziomek gapiliśmy się tak przez kilka minut. Taki instynkt nic nie liczącego się świadka życia innych ludzi. Z czarnej beemki wyskoczył srogi koks. Komórka w łapie i jedzie na głośnomówiącym. Za moment podjeżdża kolejny. Na tym etapie już nie byłem w stanie rozkminić marki, ale jedno wiem - był różowy. Wtedy wysiada ona. Kruczoczarne włosy, białe spodnie, różowy top i masa, ale w ustach. Koks #!$%@? łapami, ona mu tam faki i zaczyna się inba. Zaczynam widzieć podwójnie. Nagle słyszę "No nic" - i kolo wstaje, oddaje mi resztkę trunku.

Nadjeżdża autobus, ale widzę to jak przez sen. Zostaję na przystanku. Obserwuję sytuację, adidasy mi mówią, żebym był w pogotowiu, bo starszy człowiek idzie na interwencję ratować honor damy. Kolo niższy od koksa o połowę coś mu tam mówi, no i słyszy, że ma #!$%@?ć. Różowa dama płacze, a kolo nie odpuszcza i zastawia ją swoim ciałem. Koks się nachyla nad kolem (moje nogi już mnie same niosą przez ulicę) i w tym momencie kolo wypłaca mu z tej reklamówki. Koks leży. Dama z gatunku Karynowatych dziękuje i pakuje się w różową landrynkę i odjeżdża.

- Ale jak? - pytam go, a on mówi:
- Gołębie karmię. #!$%@?łem mu zbożem.

Kolo miał w reklamówce z pięć kilo ziarna. Przez drogę do monopolowego opowiada mi, że jest byłym milicjantem. Wypiliśmy jeszcze dwa oczojebne specyfyfiki i zjedliśmy banany. Udowodnił mi, że rycerz nie musi chodzić w zbroi. W sobotę zabieram go na ryby multiplą ojca. Będziemy pili za zdrowie księżniczek i za honor polskiej szlachty!

#pasta #truestory #heheszki
  • 1