Wpis z mikrobloga

No elo. Spędziłem ostatni tydzień na Ukrainie.
Prawie zakochałem się w Kijowie. Dobrze się najadłem, naoglądałem się przepięknych dziewczyn i napromieniowałem się w Czarnobylu. Ponarzekałem na Lwów i wróciłem. Na dole takie odrobinę większe TLDR. Pewnie sporo jeszcze nie napisałem, ale jeżeli ktoś chce o coś zapytać to można czuć wolność.
O ile Lwów jest dość popularnym kierunkiem podróży Polaków, tak Kijów już chyba niezbyt (ja w trakcie kilku dni tam spotkałem tylko 7 osobową ekipę w dniu wyprawy do Czarnobyla).

Jak ktoś chce to trochę napisałem tego co pamiętam teraz żeby na później dla siebie mieć, także przy okazji podzielę się materiałem.

Dzień #1
Przylot.
Wychodzę z terminala i pierwsza rzecz którą mam w głowie -> Ukraiński numer. Stojąc jeszcze w kolejce do kontroli paszportowej sprawdziłem, że najlepiej wypada mi Vodafone (i faktycznie wystarczyło mi z zapasem) ze względu na sporą ilość dostępnych danych pakietowych.
Ok, wychodzę, chcę kupić starter - karteczku niet, tolka grywny.
No ok. Szybka wypłata 1k UAH na zapas, kupno starteru w salonie Vodafone (przy okazji dzięki dla jakiegoś Ukraińca który mi tam pomógł i trochę z polskiego na ukraiński przerzucał :D) i jedziemy dalej.
Tuż przed lotniskiem jest przystanek gdzie zatrzymują się marszrutki i trolejbusy.
Ok, spoko. Na przystanku okazuje się, że co prawda jeżdżą, ale rozkłądu jako takiego nie ma. Ale jest za to stała trasa!
Wohoo xD
Chwilę poczekałem i zaraz przyjechał trolejbus linii 9. W środku wodziciel kobieta. Nie byle jaka, bo naprawdę ogarniała jazdę po ulicach Kijowa, a do tego jednocześnie jeszcze sprzedawała bilety, wydawała resztę i drugą ręką paliła papierosa.
Wot sprawność.
Drugi szok - na ulicach jeżdżą topowe auta poza ładami i takimi, powiedzmy, normalnymi. Ale poza ulicami i poza centrum bieda aż piszczy.
Wysiadam gdzieś na ulicy Tarasa Shevchenki. Trzeci szok - whoah, Kijów jest potężnym miastem, ale jest dużo przestrzeni dzięki czemu nie czuje się tego przytłoczenia.
Za poleceniem znajomego wpadam na obiad do Puzatej. Olaboga Mircy jak tam można dobrze zjeść to ja nawet nie. Gorąco polecam.
Po Puzatej lecę na Majdan, i znowu szok.
To wszystko wygląda normalnie i jest mniejsze niż się wydawało.
Ale, ale jak to. Przecież jeszcze niedawno tam były barykady, a wojsko z policją strzelało do ludzi!
No, generalnie to tak, ale trzeba wrócić też do normalności.
Jeżeli ktoś chce zobaczyć to co zostało po tamtych wydarzeniach to polecam kierować się od Majdanu (spalony budynek związków, teraz już odbudowywany) aż do hotelu Ukraina i stacji metra Kreszczatik.
Przy ulicy są zdjęcia zamordowanych otoczone kostką. Do tego leżą ustawione fragmenty barykad.
Są też wzmianki co się działo. Po drugiej stronie ulicy patrząc od stacji metra są też jedne z pierwszych podziurawionych hełmów.

Reszta dnia minęła na zwiedzaniu i poznawaniu lokalnej kuchni.

