Wpis z mikrobloga

Emocje po wczorajszym meczu już opadły, ekipy sprzątające wkroczyły na stadion w Kielcach, spory odsetek polaków ma dzisiaj lekki ból głowy, bo zapijało wczoraj smutek po sromotnej porażce, piątek leniwie zwiastuje początek weekendu — myślę, że to świetny moment na próbę przeanalizowania sytuacji i znalezienia odpowiedzi na pytanie: dlaczego reprezentacja młodzieżowa zagrała tak słabo?

Mam na to kilka teorii, a jako były piłkarz i obecnie trener mogę Wam podać przykłady z życia wzięte.

TLDR:


Pamiętam, jakby to było parę miesięcy temu. Wrzesień 1997, jestem w 2 klasie podstawówki. Mieszkam w mieście, który ma swoją reprezentację w polskiej ekstraklasie, a trener odpowiedzialny za szkolenie młodzieży odwiedza każdą ze szkół w poszukiwaniu młodych talentów. Szumnie nazywane "testy piłkarskie" w ramach zajęć WF opierały się tylko na jednym: trener zebrał informację, jakiego wzrostu i wagi są rodzice testowanego, a następnie każdy z chłopaków musiał przed trenerem zaprezentować umiejętności techniczne – czyli podbić jak największą liczbę razy piłkę (tzw. kapki). Z racji tego, że od najmłodszych lat na boisku spędzałem każdą wolną chwilę (nawet kosztem kiepskich ocen – Ekoludek nie był moim najlepszym przyjacielem), nie stanowiło to dla mnie problemu, podbiłem piłkę chyba z 10 razy, jako jeden z nielicznych więcej niż 5 i dostałem zaproszenie na treningi do klubu. Już tutaj należy zaznaczyć, że miałem wtedy 9 lat, czyli zaproszono mnie na treningi o jakieś 5 lat za późno, pod koniec wieku, w którym paradoksalnie młody człowiek nabiera najwięcej umiejętności gry. Pracę z dziećmi nie uważano za coś koniecznego, "przecież to tylko gówniaki, podrosno to się nauczo kopać jak nasz wódz Janusz Wójcik"...
Co do moich treningów w drużynie młodzieżowej klubu (z ówczesnej 1 ligi), tak jak "szybko" się zaczęły, tak samo szybko się skończyły, uczęszczałem na zajęcia niecały miesiąc, aż pewnego dnia powiedziałem ojcu, że nie chcę już tam chodzić. Trener okazał się być strasznym furiatem, na każdym treningu dało się wyczuć straszną presję na wynik, na wygrywanie, a nie na szkolenie przez zabawę, wszakże bądź co bądź byłem wtedy jeszcze dzieckiem, jarałem się YOYO, a piłka nożna to była zabawa, strzelanie goli i radość z gry – co najwidoczniej kłóciło się z wizją trenera, który traktował nas jak dorosłych i kierował się popularną na YouTube polską myślą szkoleniową, czyli "słabi się muszą #!$%@?ć...".

A wiecie co jest najgorsze? Minęło od tego czasu 20 lat, a sytuacja szkolenia niewiele się zmieniła. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie: gram w piłkę w innej, lokalnej drużynie, która gra w okręgówce, przechodzę poziom trampkarzy, juniorów, budzę zainteresowanie trenerów z wyższych lig, zrywam pachwinę.
Obrazy przyspieszają. Kończę karierę w B-klasowych rezerwach, nigdy nie wracając do dawnej formy, zostaję licencjonowanym trenerem UEFA.

Jest październik kilka lat temu, ciepły sobotni poranek, moja drużyna trampkarzy, których prowadzę podejmuje na własnym boisku drużynę zza miedzy – można powiedzieć, że małe derby. Trwa mecz, w zasadzie jest już końcówka, prowadzimy 2:0, gratuluję swoim graczom po bardzo mądrych, inteligentnych zagraniach bądź interwencjach, rodzice na trybunach biją brawo naszym po udanych akcjach. A co robi trener gości? Pomijając fakt, że jego dzieci przystąpiły do gry "z marszu", bez rozgrzewki, drze się jak #!$%@? na 13-latków, tak bardzo, że Janusz Wójcik na ławce trenerskiej Widzewa Łódź w wyjazdowym meczu z Groclinem Grodzisk w 2008 roku był w porównaniu do niego spokojny: trener co chwilę straszliwie krzyczał, doradzał (nie kiwaj, podaj, strzelaj, źleeee!!!) i ogólnie zachowywał się jak opętany, zabijając w swoich podopiecznych kreatywność i radość z gry.
Sytuacje takie jak powyżej miały miejsce regularnie, nawet na wyższych szczeblach młodzieżowych lig wojewódzkich.

