Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Cześć wszystkim, mam pewien problem z #pracbaza #praca #psychologia itp.
Mam 33 lata i od 8 lat pracuje w pewnej firmie - przeciętna praca typu biurowa+zawieź to tamto, podjedź tu i tam, itp, pensja jak na takie coś dość duża bo z premiami wychodzi koło 2700-2800zł. Raz w roku podwyżka 100zł. Premie dowolnie rozdawane i zawsze je dostaje - o tym niżej.
Jest to dość prosta i nudna praca, ale pracuje tam w zasadzie "całe życie" - to była moja pierwsza poważna praca od wieku 25 aż do teraz do 33 i może trwać dalej (nie licząc jakiś chwilowych prac na "dorobienie sobie").
Jestem tam z szefostwem tak zżyty, że praktycznie nie wyobrażają sobie żebym kiedykolwiek odszedł. Traktują mnie jak kumpla - stąd mimo oficjalnie mniejszej pensji zawsze mam te premie itp bezproblemowo. Gdy potrzebuję wolne, zawsze mogę brać, ogólnie "żyć nie umierać", warunki super, nie ma do czego się przyczepić.

No i właśnie tutaj się zaczyna mój problem. Od paru lat już, może 2-3 lata, po prostu czuję się wypalony. Od tych 2-3 lat marzę o odejściu z tej roboty. Robię po prostu każdego dnia to samo i nie ma możliwości rozwoju. Zawsze tutaj będę robił to samo. Minimalny zakres obowiązków, taka wymarzona praca dla "leni". Kiedyś bardzo mi się to podobało, pierwsze 5 lat byłem wręcz szczęśliwy w tej pracy, bo zrobisz swoje i się lenisz dalej. Ale jak mówię od tych 2-3 lat po prostu mam dość, czuję się źle, bo ciągle robię to samo, czekam tylko na weekendy, a w poniedziałek rano jestem psychicznie załamany że znowu mam tam iść i znowu robić to samo (co obecnie nie ma dla mnie sensu, bo robię to już 8 lat, dzień w dzień podobne czynności). Czuję się psychicznie coraz gorzej w tej pracy. Naprawdę od 2-3 lat miałem wiele takich momentów że szedłem danego dnia do pracy z nastawieniem że mówię że odchodzę! Ale po wejściu od razu miła luźna atmosfera, szef super przyjacielski, itd że od razu człowiek przestaje myśleć o tym co złe i dalej robi swoje. Wracam do domu wieczorem i znowu mi się humor psuje jak pomyślę że kolejnego dnia mam tam iść. I kolejnego dnia znowu super atmosfera w pracy że błyskawicznie zapominam że chciałem odejść i wykonuję swoje i znowu dzień mija. I tak dzień po dniu już 2-3 lata.
Teraz jestem na urlopie, stąd znowu te myśli, znowu myślę że po co mam tam wracać jak ja w tej pracy jestem całkowicie wypalony i nie chcę dłużej robić ciągle tego samego dzień w dzień.

Teraz powiecie: zmień pracę i po kłopocie. I tutaj właśnie zaczyna się kolejny kłopot: tak naprawdę nie mam skończonych studiów, przerwałem je za młodu, potem dostałem tę robotę i nigdy nie wróciłem na studia, więc fakt że mam wykształcenie średnie. To raz. Druga sprawa jest taka, że nie mam żadnego doświadczenia oprócz tych 8 lat "praca biurowa/asystent" , w sumie tylko tyle mógłbym wpisać w CV. Z takim czymś nie dostanę na pewno żadnej lepszej pracy, a o takich dobrych zarobkach jak mam tutaj mogę pomarzyć.

Korzystając z tego że aktualnie jestem na urlopie, zorientowałem się na rynku pracy w moim mieście i dostałem propozycję innej pracy, praktycznie "na już", tylko że jest to pensja niestety na poziomie 1800zł. Przypominam że teraz mam koło 2700-2800zł łącznie z premiami (tyle otrzymuję do ręki).
W głowie ułożyłem sobie taki plan: z mojej obecnej roboty odejść żeby po prostu ona mnie psychicznie nie blokowała. Wziąć tę "gównorobotę" za te 1800zł na jakiś czas 2-3 miesiące może i po prostu za jakiś czas sobie ogarnąć dużo lepszą pracę (ale wiadomo to może trwać i pół roku i dłużej, szukanie takiej pracy).
Moja żona oczywiście wie o moich dylematach i raczej mnie nie popiera. Twierdzi żebym został w obecnej robocie bo mam dobre zarobki i każdy by się cieszył że praca lekka i niewymagająca. Po co mam iść na gorsze za dużo mniejsze pieniądze. Ale mówi że oczywiści jak tak zrobię to zrozumie że to moja decyzja i będzie ok (więc to nie tak że grozi rozwodem, nie nie ;)) A prawda jest taka, że obecna robota tak źle na mnie działa psychicznie, że po robocie nie mam już na nic siły (psychicznie) i po prostu siadam przed tv/przy kompie i dzień za dniem mi uciekają, nie mam ochoty na nic, na żadne szukanie innej roboty itp. Więc tak myślę że gdybym nagle odszedł, wziął tą gównorobotę za 1800(żeby po prostu była jakaś kasa na życie) i dał sobie np. pół roku luzu na szukanie czegoś, to by mnie zmotywowało, bym miał motywację. Bo obecnie absolutnie psychicznie jestem wypalony i nie mam motywacji do niczego.
Co sądzicie? (od razu wyjaśnię że zejście z obecnych zarobków 2800 na zarobki 1800 absolutnie nie wpłynie na codzienny poziom naszego życia, mam oszczędności, więc z oszczędności sobie wyrównam)

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 14
Powiem ci ze pewnie w przyszłości będę mieć to samo, chyba najlepsza opcja to intensywnie szukać roboty za lepsze hajsy gdzieś indziej jednocześnie pracując za te 2,7k , przejście do tej 1800zl pracy może okazać sie #!$%@? pomysłem, chyba ze masz info o podwyżkach w przyszłości, albo wiesz ze ta praca bedzie zajebiscie ciekawa (bo skąd wiesz ze nie skończy sie tak samo nudno, a hajs mniejszy) Ew. Jeśli wchodzi to w
a może pogadać z szefostwem, żeby dali coś ambitniejszego do roboty?
skoro masz z nimi dobrze, a jedynym problemem jest nudna robota, to może zajmij się czymś innym. skoro dostajesz premie lubią Cię to pewnie chętnie Ci pomogą.
zakładam, że w firmie jest więcej rzeczy do robienia niż tylko rpaca biurowa, a możliwe, że jak zaczniesz robić ambitniejsze rzeczy, to pewnie i więcej kasy wpadnie
@AnonimoweMirkoWyznania: Sądzę, że powinieneś porozmawiać z szefem w obecnej firmie i powiedzieć mu to samo, co nam tutaj. Jak powiedzą, że nic nie da się zrobić i nie ma innej opcji dla Ciebie w tej firmie to dopiero wtedy myśleć co dalej.
A bo jednak się okaże, że są możliwości, tylko zawsze myśleli, że nie jesteś zainteresowany i dlatego nie wychodzili z inicjatywą?
@AnonimoweMirkoWyznania: witaj w klubie "mam to samo" Ty nie masz źle, masz oszczędności więc już tak źle nie jest i można zmienić pracodawcę, ja jeszcze się pomęczę spłacę długi i baja bongo szukam czegoś nowego. Doskonale wiem o czym piszesz, ja już tak ok. 6-7 lat dzień w dzień to samo...