Dzień #2
Trip do Czarnobyla.
Niestety tylko jednodniowy, ale i tak polecam.
Z tego miejsca zarekomenduję Solo East Travel, bo wycieczka została zorganizowana naprawdę dobrze.
Wyszło tak, że cały bus jechał Polaków (9 osób), także jeżeli kierowca (i przewodnik w jednym) miał film z polskim lektorem to włączał z takim.
Po drodze obraz nędzy i rozpaczy ukraińskiej biedy na wsiach.
Na miejscu przejście przez checkpointy (nie można robić zdjęć), odwiedzenie Czarnobyla i Prypeci. W planie również zwiedzanie radaru Duga-3. Jeżeli wybierzecie się z tym biurem w tę wycieczkę, to bierzcie na Duga3 wersję extreme zamiast safe. Safe zakłada podejście pod radar od cywilizowanej strony. W extreme szliśmy budynkiem, a potem wyszliśmy od drugiego końca radaru. Może też się zdarzyć tak, że uda się wejść na radar. Ja nie wiem, bo nie wchodziłem bo to nielegalne. Tak samo nie pozwolił na to przewodnik.
Ale kolega był, któremu przewodnik przymknął lekko oko i kolega wszedł. Ale nie do końca, bo jakoś po 4 kondygnacji drabiny tańczą macarenę, więc kolega wszedł tylko gdzieś w okolice 8 kondygnacji. Ale poleca, bo widok podobno niesamowity (widać nowy sarkofag).

Potem elektrownia i Prypeć. Przy Czerwonym Lesie radioaktywność wynosi grubo ponad 100x normy.
A w rzece pływają gigantyczne ryby (dokarmiane w zasadzie głównie przez turystów).

Aha, w całej zonie nie można chodzić w koszulce i spodenkach. Długie nogawki i długie rękawy to mus. Na koniec jest kontrola czy się przypadkiem zbytnio nie napromieniowało.

Dzień #3 i #4
Głównie zwiedzanie tego co ma Kijów do pokazania.
Mi odechciało się chodzić po muzeach po tym jak zobaczyłem lekko naciąganą historię Ukrainy w Twierdzy Kijów.
Chodzi mi o historię kiedy nie byli suwerennym państem, bo po rozpadzie ZSRR to można powiedzieć że faktycznie coś już mają, ale wcześniej - bardzo naciągane.

Dzień #5
Zrobiłem coś czego nie robiłem od jakichś 6 lat. Rozwaliłem się na Słońcu na trawniku i leżałem. Korzystałem z uroków wolnego.
Gdzieś tam też wpadłem pod pomnik Matki Ojczyzny. Damn, robi wrażenie. Widok i na pomnik i na Kijów zapiera dech.
Powrót do centrum marszrutką. W środku jak to w typowej marszrutce - dzieje się wszystko. Najbardziej ujął mnie widok pięknej Ukrainki, która praktycznie płakała ze wzruszenia czytając książkę.

Dzień #6
Lwów. Nuda. Niech sobie zatrzymają to miasto.
Bieda, bieda i bieda. Tandetna turystyka i nic ciekawego.
Można wpaść na jeden dzień, ale nie oczekujcie niczego ciekawego.
Na dobre zakończenie dnia odwiedziłem Pravdę. Opłaciło się.
Okazuje się, że kolej u nich jest dość dobrze rozwinięta. W wagonach sypialnych można się dobrze wyspać, nic nie śmierdzi, macie panel kontrolny z 4 trybami oświetlenia (0, 0.25, 0.5, 0.75 i 1), gniazdko 220V, kontrolę głośności i coś tam jeszcze.
Pościel jest świeża i zapakowana w zgrzane worki. Dostajecie też ręcznik do rąk/twarzy. Z rana przed stacją budzi konduktor danego wagonu, życzy miłego poranka, informuje że za 40 minut będziemy na miejscu i oferuje herbatę lub kawę.

Dzień #7
Lwów. Trochę mniejsza nuda, ale dalej nuda. Posiedziałem za to w parku chwilę i odpocząłem.
Odwiedziłem Kryjówkę.
Dość oryginalne doświadczenie jeżeli przełknie się dumę narodową.
Na wejściu pyta postawny facet o hasło.
Po wejściu zanim przejdzie się dalej nalewa on gorzałę do kieliszka polowego i pije się przy nim. Zapitki ani zagryzki nie daje, ale nie ma tragedii bo moc to jakieś 32% (tak na gardło oceniając).
Potem można przejść dalej.
Po zejściu na dół jeszcze raz pytają o hasło.
Potem można zamówić dopiero co się chce z menu.
Polecam podsmażane pierogi z kartoflami + barszcz czerwony + coś do picia (ja wziąłem owocową herbatę).

Obsługa 7.5/10, bo chłopak który mnie obsługiwał nie do końca ogarniał, ale widziałem że reszta na wysokim poziomie.
A, no i jak to na nacjonalistyczną restaurację przystało - w innym języku niż Ukraiński po prostu nie dogadacie się.
Wpadłem też przypadkowo do kawiarni za klasztorem Dominikanów (idąc od Rynku).
Przypadkowo, bo usłyszałem jak ktoś gra wewnątrz Belle z Notre Dame de Paris na pianinie.
Klimat 10/10. Podobno w sobotę ma być tam wieczór z Chopinem.

