Wpis z mikrobloga

Despacito, czyli filozofia popu


Czy najlepsze piosenki to piosenki popularne? Raczej nie, choć może są ludzie twierdzący inaczej. Na wikipedii znajdziemy opisy różnych podejść do krytyki “kultury masowej”. Ktoś mógłby powiedzieć: im piosenkarz więcej zarobi, tym jest lepszy. Można powiedzieć, że to media kreują kulturę w celu ogłupienia mas. W dobie internetu (o ile internet to nie medium ;p) ta krytyka trochę traci na znaczeniu. Choć oczywiście nie można zaprzeczyć, że programy w stylu “Dlaczego Ja” można uważać za ogłupiające, i może niektórzy ludzie dali się w to wciągnąć tylko dlatego, że nic innego ciekawego nie było w telewizji, to jednak wykopki przez nikogo nie przymuszani, z własnej woli oglądają danielówmagicalów.
Nie będę polemizował z krytykami, to nie mój cel. Chciałbym bardziej opisać pewne zjawisko. Wierząc, że jest coś takiego jak obiektywne piękno czy dobro, spróbuję podjąć się obrony kultury popularnej (szczególnie muzyki pop) nie chcąc jej za bardzo wartościować. Ale po kolei:

Po skasowaniu last.fm słucham utworów, które sprawiają mi przyjemność i nie mam już wewnętrznego przymusu by poznawać za wszelką cenę nowe. Właśnie włączyłem Despacito, potem polecą inne piosenki z top 50 na Spotify i przypomnę sobie czasy gimnazjum i liceum, kiedy głównie słuchałem popowych piosenek: - śledziłem choćby Billboard Hot 100. Chciałem być na bieżąco, żebym na pytanie: znasz to?, zawsze odpowiadał: znam. Później zacząłem poznawać hipsterów zaginających mnie muzyką, której nikt nie znał prócz nich. Uświadomiło mi to, że chyba nie ma na świecie człowieka, który słuchałby samych popularnych utworów, który podłapywałby nowe trendy muzyczne i był na tyle "człowiekiem czasów", że utwory popularne byłyby zgodne z jego gustem. Choć hipsterzy może są skrajnością, to duża część ludzi ma po prostu swoje ulubione utwory i nie bardzo zwraca uwagę na trendy.

Ale co takiego jest w Despacito, że tę, a nie inną piosenkę wyróżniły miliony ludzi? Przecież nagrał ją nie Justin Bieber (ekhem... ) tylko jakiś Luis Fonsi, nie w USA, tylko w Hiszpanii (czy tam w Portoryko xD). Dlaczego popularna jest taka, a nie inna moda, takie, a nie inne memy. Dlaczego niektóre wpisy na wykopie dostają po dwa tysiące plusów, a moje góra czterdzieści?

Jest chyba coś takiego jak "duch czasów". Ludzie tworzący i zdobywający popularność byliby wtedy kimś w rodzaju "emanacjami" tego "ducha czasów", a pojęcie "człowieka czasów" byłoby nazwą dla kogoś, kto tego "ducha czasów" czuje.
Gwiazdy popu wydobywają z rzeczywistości to co najlepsze. Gdy świat się zmienia, zmienia się muzyka, a stara zostaje. Mam tak że mnóstwo piosenek kojarzy mi się z danym momentem. Ciekawe jest też to, że klimat danego okresu czujemy często dopiero po latach. I też słuchając starszych utworów, oglądając starsze filmy, a także czytając książki możemy chyba poczuć klimat innych czasów. Chociaż… nie sądzę, żeby dzieci czytające Harry’ego Pottera, czy Władcę Pierścieni czuły klimat czasów, w których te książki zostały napisane.
Jestem fanem Daft Punk. W ich przypadku mam inaczej niż z popem. Wydaje się, że tak jak gwiazdy popu opisują, czerpią z rzeczywistości, tak dobra muzyka kreuje rzeczywistość, inspiruje. Może z wyżej wymienionym książkami jest podobnie.