Jaka tego może być przyczyna? Moim zdanie jednym z podstawowych powodów jest to, o czym wspomniał wczoraj Tomasz Hajto, czyli fakt niskiej opłacalności trenerów dzieci, młodzieży.
Można było wczoraj przeczytać kilkakrotnie podobne stwierdzenia na Mirko:

" @Dogeno: Większość trenerów młodzieży w Polsce to WFiści za najniższą krajową a wy oczekujecie jakości takich Niemców czy Hiszpanów xD ", > " @Braand: ale wieszkosc z nich dorabia sobie wlasnie po szkole taka trenerka i jesli biora za to pieniadze to niech to robia uczciwie, niech chociaz troche szkola dzieci w tym kierunku jak juz biora za to jakiekolwiek pieniadze... a nie wybieraja jednego sposrod dzieciakow i mu gada ze ma przeprowadzic rozgrzewke (trener idzie na kawe). Wraca po 15 minutach i mowi o widze rozgrzani jestescie macie tutaj pilke zrobcie sobie sklady i grajcie... i wraca do szatni pic dalej kawe."

Jakże prawdziwe są te słowa. Widzę po swoim doświadczeniu pracy. Chcecie przykład? Proszę bardzo.
Jak zaczynałem szkolenie młodzieży, świeżo po kursie, cieszyłem się, że dostałem te przysłowiowe 500 złotych od klubu, bo w końcu jestem żółtodziobem bez doświadczenia, muszę się jeszcze sporo nauczyć i udowodnić prezesowi, że wybór mnie a nie Pana Staszka, nauczyciela WF z lokalnego gimnazjum był dobrym wyborem.
Matematyka jest prosta:
- miesięczna wypłata: 500 zł.
- ilość jednostek treningowych w miesiącu: 15 treningów po 1.5 godziny (22.5 godz łącznie na treningach). Tutaj i tak była batalia, bo po co treningi 4 razy w tygodniu, panie trener, trzeba oszczędzać płytę boiska!
- ilość meczy/turniejów: 4/miesiąc po ~ 3-4 godziny, łącznie 16 godzin w miesiącu.
Razem daje nam to około 38 godzin w miesiącu spędzone z dziećmi, co w przeliczeniu daje ~ 13 złotych za godzinę. Uważacie, że to dużo? Teoretycznie tak – gdybym był Panem Staszkiem, to może bym się z tym zgodził. Na treningu dajesz chłopakom piłkę, robią 3 kółka w ramach rozgrzewki i giera, a Ty masz święty spokój. Doliczmy jednak tutaj godziny spędzone dodatkowo, na co składają się:
- przygotowywanie jednostek treningowych
- analiza i opracowanie materiałów wideo (tak, nagrywam mecze nawet orlików)
- spotkania z rodzicami
- odwiedzanie podopiecznych w szkole i wiele więcej.
Jak sami widzicie, bycie trenerem to nie tylko pilnowanie tego stadka gówniaków, ale również ciężka praca, której nikt wielokrotnie nie widzi na pierwszy rzut oka.
A skoro o matematyce jest mowa – poza tymi 38 godzinami spędzam w miesiącu średnio dodatkowo... drugie 38 godzin właśnie na tych rzeczach o których pisałem wyżej. Uważacie dalej, że 500 zł to godziwe wynagrodzenie? Bo Pan prezes stwierdził swego czasu, że jestem dla niego za drogi...

I tak na zakończenie – przeczytałem swego czasu na Twitterze jednego z trenerów słowa jakże prawdziwe: "jak ma być dobrze w polskiej piłce, jeśli prezes zatrudniając trenera dla grupy młodzieżowej nie pyta o formy pracy czy wizję szkolenia, tylko pada standardowe: No, to za ile?" ...

P.S. Jeden z trenerów klubu, w którym zaczynałem karierę został później ...


#mecz #pilkanozna #reprezentacja #sport #polskapilka
N.....s - Emocje po wczorajszym meczu już opadły, ekipy sprzątające wkroczyły na stad...
  • 13
@inspektor_erektor: Tutaj jest efekt niewłaściwego planowania – jak ma być dobrze w seniorskiej piłce, jeśli zaniedbujemy tą młodzieżową? Co z tego, że potężne pieniądze są pompowane na promocję seniorskiej piłki przez PZPN, jak w młodzieżowej ich nie ma... Juniorska piłka nie powinna na siebie zarabiać – zwrot z inwestowania w nią powinien przyjść na etapie późniejszym.
@inspektor_erektor: Nie lubię tego sformułowania, ale... Na zachodzie jakoś nikt się boi podejmować takich decyzji i widać tego efekty. Prawda jest taka, że dzieci naprawdę rodzą się wszędzie takie same.

Jako trener młodzieżowy sam powinieneś wiedzieć - na stu utalentowanych 10-latków ilu będzie zawodowymi piłkarzami na poziomie ekstraklasy lub wyższym? Jeden, może dwóch?


Co gorsza, tylko około 2% z nich będzie zarabiało na piłce. Ale jak mamy poprawić poziom, jeśli w
nikt nie ma bólu głowy po zapijaniu wczorajszego meczu, nikogo aż tak młodzieżowa piłka nie obchodzi


@inspektor_erektor: No tak, w końcu to dzieciaki po 22-23 lata. XD W Polsce młody utalentowany to przecież taki grajek <30 lat. Także luz.