Dzień #8
Powrót koleją do Kijowa (nocka).
Rano miało być "#!$%@? muzeum lotnictwa", ale pogoda się zawaliła więc wpadłem tylko po słodycze do Roshen i zabrałem dupę na lotnisko.

Szybkie TL;DR, ale też małe podsumowanie:

Kijów:
Nie powiem że zakochałem się w tym mieście, bo zakochać tam można się co 5 minut w kolejnej przepięknej Ukraińce (serio, gdybym używał skali Ruchensteina to Polki musiałyby dostać z automatu -2pkt), ale no bardzo bardzo bardzo mi się spodobał. Chodzą prosto (potężny szok, nie wiem dlaczego, nie byłem w stanie do żadnej z nich podejść i zapytać), z klasą, z pięknymi fryzurami, bardzo często w sukienkach i uśmiechnięte.
Powrót do Polski pod tym względem jest trudny.
Ale nie o tym. Jak piękne Ukraińki chodzą możecie przekonać się sami po prostu tam jadąc.
Kijów spodobał mi się też tym, że jest przestronny. Jest spory, ale można dość szybko wszędzie dostać się. Nie przytłacza swoim rozmiarem.
Coś czego nie spodziewałem się - praktycznie całe centrum ma 2 piętra. "Górę" czyli to co na powierzchni, i "podziemie" czyli masę sklepów. Całe centra handlowe są pod ziemią.
Serio.

Budynki zbudowane są z takich materiałów, że wieczorami klimatem powala. Coś jak USA na zdjęciach z '80.

Praktycznie na każdym jest klimatyzacja (nic dziwnego, cały tydzień było około 30*C w cieniu), ale wiele z nich cieknie na chodnik.

Majdan jest miejscem gdzie dużo się dzieje i na szczęście nikt do nikogo nie strzela. Przechodzi tamtędy masa ludzi, ale można na spokojnie położyć się na trawniku i poleżeć. Nikt nic Wam o to nie powie.
Są też fontanny w których można się ochłodzić.
Jest masa kawiarenek i klubów. Każdy znajdzie coś dla siebie.

Coś co mnie uderzyło poza sklepami pod ziemią i przepięknymi dziewczynami to przewyższenia. Kijów to praktycznie cały czas chodzenie w górę i w dół.
Myślę że najlepiej zobrazuje to to, że jedząc naprawdę nieźle (nie oszczędzałem się) przyjechałem lżejszy o 1.5kg w stosunku do wagi na dzień przed wyjazdem.

W większości miejsc dogadacie się po rosyjsku, typowego Ukraińskiego (takiego jaki słyszałem we Lwowie) jest raczej mało. Z młodymi można też dogadać się po angielsku.

Na obrzeżach bloki są budowane w dość współczesnym stylu i wygląda to całkiem ok.

Lwów:
Miasto którym z niewiadomego mi powodu zachwyca się masa Polaków. Serio, nie wiem co tam jest takiego fajnego poza może trzema atrakcjami. Wszystko można zwiedzić w jeden dzień.
Poza Kryjówką i Pravdą obowiązkowym stopem jest Cmentarz Łyczakowski. Jakoś jak się idzie przez cmentarz i widzi znane nazwiska to nic nie rusza, wsio normalna. Ale potem dociera się do (chyba) części wojskowej gdzie leżą Ukraińscy żołnierze. Za tą częścią jest wejście na cmentarz Orląt.
Kurde. Zagina psychikę. Niezliczona ilość grobów. Każdy z nich z biało-czerwoną tasiemką na krzyżu.
I jak to na wojnie. Na wojnie zawsze giną młode chłopaki. Najmłodszy jakiego tam widziałem miał 15 lat. Reszta od 17 do 22 (tak mniej więcej).
A. Dziewczyny też są tutaj piękne, ale nie tak doinwestowane jak w Kijowie i nie ma ich aż tylu. Co kto woli. Mi bardzo przypadła do gustu ta ich naturalność.