Skoro to wykop, dodam coś o Danielu Magicalu. Myślę, że koleś poczuł ducha czasów, podobnie jak Cypis, czy Gang Albanii, choć: trzeba być ostrożnym. Nie chciałbym, żeby człowiekiem czasów okazał się typowy przedstawiciel patologii (albo odwrotnie, żeby typowego przedstawiciela patologii ludzie uznawali za człowieka czasów), ale może to są dobre przykłady, że człowiek czasów powinien być bezkompromisowy.

Oczywiście pewnie są jakieś staranne analizy jaka piosenka jest ma szanse być świetna. popruntheworld robił kiedyś takie eksperckie analizy (może dalej robi). Nie chcę nie umiem i nie mam ochoty analizować tutaj poszczególnych wytworów kultury. Tutaj chciałbym się skupić bardziej na oryginalnych (w miarę) wytworach popu. Despacito myślę nie jest wtórne wobec innych popularnych utworów (nie jest oryginalne, ale nie można powiedzieć chyba, że kopiuje jakiś konkretny styl, ot zwykły - wydawałoby się - utwór). Lady Gaga na początku swojej kariery też była dosyć oryginalna. Mówiło się o ile pamiętam o powrocie elektro, choć z drugiej strony zarzucano kopiowanie Madonny, ale skoro moda często powraca, to i style muzyczne też mogą.

Często powielany styl może się znudzić. A najgorzej, gdy to samo robi jeden człowiek. Szczególnie mam na myśli Niekrytego Krytyka. Nie uwierzę, że ten chyba najpopularniejszy kiedyś w Polsce youtuber nie zauważył, że jego formuła się wyczerpała. Pewnie boi się zaryzykować, spróbować czegoś nowego.
Daft Punk z każdą płytą ryzykują, są bezkompromisowi. Ciągle wzbudzają emocje. Z każdą płytą zyskują nowych fanów, jak też tracą fanów zawiedzionych zmianą stylu.

Kiedy zacząłem naprawdę lubić Lady Gagę, była u szczytu popularności. Przy okazji płyty Born This Way, gdy artystyka zaczęła już lekko tracić swoją pozycję byłem zaskoczony tym, że choć płyta jest naprawdę świetna, to piosenki się nie przebijają. Wydaje się, że Gaga też była zaskoczona, ale liczyła, że następną płytą - też szumnie zapowiadaną - odzyska swoją popularność. Było inaczej. O płycie Artpop mało kto już pamięta. Dopiero teraz Gaga wydaje się wypracowywać swój styl na nowo bo zrozumiała, że świat idzie nieubłaganie naprzód, że nikt nie będzie się ją przejmował tylko dlatego, że 7 lat temu była popularna.

Zrozumiałem, że ja mam inaczej, że u mnie gusta zmieniają się wolniej. Zacząłem podziwiać ludzi bezwzględnych, którzy szybko godzą się z tym, że moda się zmienia, że stare gwiazdy odchodzą w zapomnienie, i ciągle trzeba się zmagać z nowymi, obiecującymi muzykami. Może człowiekiem czasów jeżeli chodzi o muzykę są ludzie odpowiedzialni za układanie playlist radiowych?

Choć jestem jeszcze młody to czasem zastanawiam się, czy będę nadążał. Im człowiek starszy, tym chyba mniej jest skłonny czuć ducha czasów. Wydaję mi się, że czasem ludzie zatrzymują się w którymś momencie i potem przechodzą jakby obok współczesności. Ciekawe czy ja też taki będę. Może niektórzy pięćdziesiąt lat temu marzyli o tym, by przenieść się do przyszłości, a gdy ta ich dogoniła, odwrócili się od niej.

Z kolei niektórzy starsi próbują - wydaje się - na siłę być nowocześni. To też dziwnie wygląda. Może nowoczesność to domena młodych. Hippisi raczej byli młodzi. Myślę, że ludzie urodzeni na początku XX wieku niezbyt entuzjastycznie reagowali na rock. Pewnie mój ulubiony house do tej pory miałby wielu przeciwników wśród pokolenia moich rodziców, a od techno to nawet można zdechnąć.
Mam nadzieję, że na starość nie będę mówił, że dzisiejsza młodzież jest głupia, dziwna czy jakaś tam, tylko dlatego, że nie będę jej rozumiał.

