Wpis z mikrobloga

Już w sobotę czeka nas trudny mecz w Kielcach, który przecież równie dobrze możemy przegrać, a Górnik dzień wcześniej wygrać z Jagą.

~ ja niespełna tydzień temu

W takich sytuacjach nie lubię mieć racji, no ale cóż. Wykrakałem. Mimo że Legia przegrała i wróciła na drugie miejsce, nie zamierzam rozdzierać szat. Z przegranych meczów w tym sezonie, ten był zdecydowanie najlepszy. Do tej pory za takowy uchodziło 0:1 z Jagą, ale tu gra była o dwa poziomy wyższa, i to z obu stron. Zresztą nawet w kilku wygranych meczach Legia grała gorzej niż dzisiaj.

Przy statystykach Legii rozprawiamy m.in., jak dużo ma zwycięstw oraz jak dużo porażek. Wychodzi z tego pomijany często wniosek, że jest niezwykle mało remisów. W tym sezonie w lidze tylko jeden, i to z Koroną. Teraz była szansa na powtórkę i szczerze mówiąc, nie obraziłbym się za taki rezultat. Sądzę, że sprawiedliwie oddawałby przebieg meczu. Z tych meczów, które zostały nam do końca roku, to właśnie dzisiejsza strata punktów jest najłatwiejsza do zaakceptowania, zwłaszcza po takiej grze. Potem tak naprawdę nie będzie miejsca na wpadki.

Z jednej strony szkoda, że ani dzisiaj, ani z Jagą nie udało się stykowego meczu choćby zremisować. Jeśli żyjemy tym co tu i teraz, to te dwa brakujące punkty dałyby nam obecnie lidera. Ale też wiele wyrównanych meczów wygraliśmy, co jednak daje dużo większą wartość niż dwa czy trzy remisy. Nie brakowało nam przy tym szczęścia. Dzisiaj karta się odwróciła i wyczerpaliśmy chyba limit pecha za obecną rundę, zarówno dotychczasowe mecze, jak i – mam nadzieję – te, które jeszcze przed nami w tym roku.

Gdy spojrzy się na mecz z perspektywy Legii, można go streścić tak – dwie kontuzje kluczowych zawodników, słupek, poprzeczka i stykowe sytuacje ze spalonymi rozstrzygnięte na korzyść Korony. O sędziowaniu jeszcze będzie, ale nie więcej niż to konieczne. Jedyne, co w tym meczu naprawdę dobrze się dla nas ułożyło, to początek, bo w lidze nie strzeliliśmy jeszcze tak szybkiego gola w tym sezonie. Zresztą…

Wyobraźmy sobie, że mecze piłkarskie trwają po 40 minut.
Górnik przegrywa 0:1 z Jagiellonią.
Legia wygrywa 1:0 z Koroną.
Po tej kolejce ma 34 punkty, Jagiellonia 30, a Górnik 29.

Nie przedstawiam tej sytuacji po to, aby jakoś specjalnie fantazjować. Zainspirowały mnie do tego liczne komentarze, z których już po tak krótkim czasie wynikało, że Górnik spuchł, a Legia już ma autostradę do mistrzostwa. Dlatego zawsze wstrzymuję się z pisaniem w trakcie meczu, żeby nie wyjść na idiotę. Doskonale wychodzi mi to przecież potem w nocy.

Tak dobrze nie jest, choć i tak widać wyraźną poprawę na tym etapie sezonu. To nie pierwszy raz. I tutaj bardziej wartościowy jest komentarz @peetee, który też zauważył, jak to się układa. Teraz jest o tyle łatwiej, że nie ma pucharów – są mecze co tydzień, a to duża różnica. Jozak powinien być wychwalany dopiero po zdobyciu mistrzostwa, ale tak naprawdę to dopiero po przejściu przez eliminacje europejskich pucharów, a potem skuteczne łączenie gry w Europie i w lidze. W ostatnich latach tylko Magierze się to udało, biorąc poprawkę na to, że graliśmy w LM i tam te 4 punkty były ogromnym sukcesem. Natomiast latem tego roku już sobie nie poradził i musiał odejść. Tak więc w Legii wcale nie jest tak łatwo. Nie sposób o sezon, który zadowoli wszystkich. Nawet jeśli będzie dublet w kraju, a w pucharach np. awans do wiosennej fazy, to może być narzekanie, czemu w lidze nie ma 20 punktów przewagi, a w Europie np. ćwierćfinału. Oczekiwania są duże, a Legia nie jest na tyle silna, aby móc wszystkim sprostać.

