Wpis z mikrobloga

Ewangelia Jana jest nieco inna niż pozostałe trzy, a różnica nie polega tylko na stylu i stopniu wyrafinowania intelektualnego, które, w zgodnej opinii większości uczonych, stawiają ją ponad ewangelie synoptyczne. Różnice te oczywiście nie są diametralne, w przeciwnym bowiem wypadku nie znalazłaby się przecież w tym samym kanonie, ale występują. Przede wszystkim jej autor opierał się na innych źródłach i tradycjach, a losy wspólnoty dla której pisał, również odcisnęły na niej duże piętno i nadały jej nieco odmienny wyraz.

Można o niej śmiało powiedzieć, że jest jerozolimo-centryczna, bo rola Jerozolimy wraz z przyległościami jest tutaj daleko ważniejsza niż w pozostałych. Większość akcji dzieje się w mieście, a Jezus jest przedstawiony jako osoba z nim związana i często je odwiedzająca. Część narracji jest również osadzona w wioskach i miasteczkach w okolicy Jerozolimy. Istnienie części z nich zostało potwierdzone dzięki badaniom archeologicznym. Co dziwniejsze, w dziele prawie w ogóle nie ma wzmianek o Galilei, miejscu z którego pochodził i Chrystus, i większość jego apostołów. Na tej podstawie wnioskujemy, że wspólnota dla której pisał Jan wywodziła się z tradycji jerozolimskich chrześcijan.

Tradycja przypisuje autorstwo Janowi Apostołowi, synowi Zebedeusza, ale, klasycznie, nie mamy niczego poza podaniami żeby potwierdzić prawdziwość tej wersji. Wydaje się, że finalna wersja Ewangelii była efektem pracy kilku osób, które zebrały krążące po wspólnocie podania i spisały je w takiej formie. Stało się to już po wygnaniu wspólnoty z Jerozolimy. O tym, że to wygnanie miało miejsce świadczą ustępy w których Jan odrzuca Jerozolimę i pisze o nadejściu czasów gdy Boga nie będzie się czcić w Świątyni.

Możemy się tylko domyślać przyczyn wygnania chrześcijan, ale wydaje się, że ewolucja wierzeń przypisujących Jezusowi jakąś formę boskości odegrała tu kluczową rolę. Jeśli tak, to ewangelia ta jako jedyna odnotowuje historyczny moment pierwszego, poważnego rozdziału między chrześcijaństwem a judaizmem. Chrześcijanie byli jednak na tyle dojrzali jako wspólnota, że potrafili oprzeć się presji grupy, z której wyszli i pozostać przy swoich przekonaniach. Tradycja mówi o migracji wspólnoty jerozolimskiej do Efezu i tam też miało dojść do spisania rdzenia Ewangelii.

Rdzenia, bo mamy dobre powody by sądzić, że rozdział XXI został spisany i dodany później. Mniejszych modyfikacji nie możemy wykluczyć. Spisanie Ewangelii w jej finalnej wersji datuje się zazwyczaj na lata między 90 a 110 rokiem. Wskazuje na to większa dojrzałość i głębia intelektualna dzieła, będąca efektem kilku dekad ewolucji myśli religijnej. Potwierdzeniem jest również fakt pojawienie się większego nacisku na nadzwyczajność Jezusa, a więc jego boskość. Widać także mocniejsze zanurzenie autora w kulturze helleńskiej, na co wskazuje np. scena w której Maria Magdalena rozpoznaje Jezusa w ogrodzie, zdaniem wielu, żywcem wyjęta z literatury greckiej tamtego okresu.