U mnie największe zacofanie widać z serialami. “Gry o Tron” nigdy nie widziałem. Nie wiem, czy mam czego żałować. Wydaję mi się czasem, że zapoznanie się z nową rzeczą sprawia, że wchodzimy na wyższe poziomy rozumienia rzeczywistości i otwierają się przed nami nowe możliwości (pisałem o tym kiedyś w bardziej “filozoficznym” języku używając do opisania tego zjawiska słowa "synteza"). Tak jakby wcześniej jakiś aspekt był przed nami zakryty, i nagle wszystko się zmienia. Na przykład koledzy kiedyś mówili: “bunkrów nie ma (...)”, a ja nie wiedziałem, że to z filmu “Chłopaki nie płaczą”.
Ostatnie odkrycia kultury popularnej, które na mnie wywarły duże wrażenie, to muzyka Drake’a, czy film “Wilk z Wall Street”. Jeśli chodzi o moje dotychczasowe życie muzyczne, to odkrycie ulubionego teraz przeze mnie zespołu Daft Punk było dla mnie największym “poznaniem rzeczywistości” było chyba poznanie mojego ulubionego teraz zespołu: Daft Punk, chociaż odkrycie w gimnazjum Michaela Jacksona, czy Beatlesów też na pewno było ciekawą sprawą.

Może gdy za kilka lat dla znajomych informacje, że nie oglądałem “Gry o Tron” będzie odbierana z takim zdziwieniem, jak ja na przykład usłyszałbym teraz od swojego znajomego, że nie miał nigdy nic wspólnego z “Harrym Potterem”, “Gwiezdnymi Wojnami”, i “Władcą Pierścieni”. Może ktoś powie do mnie: ty życia nie znasz.

Żeby nie było: uważam, że w rzeczywistości, choćbyśmy nawet szli zgodnie z duchem czasów to wyrazić siebie zawsze można. Słuchając Despacito nie musimy marzyć o Erasmusowej latynoskiej miłości (jakoś tak mi się skojarzyło), a rozumiejąc fenomen Cypisa, czy Daniela Magicala (o ile to się da w ogóle zrozumieć) nie musimy być wulgarni, czy patologiczni. Nie chcę też mówić, że z każdego zjawiska da się wyciągnąć coś pożytecznego, choć może czasem byłbym skłonny przyznać rację powiedzeniu wszystko dobre, co się dobrze kończy.

Im więcej rzeczywistości poznaję, tym bardziej dostrzegam jak ona jest złożona. Gdy byłem dzieckiem wydawało mi się, że rodzice zachowują się dziecinnie i odnosiłem wrażenie, że rozwijają się wraz ze mną. Teraz, gdy poznałem troszeczkę filozofii w zwykłych wypowiedziach ludzi widzę często jakieś zapożyczone świadomie, bądź nieświadomie poglądy filozoficzne. Dostrzegam głębię, tam gdzie wcześniej nie widziałem nic. Mam wrażenie, że niektórzy jakby urodzili się już z głębią myśli, a ja całe życie próbuję ich dogonić, jakbym ciągle uczył się rzeczy, których sens inni znali już dawno temu.

Ostatni akapit może sprawiać wrażenie, że mógłbym stwierdzić, że wartość kultury zależy od jej odbiorców. Nie chciałbym tego mówić, nie jestem gotowy na wartościowanie. Sami oceńcie.

Włączyłem sobie piosenkę “Cold Water” Major Lazer. Między innymi z tą piosenką kojarzą mi się wakacje poprzedniego roku, choć wakacje spędziłem w rodzinnej miejscowości i nie byłem na imprezie, której motywem przewodnim był ten utwór i nie wiem, czy ktokolwiek był na takiej.

Nie wiem też - choć to może bardziej prawdopodobne - czy ktoś był na idealnej imprezie w tym roku. Wyobrażam sobie: wakacje w klubie latynoskie rytmy z Despacito na czele, przeplatane z nutami DJ’a Khaleda (w sumie też może troszkę latynoskimi), troszkę trapu i rapu, i tak dalej.