Nie znajdujemy się jeszcze w optymalnej formie ani nie możemy wystawić najlepszego składu. Dziś w trakcie meczu wypadli Gui oraz Hama, a w ogóle nie mogli zagrać Pazdan, Jędrzejczyk i Radović, do tego przez problemy z Nagyem też tracimy wartościowego zawodnika. Berto i Chukwu tutaj pomijam, bo oni nigdy nie stanowili o naszej sile. Natomiast brakowało zawodników, którzy wiosną grali często (tylko Nagy wskoczył do składu w połowie rundy, reszta grała cały czas) i przyczynili się do mistrzostwa. A ci, którzy wypadali słabiej, jak Jędza czy Rado, swoją wartość udowadniali wcześniej. Już nawet nie przypominam o transferach z klubu w ciągu ostatniego roku. Po prostu zwracam uwagę na to, że przy tych wszystkich brakach, a także kontuzjach w trakcie tego meczu, nasz skład w drugiej połowie był lekko przerażający. Jakby to uwzględnić, to tym bardziej gra nie wyglądała źle. Natomiast na pewno brakowało szerszej ławki – to, że takową mamy, jest mitem, który trzeba regularnie obalać.

Jozak stawia od dłuższego czasu na ten sam zestaw zawodników i był w stanie te braki przykryć. Czasami jednak wychodzą. Mimo wszystko dziwię się jego dzisiejszym zmianom. W Szczecinie mu one wyszły, a tutaj – po fakcie, czyli meczu przegranym – sądzę, że mógł to rozegrać lepiej. Przy 2:2 za Hamę wchodzi Kopczyński, a Sadiku gdzieś o 10-20 minut za późno. Bierze też na ławkę Szymańskiego, ale zupełnie z niego nie korzysta. Akurat on poprzednio nie pokazywał, że zasługuje na grę, ale wreszcie dał pozytywny sygnał w meczu Ligi Młodzieżowej z Ajaxem.

Chcę jedną rzecz podkreślić, żeby była ona jasna. Zarówno Legia, jak i Korona, zagrały bardzo dobry mecz. Tak, czyli Korona też. Nie wiem, czy o tyle lepiej od nas, aby wygrać, ale po prostu doceniam ten zespół. Robiłem to już latem po meczu u nas, jak i dawałem to do zrozumienia we wcześniejszym wpisie. Natomiast z naszej strony żałuję przede wszystkim końcówki pierwszej połowy. Na ogół najbardziej jest mi żal niewykorzystanych przez nas sytuacji, ale nawet gdybyśmy byli choć trochę skuteczniejsi, to mogłoby to niewiele zmienić. Daliśmy się nieco stłamsić, a strata dwóch goli tak szybko nie powinna się przytrafić. W tej serii zwycięstw mieliśmy kilka trudniejszych momentów, ale nie aż takich. Pod względem wyników tylko Pogoń była w stanie wyrównać, ale w dość niezrozumiały sposób udało nam się wtedy otrząsnąć, choć niewiele na to wskazywało. Niestety znowu zaprzepaszczamy prowadzenie. Tak było i w pierwszym meczu z Koroną, i ze Śląskiem, jak również choćby z Sheriffem… Nie potrafiliśmy utrzymać ani 1:0, ani 2:2, które też nie było korzystne, ale i tak lepsze niż porażka. Ani razu też nie odwróciliśmy wyniku, gdy przegrywaliśmy. Ostatni raz udało nam się to w Poznaniu w kwietniu tego roku, a z Wisłą Kraków w grupie mistrzowskiej osiągnęliśmy remis. Od tego czasu minęły 23 mecze ligowe. Każdy, w którym przez jakąś część meczu przegrywaliśmy (niekoniecznie taki, w którym traciliśmy jako pierwsi gola), kończyliśmy porażką.

Przy okazji meczu skomentuję też kilka spraw z tygodnia. Coraz głośniej mówi się o tym, że Malarz miałby odejść, bo koniecznie musi przyjść Boruc albo Majecki. Odpowiem na to tak – jakakolwiek zmiana zimą byłaby dla mnie niezrozumiała. Mamy znacznie poważniejsze problemy sportowe, a tę decyzję można spokojnie odłożyć do końca sezonu. Niech Majecki broni jak najwięcej w Stali, a latem zobaczymy, z kim przyjdzie mu rywalizować i jakie ma szanse. Po tym, jak mieliśmy kryzys na początku i w środku rundy… Może nie miałem pretensji, ale wskazywałem, że Malarz nie był w stanie nam wybronić żadnego meczu – co potrafił robić wcześniej, np. w eliminacjach LM czy grupie mistrzowskiej w zeszłym sezonie. Teraz wrócił do tego. O ile z Górnikiem nie miał wiele do roboty, to tutaj miał kilka fantastycznych interwencji, jedną lepszą od drugiej. I tak to się ułożyło, że wtedy nie puścił żadnego gola, a ludzie mieli do niego pretensje o wypluwane piłki, a tutaj bronił świetnie i przyjął trzy sztuki. Szkoda go, a w takiej formie, w jakiej jest, po prostu zasługuje na pozostanie w Legii. A na tej pozycji wiek naprawdę nie jest najważniejszy. Odmładzanie składu można zacząć gdzie indziej.