Jedną z największych zagadek Ewangelii jest tożsamość „umiłowanego ucznia”. Bywa on identyfikowany z apostołem Janem, ale wielu uczonych sądzi, że jego tożsamość nie została ujawniona celowo, że jest to zabieg mający pokazać równość apostołów. Takie ujęcie podważało przewodnią rolę świętego Piotra. Ewangelia zaczyna się prologiem w którym Słowo (logos) staje się ciałem. Nie jest to przypadek - Chrystus zostaje utożsamiony z logosem, a to znaczy, że istniał wcześniej, przed pojawieniem się na świecie. Ziemski żywot to tylko epizod w jego długiej historii. Autor jasno sugeruje, że Jezus jest kimś więcej niż prorokiem czy świętym mężem, że jest w nim jakaś cząstka boskości.

Jeśli chodzi o teologię zawartą w Ewangelii to Jan zdaje się bazować przede wszystkim na tradycji żydowskiej, co potwierdzają odkrycia tak zwanych Zwojów Morza Martwego. Dosłowne cytaty nie występują, ale widać zapożyczenie konceptów oraz podobieństwo tonu w jakim utrzymane są teksty. Koncept logosu jest oczywiście zapożyczony od Filona z Aleksandrii. Jego interpretacja przedstawiająca logos jako pośrednika między Bogiem a ludźmi, idealnie odpowiadała chrześcijańskiej potrzebie wpasowania Chrystusa w relacje Bóg - człowiek. Prawdopodobnie dlatego też u Jana, Jezus pojawia się od razu jako w pełni uformowany, dorosły mężczyzna - w końcu logos istniał wcześniej niż świat.

Co ciekawe, w opisie misji Jezusa, Jan kładzie większy nacisk na jego zbawczą rolę i unika przedstawiania go jako najwyższego sędziego na mającym niedługo nadejść Sądzie Ostatecznym. Opis jest tym bardziej złagodzony, że nie ma mowy o przynoszeniu miecza czy nienawiści. Owszem, grzeszników nadal czeka potępienie, ale opis jest dużo oszczędniejszy. Ciekawe jest także ukazanie relacji między Bogiem-Ojcem, a Jezusem. Narracja Jana jest niekonsekwentna. Na początku przedstawia Jezusa jako znajdującego się niżej w hierarchii i podporządkowanego Ojcu. Później jednak pojawiają się ustępy stawiającego Jezusa na równi. Będzie to mieć znaczenie w trakcie tzw. sporów chrystologicznych w IV wieku. Obydwa obozy będą w stanie znaleźć cytaty z Pisma na poparcie swoich tez.

Rdzeń narracji Jana opiera się na serii sześciu cudownych znaków jakie miał uczynić Chrystus. Co dziwne, jednym z pierwszych wydarzeń jest tumult w Świątyni w czasie którego Jezus usunął z jej terenu kupców. W ewangeliach synoptycznych wydarzenie to jest umiejscowione na krótko przed Paschą i niejako poprzedza ukrzyżowanie Chrystusa. Chronologia Jana jest odczytywana jako celowy zabieg autora, mający pasować do koncepcji pasma cudów, które przedstawiają Chrystusa jako zbawcę i zapowiadają jego odkupicielską mękę. W sumie warto przy tej okazji przypomnieć - ewangelie nie są biografiami Jezusa ani kronikami wydarzeń, tylko próbą uchwycenia sensu i celu domniemanej misji Jezusa. Zwracał na to uwagę już Orygenes, żyjący i tworzący w III wieku.

Ponownie wychodzą nam różnice między Janem a ewangeliami synoptycznymi. Marek na przykład, opisuje historię Jezusa jako niekończące się pasmo cudów, uzdrowień, wskrzeszeń i egzorcyzmów. Jan nie szafuje nimi tak mocno - jak już wspomniałem, życie Jezusa jest przedstawione jako szereg sześciu cudów. Cuda te nie są „sobie a muzom”, ale mają na celu uwydatnić pewne aspekty osoby i misji Jezusa. I tak cud zamiany wody w wino z Kanny Galilejskiej jest zapowiedzią dalszych wydarzeń i sprawia, że uczniowie zaczynają wierzyć, że ich nauczyciel jest kimś więcej niż tylko rabbim. Chwilę po tym wydarzeniu pojawia się wzmianka o dualizmie mrok-światło, materia-duch, prawdopodobnie oparte na nauczaniu wspólnot takich jak ta z Qumran. Pojawia się także wzmianka o Samarytanach, odczytywana jako rozrastanie się wspólnoty Jana poza etniczne ramy żydowskie.