Czarnobyl/Prypeć:
Jeżeli ktoś nie boi się promieniowania to polecam. Z Dugi jest świetny widok, samo wejście też powoduje uwolnienie pewnej ilości adrenaliny do krwi.
Co mnie najbardziej zaskoczyło to to, że pod samą elektrownią promieniowanie jest nie większe niż w centrum Kijowa.
To samo na drodze.
Kolorowo robi się dopiero przy drogach (poza asfaltem), starych budynkach (chociaż tam nie aż tak) i przy Czerwonym Lesie.
Podobno pierwsze dni choroby popromiennej są bezobjawowe. Mi jeszcze nic nie jest.
Do czasu wycieczki tam nie miałem pojęcia jak wiele ludzi było zaangażowanych w usuwanie skutków katastrofy i jak bardzo katastrofa zrujnowała budżet ZSRR.

Ukraina sama w sobie:
Pomijam temat przepięknych dziewcząt. Serio, nie wiem jak można być aż tak pięknym!
Pomijam temat biedy.
Wszędzie, na każdym kroku spotkacie symbole. Flag UPA jest bardzo mało. Większość żółto-niebieska, widać też sporo trójzębów.
Niektórzy są na tyle dumni, że nawet jak wiedzą że jesteś innostrańcem i próbujesz z nimi po rosyjsku, to powiedzą że oni ni panimaju i #!$%@? dupa radź se pan. Ma być po ukraińsku i koniec.
Ale to skrajne przypadki. Ja to spotkałem u starszej babuszki w Kijowie.
Lwów podobno ma żal do Kijowa, że oni dalej dużo po rosyjsku ciągną.
Na każdym kroku poza symbolami narodowymi można spotkać rolki papieru toaletowego z facjatą prezydenta wiadomo jakiego kraju z podpisem: "Putin Huilo" czy coś w tym stylu.
Widziałem też wycieraczkę z napisem zachęcającym do wycierania butów, gdzie litera 'O' zamieniona była w twarz wyżej wymienionego.
Cenowo jest dość tanio, za jakieś 20zł można zjeść 3 syte posiłki, można też za trochę więcej. Co kto woli.
Ludzie są uczynni. Serio.
Wsiadłem do autobusu i nie mogłem znaleźć kontrolera (aha, zapomniałem o tym powiedzieć. Tam nie kasuje się biletów tak normalnie. Najpierw trzeba kupić bilet u kontrolera który gdzieś w autobusie jest. Ale spokojnie, wsiądźcie i poczekajcie, on Was znajdzie. Nie dostaniecie mandatu za to). Miałem w ręku kilka chrywień na bilet, ale jak zapytałem pierwszą lepszą dziewczynę z boku gdzie mogę kupić bilet i po tym jak mi powiedziała, że nie znaju to tak odpłynąłem że zapomniałem o całym fizycznym świecie. No, ale momentalnie 2 osoby dały mi bilety już skasowane.
Wszystko tam jest większe. Serio, poważnie. Tak po prostu. Poza miastem na drogach jak u nas drzewa są gdzieś około 0.5m od asfaltu, tak tam to są dobre 3m w każdą stronę.
Zanim coś kupicie (z takich rzeczy sprzedawanych na ulicy) polecam rozejrzeć się za cenami. Czasami mogą różnić się nawet o 100UAH.
Czasami może zdarzyć się, że dostaniecie "ogon" albo będziecie dość intensywnie obserwowani. Ale to głównie dlatego, że wpakujecie się w mniej lub bardziej strategiczne miejsca, jak przykładowo w okolice Domu z Chimerami albo budynku Rady Ukrainy. Ostatecznie nie ma żadnych konsekwencji, ale czuć oddech na plecach.

Większość marszrutek działa tak, że jak chce się wściąść to macha się do kierowcy w miejscu gdzie powinien być przystanek. On podjedzie i zabierze.
A jak chce się wysiąść to się krzyczy do kierowcy "останов пожалуйста" i on się zatrzyma xD.
Ludzie generalnie wymuszają sobie co chwilę pierwszeństwo na drodze.

No i nie wiem jakim cudem (no dobra, wiem, ale to też był szok), ale na drogach jeżdżą poza rozpadającymi się ładami Bentleye, Tesle i inne supersamochody.
Na każdej ulicy Kijowa znajdziecie G63. Prawie zawsze czarne. XD

W kilku miejscach są też naciągacze ze zwierzętami. Najpierw próbują położyć małpkę/papugę/gołębia/inne zwierzę na ramieniu zachęcając do fotki, a potem chcą za to hajs (różnie, ode mnie chcieli 200 UAH). Są przy tym dość nachalni, także na to bym uważał.