Nie no... przypominam sobie jedną imprezę idealną, biorąc pod uwagę powyższe kryteria. Chodzi o imprezę ducha czasów przedstawioną w filmie “Projekt X”. Gdy obejrzałem ten film 3 lata temu tak się zachwyciłem, że z miejsca zaliczyłem go do grona nielicznych filmów, którym dam 10 na filmwebie. Ten film nie potępia, ani nie pochlebia, a idealnie pokazuje zjawisko. Zwróćcie uwagę na zachowanie bohaterów pod koniec filmu: oni sami nie wiedzą, czy było warto zrobić tę imprezę - po prostu ją zrobili. Poza tym postać bohatera filmu, autora nagrań: Daxa, sprawia że czujemy jakby reżyser chciał przekazać dużo, ale nie do końca może: jest ograniczony przez formę. Chcąc ukazać zjawisko, by nie umoralniać nie może pokazać zbyt wiele.
Ktoś mógłby zarzucić, że skoro film ma być opisem, to powinien może być realistyczny - a jednak jest podkoloryzowany. Ale realizm to też konwencja, a może reżyser też tak jak ja doszedł do wniosku, że imprezy idealnej nigdy nie było, więc jeżeli mamy ją przedstawić, to musi być naprawdę świetna.

Ostatnio początkowe fragmenty filmu “Enter the Void” zabrały mnie do niesamowitego ukazania Tokio. Dla mnie to były jedne z najbardziej klimatycznych chwil, jakie kiedykolwiek widziałem w w filmie.

W ogóle, to chyba uważanie popularnych filmów za dobre budzi mniej kontrowersji, niż uważanie muzyki popularnej za dobrą?

Ktoś chyba mówił, że filozof może opisać tylko to, co już przeminęło. Jeśli tak, to chyba jestem bardziej filozofem, niż artystą. Nieraz marzyło mi się zrobić ciekawego mema i dostać tysiąc plusów na facebooku. Zawsze jestem spóźniony, ale lubię myśleć o czymś, o czym inni już dawno przestali.
W takim razie gwiazdą popu raczej nie zostanę. Może będę inspirował. Jeżeli zainspiruję kogokolwiek - będę zadowolony.
Ciekawe czy autorzy Despacito czuli, że tworzą piosenkę, która na całym świecie zdobędzie niesamowitą popularność. Ja nie czuję, że ten wpis zdobędzie wielką popularność, ale nie miałbym nic przeciwko.

Na koniec sobie pofolguję i trochę pooceniam:
Sądzę, że choćby samo zapoznanie się z trendami też potrafi inspirować. Poza tym zawsze warto dostrzegać coś więcej w rzeczywistości, lepiej rozumieć życie innych ludzi. Czasem możemy zbyt uwierzyć w to, że jesteśmy jaśnie oświeconymi, że wiemy więcej od reszty głupców (biorąc pod uwagę to, co opisałem o swoich wrażeniach z odkrywania rzeczywistości - mi to raczej nie grozi).
Poza tym myślę, że każdy znajdzie w kulturze popularnej coś dla siebie.


#dawidk01 - obserwujcie, by być na bieżąco
#muzyka #kultura #film #rozkminy #przemyslenia
Dawidk01 - Despacito, czyli filozofia popu

SPOILER

Czy najlepsze piosenki to pi...
  • 10
@Dawidk01: Ty coś tam słuchasz, a ja należę do osób, które nigdy nie słuchały muzyki popularnej. Właściwie to ja nigdy nie słuchałem specjalnie muzyki pozytywnie brzmiącej. Jeśli już to nawiązującą brzmieniem i tematem do czegoś utraconego, bądź odległego, czegoś kojarzącego się z czymś do czego akurat nie mam dostępu. W muzyce, której słucham mają nawet udział artyści tworzący pop, ale w pojedynczych nagraniach, które nie będą miały z popem cokolwiek wspólnego.
p.....o - @Dawidk01: Ty coś tam słuchasz, a ja należę do osób, które nigdy nie słucha...