Rzeczą wartą uwagi jest ukazanie debaty co do natury Jezusa, jaka niechybnie musiała pojawić się wraz ze wzrostem jego popularności. Nie trudno sobie wyobrazić, że zwykli Żydzi, obcując z Jezusem, musieli zadawać sobie pytanie kim jest ten człowiek? Prorokiem? Mesjaszem? Nauczycielem religijnym? Siewcą fermentu (pdk)? Ukazuje też zderzenie tradycyjnego pojmowania wiary w Jahwe z nowym podejściem, którego centralną figurą był Chrystus. Co ciekawe, zderzenia te nie były ukazywane z chrześcijańskiej perspektywy tylko przedstawiały autentyczne dylematy przed jakimi stawali ludzie. Oliwy do ognia dolewa Jezus gdy mówi on o sobie „Ja Jestem”. Skąd kontrowersja? Zwrot ten w tradycji żydowskiej był zarezerwowany dla Boga.

Przy okazji piątego cudu jesteśmy świadkami dyskusji o tym czy niedola w życiu doczesnym jest karą za grzechy. Jezus odpowiada, że to nie grzechy uczyniły ślepca ślepym, ale urodził się on z tym defektem po to aby uzdrowienie go mogło ukazać ludziom potęgę Boga. Przyznacie chyba, że to nieco dziwny i bardzo niepokojący koncept? Potem następuje rozmowa o źródłach mocy uzdrawiania, a Jezus mówi swoim uczniom, że dzieje się tak za sprawą wiary. Uzdrowienie ślepca służy również przedstawieniu Jezusa jako tego, kto niesie światło. Łukasz również pokazuje Chrystusa jako dobrego pasterza, co na stałe wpisuje się w tradycję chrześcijańską, a w czasach starożytnych było jednym z najczęstszych sposobów prezentacji Jezusa w sztuce.

Zwieńczeniem sześciu cudów jest wskrzeszenie Łazarza, przy okazji którego Jezus mówi o sobie „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem”, prezentując się tym samym ostatecznie jako zbawiciel. Wskrzeszenie Łazarza przysparza mu wielu zwolenników, ale i sprawia, że rośnie opozycja w stosunku do niego. Wieści o niepokojach i dziwnych zdarzeniach związanych z Jezusem trafiają do Sanhedrynu, który zaczyna bać się skutków poruszenia jakie wywołuje. Wówczas Kajfasz mówi o tym, że lepiej poświęcić jedno życie, niż ryzykować zagładę całego narodu. W międzyczasie Jezus i uczniowie spożywają Ostatnią Wieczerzę, chociaż nie jest ona tutaj ukazana jako posiłek z okazji Paschy. Ważność Eucharystii podkreśla nauka Jezusa o miłości bliźniego i swojej jedność z Bogiem Ojcem. Zapowiada również przyjście Ducha Świętego. Sposób w jaki Jan opisuje relacje Jezusa z Ojcem i Duchem, położył podwaliny pod IV wieczny dogmat o Trójcy Świętej.

Jezus mówi swoim uczniom także o jego relacji z nimi i wynosi ich do rangi swoich przyjaciół, zaufanych, którzy znają jego nauki i przesłanie. Po raz kolejny pojawia się tutaj odniesienie do dualizmu znanego ze Zwojów Morza Martwego, gdy Jezus mówi uczniom, że nie należą już do tego świata. Rozdział kończy się modlitwą do Ojca z której wynika, że Jezus wypełnił swoją misję na Ziemi. Prosi Ojca o zachowanie Apostołów od „złego” i o zjednoczenie i zbawienie wszystkich, którzy zawierzyli jego słowom. Pada przy tym porównanie wiernych do relacji jaką Jezus ma z Ojcem. Łatwo można z tego wyczytać obietnicę zjednoczenia ludzi z Bogiem, najważniejsze chyba przesłanie rozdziału.