Ostatecznie przez cały wyjazd nikt mnie nie okradł, nie pobił, nie krzyczał że smert lachom czy jakiekolwiek inne nacjonalistyczne hasła.
Dopiero na lotnisku #!$%@? mi z bagażu rejestrowanego 2 browary z Pravdy. #!$%@?.

Jeszcze pro-tip: Polecam zawsze mieć ze sobą wodę.

A, no i prawie zapomniałem.
Jak flag UPA praktycznie nie widać (tylko centra miast jako chyba bardziej chwyt marketingowy/turystyczny), tak wszędzie często, gęsto w towarzystwie flagi Ukraińskiej wisi flaga Eurosajuza.


#ukraina #lwow #kijow #czarnobyl

Dla clickbaita wrzucam też #ladnapani
Wyrewolwerowanyrewolwer - No elo. Spędziłem ostatni tydzień na Ukrainie.
Prawie zako...

źródło: comment_zGJ96AgklL3q6msUvZCNCL58tWt5jOip.jpg

Pobierz
  • 14
@PawEHO:
W których miejscach?

A no i dlatego, że ja Ukraińskiego ni w ząb, a rosyjski jest u mnie na poziomie dogadania się/zapytania o drogę, gdzie jest taki i taki pociąg, zamówieniu czegoś w knajpie, przeczytania tekstu i zrozumienia może połowy tego + może poproszenia o przedłużacz w hostelu xD

Niektórzy są na tyle dumni, że nawet jak wiedzą że jesteś innostrańcem i próbujesz z nimi po rosyjsku, to powiedzą że oni ni panimaju i #!$%@? dupa radź se pan. Ma być po ukraińsku i koniec.


@Wyrewolwerowanyrewolwer: Wydaje mi się, że w tej kwestii się mylisz. Czasami po prostu ludzie mają wyj**ne i nie chce im się specjalnie męczyć żeby ciebie zrozumieć. I to tylko tyle.
Ja próbowałem moim łamanym ukraińskim
@Wyrewolwerowanyrewolwer:

Wszędzie, na każdym kroku spotkacie symbole.


Jakie symbole. W Polsce też można spotkać symbole ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Flag UPA jest bardzo mało. Większość żółto-niebieska, widać też sporo trójzębów.


Zauważyłeś może że przy wjeździe do Ukrainy to tryzub jest godłem tego kraju? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Niektórzy są na tyle dumni, że nawet jak wiedzą że jesteś innostrańcem i próbujesz z nimi
Wydaje mi się, że w tej kwestii się mylisz. Czasami po prostu ludzie mają wyj**ne i nie chce im się specjalnie męczyć żeby ciebie zrozumieć. I to tylko tyle.


@Dzieciok: Możliwe.
Wiadomo że miasto też jest podzielone i na bank trafialiśmy na różnych ludzi.
Ja wiem że w tej konkretnej sytuacji na 100% zrozumiała bo to było czysto widać.

Co do Lwowa to jest on magiczny przez te wszystkie świetne knajpy.
Przykładem może być sufit na wysokości ~4m.


@Wyrewolwerowanyrewolwer:

Stalinówki :> Świetne budynki do życia (oczywiście po wykonaniu prawidłowego remontu).

Nie wiem czy to zarzutka czy nie (...) No ale ja po prostu w tym kontekscie musiałem trafić na jakąś zatwardziałą babuszkę bo cała reszta spoko.


Skoro to była jedna osoba to bez sensu o tym wspominać :)

@Wyrewolwerowanyrewolwer: Ja wlasnie od 3 dni siedze we Lwowie.Moge tylko przyklasnac na teksty o kobietach.Szyja boli od ogladania sie za dziewczetami.Odrazu widac ze tu lubia sie odwazniej ubrac.Wiekszosc spodniczki i sukienki no i ta wyprostowana sylwetka.Dla polaka ogladac te kobiety to jak dla polki ogladanie jakiegos miguela z hiszpanii.Ceny tez kosmos flaszka za 8pln,obiad w zajebistej knajpie za 20zl czy piwo w barze za 3zl to zacheca do wizyt.Samo miasto brzydkie
@grosik01: Nie pamiętam dokładnie, ale przy przeliczniku z Google UAH -> PLN wyszło mi coś koło 65zł za osobę.
W tej cenie jest miejsce w przedziale do kimania + pościel czysta, zapakowana w foliowe zamknięte opakowanie.

W przedziale jest też gniazdko elektryczne, ale niestety tylko jedno.

Bilety kupowałem przez Internet (kolej na Ukrainie ma jakąś aplikację od tego).