Wpis z mikrobloga

Uwaga beda spoilery.

Dobrych pare lat temu postanowilem ogladnac wszystkie seriale SF typu "space-opera", czyli klony wszelakie Star Treka. Gdy one sie skonczyly (a katowalem sie nawet produkcjami z lat 70tych), rozpoczelem ogladanie innych seriali SF, gdzie natrafilem w koncu na Lost.

Prawie na kazdej stronie spotykalem sie z opinia, ze Lost ma zajebiste 2 pierwsze sezony, ale pozniej jest juz coraz gorzej, szczegolnie zawiesc mozna sie na zakonczeniu. Jako weteran roznych debilizmow z seriali SF, mam odwrotne odczucie. Pierwsze sezony Lost nie sa zle, ale przypominaja bardziej film przygodowy w stylu Robinsona Crusoe. Elementy fantastyki byly bardzo subtelnie dawkowane, w wielu odcinkach byl ich calkowity brak. Dopiero pozniej zaczelo dziac sie cos odbiegajacego znaczaco od normy jak podroze w czasie.

Szczegolnie podobala mi sie koncowka. Przedostatni sezon sugerowal, ze wypalenie atomowki na wyspie wygenerowalo dwie rozne linie czasowe. W ostatnim odcinku wyjasnilo sie, ze wszystkie "flash-sideways" to nie alternatywna rzeczywistosc, ale forma czyscia dla zmarlych bohaterow. Wczesniej tez tworcy bawili sie z ta formula robiac w #!$%@? widza pierwszy raz wprowadzajac "flash-forward", zamiast tradycyjnych flashbackow, lecz w sezonie 6 dawalem im sie oszukiwac caly sezon. Reasumujac bardzo przyzwoite zakonczenie.

#lost #sciencefiction #niepopularnaopina
  • 2
@TgcRap4: Problem z Lostem byl taki, ze nagromadzenie #!$%@? w ktoryms z sezonow juz bylo tak duze (chyba sezon 6ty), ze na dobre 8 miesiecy dalem sobie spokoj z ogladaniem.

Ale, ale... nie wiem komu dziekowac, ze pojawilo sie cos takiego jak Lost, bo dzieki niemu producenci zobaczyli jaki ogromny potencjal drzemie w serialach tv. Wczesniej tego nie bylo.