Potem pojawia się opis wydarzeń prowadzących do skazania Jezusa i jego męki. Pasja jest tutaj przedstawiona nieco inaczej niż w synoptycznych ewangeliach. Ukrzyżowanie jest ukazane jako medium, przez której Jezus wraca na należne mu miejsce i zasiada obok Ojca. Cierpienie jest tylko intermedium zakończonym triumfem i chwałą. Potem następuje opis zmartwychwstania i poruszające sceny spotkania Jezusa z Marią Magdaleną oraz wątpiącym Tomaszem, który pada przed Jezusem i uznaje w nim swego Pana i Boga. Co ciekawe, jest to jeden z nielicznych przypadków w Nowym Testamencie, w którym pojęcia te są ze sobą połączone.

Następny jest rozdział XXI, będący prawdopodobnie późniejszym dodatkiem. Jezus ukazuje się uczniom na Jeziorze Tyberiadzkim. Tutaj wychodzi kolejna różnica między Janem a pozostałymi ewangelistami - w jego narracji uczniowie opuścili Jerozolimę i powrócili do Galilei, gdzie wrócili do pracy jako rybacy. Apostołowie na początku nie poznają Chrystusa, ale, znowu nie wymieniony z imienia „umiłowany uczeń” dostrzega, że przybysz to Jezus. Chrystus zwraca się do Piotra z prośbą o zajęcie się wiernymi, mówiąc „Paś owce moje!”.

Podsumowując: Ewangelia Jana jest najbardziej rozwiniętą i teologicznie zaawansowaną z całej czwórki. Przede wszystkim bardziej skupia się na ukazaniu relacji Jezusa z Bogiem i otwarcie przypisuje mu boski lub nieomal boski status. Poza tym jednak jest swego rodzaju dramatem z wartką akcją, a autor posuwa się nawet do refleksji nad prawdziwą naturą Jezusa i jego misji, zasiewając niejako ziarno zwątpienia. Inaczej przedstawia również nauczanie Jezusa, kładąc nacisk na zbawienie i nagrodę w życiu wiecznym, zamiast na nieuchronne nadejście Królestwa Bożego i jego panowanie na Ziemi. Jezus, jawiący się dotychczas raczej jako apokaliptyczny prorok, zostaje tutaj przedstawiony jako Zbawca Ludzkości, mający bezpośredni kontakt z Ojcem. Ewangelia odpowiada na niektóre pytania, ale tworzy także nowe - jaka dokładnie jest relacja Syna z Ojcem? czy znajdują się na tym samym poziomie? Jaka jest relacja między Jezusem człowiekiem a Jezusem bogiem?

Jak już jesteśmy przy Ewangelii Jana, wypadałoby powiedzieć kilka słów na temat jego listów. Zwłaszcza, że odcinek, póki co, jawi się jako nieco przykrótki. Zdaniem większości uczonych listy zostały napisane mniej więcej w tym samym czasie co Ewangelia. Istnieje również teoria mówiąca, że listy pojawiły się między spisaniem rdzenia Ewangelii, a dopisaniem rozdziału XXI. Nie jest to jednak jakoś szczególnie istotne, bo wychodzi mniej więcej na to samo. Pierwszy list zaczyna się od napomnienia i wezwania wiernych aby w swym życiu naśladowali Chrystusa.

Ostrzeżenie to jest o tyle zasadne, że wspólnota staje w obliczu nadejścia Antychrystów, co z kolei zapowiada nadejście czasów ostatecznych. Zabieg taki nie jest niczym wyjątkowym i był często stosowany przy okazji poważniejszych konfliktów, miał na celu zmobilizowanie wiernych do życia w zgodzie z zasadami. Oczywiście tymi, które pisarz danego apelu uważał za jedynie słuszne. Kim są rzeczeni Antychryści? To ludzie, którzy kiedyś wchodzili w skład wspólnoty, ale odbili od niej i teraz głoszą odmienne nauki. Ci, którzy pozostali są ich przeciwieństwem i dzięki życiu w zgodzie z ortodoksją już żyją w stanie łaski i są bliżej Boga. Prawdopodobnie jest to odbicie jakiejś schizmy, do której doszło w ramach grupy.

Wiele miejsca zostaje poświęcone bożej miłości, która, choć niewidoczna, działa w ludziach gdy miłują swoich bliźnich. Jest ona opisana jako siła, która pozwala na czynienie dobra względem siebie i otoczenia. Aby jednak było to możliwe, wierny musi uznać Jezusa za Syna Bożego (już nie w żydowskim, a chrześcijańskim ujęciu). Ci, którzy tego nie robią są Antychrystami, nawet jeśli utrzymują, że przemawia przez nich Duch. Jedyna droga do poznania Jezusa wiedzie przez krew i wodę (nawiązanie do krwi i wody, które wg. ewangelicznej relacji wypłynęły z rany Chrystusa). Po raz kolejny Jezus zostaje przedstawiony jako pośrednik między Bogiem, a ludźmi.

Drugi list Jana jest zaadresowany do „Pani”, której autor przypomina o znaczeniu przykazania miłości. Prawdopodobnie jest to zwrot do wspólnoty (której głową, być może, była kobieta) żyjącej w pewnym oddaleniu od wspólnoty autora. List ten również zawiera ostrzeżenie przed antychrystami głoszącymi fałszywe nauki. Ich cechą rozpoznawczą jest odrzucanie poglądu, iż Jezus przyszedł na świat w ciele ludzkim. Trzeci, krótki list jest adresowany do Gajusa i zawiera podziękowania za gościnę z jaką wspólnota adresata przyjęła misjonarzy wysłanych przez grupę autora. Ostrzega również przed niejakim Diotrefesem i jego wspólnotą.

Między listami a Ewangelią jest tyle podobieństw jeśli chodzi o sformułowania, tematykę i styl, że uczeni przyjmują, iż powstały one w ramach jednej i tej samej wspólnoty. Różny jest tylko cel spisania tych dzieł. Ewangelia powstała najprawdopodobniej jako zbiór i ujednolicenie tradycyjnych podań w celu nadania im w miarę spójnego przesłania. Listy zaś zostały napisane w reakcji na kryzys i schizmę do jakiej doszło. Część członków tej grupy miało inną wizję Chrystusa i zasad, które powinny obowiązywać, w związku z czym odeszli od niedawnych towarzyszy i założyli niejako konkurencyjną/konkurencyjne kongregacje. Nacisk kładziony na miłość bliźniego, obecny w listach, jest odczytywany jako potępienie dla odstępców, którzy wyłamując się ze wspólnoty, porzucili swoich braci i siostry, a więc złamali to przykazanie.

Listy nie mówią wiele o różnicach, które spowodowały rozłam w we wspólnocie autora. Pojęcia takie jak ortodoksja czy herezja wówczas jeszcze nie istniały, nie było ustalonych dogmatów, kanonu pism, katechizmów, jasnej i szeroko akceptowalnej hierarchii, autorytetów itp. Wczesne chrześcijaństwo, to zjawisko bardzo płynne, o czym często zapominamy. Chrześcijanami byli ci, którzy używali takiego miana, nawet jeśli prezentowali poglądy dziś absolutnie nie kojarzące się z tą religią. Oczywiście widać pewien ruch, nazywany przez badaczy „proto-ortodoksyjnym”, z którego wyrośnie to, co później określone zostanie mianem ortodoksji, ale nie miał on żadnej mocy sprawczej i nie mógł kontrolować wspólnot, których interpretacja Biblii i życia Jezusa była inna.

Materiał którym dysponujemy pozwala nam przypuszczać, że „rozłamowcy” optowali za jakąś wersją doketyzmu. Doketyzm to zbiorcze określenie ruchów, które cechowała wiara w to, że Chrystus nie posiadał ziemskiego ciała, że było ono tylko złudzeniem. Nie było zatem męki ani śmierci, gdyż cierpienie było tylko iluzją. Doketyzm przybierał różne formy, a najpopularniejsze z nich omówimy przy okazji tzw. Ewangelii Piotra, a ta z kolei pojawi się już niedługo, może nawet w następnym odcinku. Domniemany doketyzm „rozłamowców” nie był jedynym problemem. Utrzymywali oni także, że swoją naukę otrzymali poprzez kontakt z Duchem Świętym, czyli dokładnie tak jak nauczał Chrystus w ewangelii wg. św. Jana.

Był to problem poważniejszy niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka. Skoro objawienia dotyczące sposobów postępowania i prawd wiary pochodzą od Ducha, to co w przypadku gdy są one sprzeczne z wcześniejszymi naukami? I jak sprawdzić, czy ktoś rzeczywiście doznał objawienia, a nie zmyśla albo też jego objawienie nie jest fałszywe za sprawą kontaktów z „siłami nieczystymi?”. Zdaniem autora listów należy opierać się na wierzeniach wywodzących się z tradycji, z tego „co było na początku”. Ale jak ma się to do słów Jezusa o Pocieszycielu, czyli Duchu? Rozstrzyganie tego problemu, o ile w ogóle jest możliwe, wykracza daleko poza założenia tej serii. Chodziło mi tylko o zasygnalizowanie problemu.

Ważność listów Jana nie polega na proponowanych tam rozwiązaniach, ale na zaświadczeniu o ożywionym i bardzo niejednorodnym w treści i formie życiu religijnym wczesnych wspólnot chrześcijańskich. Pokazuje także jak olbrzymim problemem było osiągniecie jedności co do interpretacji tradycji i pism, a nawet określenie tego, co można za tradycję i kanoniczne pisma uznać.

Czy ktoś, kto zaczytywał się w pismach Marcjona, a nie Piotra mógł nazywać się chrześcijaninem? Która wizja apokalipsy była prawdziwa? Janowa czy Piotrowa? A jeśli już wybierzemy to na jakiej podstawie? Kto powinien decydować o tym co jest prawidłowe a co nie? Jeśli już ustalimy co, to czy zasadne jest narzucanie komuś poglądów i wierzeń? Jeśli tak, to jak? Jak pilnować żeby wspólnoty trzymały się ustaleń? Też widzicie więcej pytań niż odpowiedzi?

Kurde, nawet to ostatnie zdanie było pytaniem. Podsumowując ponownie: w tym odcinku zobaczyliśmy, że poglądy teologiczne wspólnot chrześcijańskich zaczynają ewoluować i powoli przypominać to, co dzisiaj znamy pod pojęciem chrześcijaństwa. Poglądy te były formułowane coraz wyraźniej, co doprowadziło do zerwania z judaizmem i wyodrębnienia się chrześcijaństwa jako osobnego ruchu, nadal mocno opartego na tradycji żydowskiej, ale już wykraczającego poza jej ramy. Dowiadujemy się także o rodzących się różnych interpretacjach chrześcijaństwa i poważniejszych rozłamach. Czym one były i jak wyglądały dowiemy się w kilku następnych odcinkach, w których omówimy sobie nieco tak zwane apokryfy, fałszerstwa i proces kształtowania się czegoś, co dzisiaj nazywamy ortodoksją i kanonem.

#gruparatowaniapoziomu #chrzescijanstwo #katolicyzm #niedoszlahistoria #historia #4konserwy #neuropa

PS. Tradycyjnie proszę o wypunktowanie znalezionych błędów (nie tylko ort. czy stylistycznych, jeśli widzisz coś co choćby wydaje Ci się błędem merytorycznym, też daj znać). Również tradycyjnie, wielkie dzięki dla @robson7 za szukanie i poprawianie błędów .

Jan Ewangelista przedstawiony ze swoimi symbolami: orłem i piórem
niedoszly_andrzej - Ewangelia Jana jest nieco inna niż pozostałe trzy, a różnica nie ...

źródło: comment_H8VUWcWLQ4sqKKNY4d5Vi2I8Ovbqheby.jpg

Pobierz
  • 13
@niedoszly_andrzej: co ciekawe, różne są wersje wstępu Ewangelii wg św. Jana. Klasycznie jest tak:

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła.


A z kolei w
@niedoszly_andrzej św Jan pisał Ewangelię kilkadziesiąt lat po śmierci Jezusa. Pisał Ewangelie swobodnie i bez obaw o prześladowania, bowiem wiekszosc ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń już nie żyli. Ponad to ewangelia Jana jest trudniejsza i bardzie mistyczna.

W ogóle to w twoich analizach widzę tylko pewien rys historyczny teoretyczny, brak tu najważniejszego - wiary w prawdy głoszone przez Kościół katolicki.
Pisał Ewangelie swobodnie i bez obaw o prześladowania, bowiem wiekszosc ludzi, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń już nie żyli.

@Le_Kuak: to, że świadkowie nie żyli (może poza kilkoma wybrykami natury którzy dożyli setki albo okolic) ma się nijak do prześladowań lub ich braku. Chrześcijanie spotykali się z prześladowaniem nawet z 200 lat po wszystkim. Wtedy to już na 100 procent żaden świadek wydarzeń nie żył.

Ponad to ewangelia Jana jest trudniejsza
@Walther00: dzięki staram się, ale aż tak daleko bym nie szedł, po prostu na temat początków chrześcijaństwa (nie tylko, rzekłbym nawet, że chrześcijaństwa w ogóle) krąży po necie tyle bzdur, że człowiek który przeczytał na ten temat choćby jedną poważniejszą pracę historyczną łapie się za głowę. Nie jestem żadnym autorytetem ani specem, sam wielu rzeczy się uczę przy okazji pisania. Tak zwane win- win.
@Walther00: samej książki nie czytałem, ale ta koncepcja Pandery/ Pantery jako ojca Jezusa jest, w świetle znanych mi opinii, bardzo mało wiarygodna. Jej korzenie sięgają żydowskiej parodii ewangelii znanej jako Toledot Yeshu, spisanej ostatecznie w okolicach X/XI wieku, ale wiele wskazuje na to, że różne jej formy mogły być w obiegu już od IV wieku.

Datowanie to jest największy zarzut, obok faktu, że historia te powstały w celu zdyskredytowania i ośmieszenia
@Daxxx: o teologii mam pojęcie bardzo nikłe i nawet tego nie ukrywam. interesuje się historia i ta nią się tutaj głównie zajmuje. Studiowałem, ale nie widziałem w tym przyszłości i ostatecznie skończyłem inne studia. Teraz tylko hobbystycznie, popularyzatorsko, ale też z zastrzeżeniami, że jakimś wszechwiedzący kumatixem nie jestem.
@niedoszly_andrzej: Rozumiem. Mega ciekawe rzeczy piszesz. Od jakiegoś czasu szukam książki na temat historii kościoła. Mógłbyś coś polecić? Wiem, że to temat rzeka, jednak chciałbym poznać ogólną historię wraz z soborami i rozprawą z różnymi mitami w stylu mroków średniowiecza itp.
@Daxxx: nie czytałem nigdy książki która całościowo omawiałaby historię kościoła. Po pierwsze nie interesuję się zbytnio dziejami kościoła. Po drugie jest to instytucja z ponad 1,5 historią a ja nie lubię takiego skakanie po epokach, wychodzą wtedy straszne ogólniki a autor nie ma miejsca żeby wytłumaczyć w jaki sposób doszedł do swoich wniosków (albo inni badacze). A to, to znaczy ten proces "robienia historii" jest dla mnie najciekawszy. Co do początków