Defensywa tak naprawdę nie zagrała znacząco inaczej niż w poprzednich meczach. A to dlatego, że jej znakiem charakterystycznym stała się gra na spalone. Do tej pory sprawdzało się to bardzo dobrze, tym razem nie wypaliło. To jest ryzyko, które niesie za sobą określone skutki – pozwala na większe zyski, ale też może oznaczać większe straty w przypadku niepowodzenia. Niestety, jeśli przeciwnik wykorzysta nawet najdrobniejszy błąd w naszym ustawieniu, to potem jest to nie do uratowania. Inną sprawą jest, jak sytuacje z dzisiejszego meczu powinny zostać ocenione, ale obiecałem, że jeszcze się do tego odniosę. Po bardzo dobrym meczu z Górnikiem na pewno muszę zganić Astiza, który przegrywał mnóstwo pojedynków powietrznych i nie potrafił powstrzymać zagrożenia, które szło po tych wszystkich wrzutkach. Dąbrowski był lepszy, grał sporo na wyprzedzenie w stylu Pazdana, ale nie ustrzegł się błędów – choćby tego, po którym była sytuacja z podwójną interwencją Malarza. Po serii niezłych meczów naszej defensywy tym razem było zauważalnie słabiej. Od meczu z Pogonią minęły trzy tygodnie, a Pazdan nadal nie może grać… Jest to cokolwiek niepokojące.

Oczywiście skoro były dośrodkowania, to ktoś musiał do nich dopuszczać, i niestety nasi boczni obrońcy też nie popisali się w defensywie. Wszystkie gole dla Korony poszły po akcjach ze strony Hlouska, a Broź często zawężał pole gry, tyle że nie zawsze ktoś go asekurował. Przy golu na 2:1 znajdował się w środku, a jego pozycję zajmował Kuchy – ale tylko zajmował, bo nie szedł do końca za Kallaste. W ofensywie warto zwrócić uwagę na jedno dobre dośrodkowanie Hlouska do Guilherme i to chyba tyle.

Środkowi pomocnicy radzili sobie ze zmiennym szczęściem, choć wydaje mi się, że lepiej było, zanim na boisko wszedł Kopczyński. Zwłaszcza pierwsze minuty były dobre, i w wykonaniu Mąki, i Moulina. Francuz coraz lepiej odnajduje się pod bramką rywala, wcześniej nie bywał aż tak widoczny w polu karnym, a teraz często dochodzi do dobrej sytuacji. Dziś mógł się pokusić przynajmniej o jednego gola. Im dalej w las tym było jednak gorzej, i na pewno końcówka będzie psuła wrażenie, które summa summarum powinno być dość przeciętne.

Guilherme jak gra, każdy widzi. Dziś znowu było go pełno na boisku, wyprowadził kluczową kontrę, wchodził w pojedynki i wygrywał je, potrafił też pograć zespołowo. Dlatego tutaj nie ma się co powtarzać, zwłaszcza że grał tylko 45 minut. Odnośnie kontraktu – przedłuża go tak już mniej więcej od roku i do tej pory tego nie zrobił. Skoro tak, to pewnie tutaj nie zostanie. Może coś zmieni się w ostatniej chwili z powodów osobistych, ale to kolejny przykład na to, jak ciężko jest tutaj utrzymać najlepszych zawodników. Ludzie dziwią się, czemu ciągle gra Kucharczyk, a on po prostu nie jest ani tak dobry, żeby wziął go lepszy klub, ani tak słaby, żeby Legia sama się go pozbyła. Teraz mamy kilku darmozjadów na długich kontraktach, co być może miało być próbą uniknięcia powtórki sytuacji z Gui czy Odjidją. Jeśli Brazylijczyk odejdzie, to będzie szkoda i jego, i niezarobionej kasy na nim. Legia zainwestowała w niego, a jak źle pójdzie, to ta inwestycja się nie zwróci – pod względem finansowym, bo w kwestiach sportowych mimo wszystko powinien być dobrze oceniany za całokształt.

Napomknąłem o Kucharczyku i cóż… Znów nie miał swojego dnia. Nie można odmówić mu walki, jak zresztą całemu zespołowi, ale nie szło mu. Niekoniecznie był najgorszy, ale mógł przesądzić wynik na naszą korzyść – trafiłby do bramki zamiast w słupek i upilnowałby Kallaste… Wówczas byłby bohaterem, a tak to niestety. Wydaje się być za mało wykorzystywany przy grze z kontry. Z plusów mogę wymienić odbiór piłki przy drugim golu i oddanie jej do Pasquato – udział niewielki, ale jest.

W przypadku Hamalainena też musiałbym się mocno powtarzać, dlatego dziś ograniczę się do pochwał za gola i asystę oraz mądrą grę. Miał mało strat, potrafił się utrzymać przy piłce i napędzić grę. Wbrew pozorom, w polu karnym mógł zachowywać się lepiej. W kilku sytuacjach w pierwszej połowie zabrakło mu zdecydowania. Aktualnie ciężko wyobrazić sobie pierwszy skład bez niego, nawet jeśli nie strzela po dwa gole w meczu. Może i mógłby, bo ma instynkt i potrafi się znaleźć, ale nie jest aż tak skuteczny.

Skuteczność to akurat dobra cecha Niezgody, który po krótkiej przerwie znowu trafił i mocno go to ratuje. Trzymam za niego kciuki, oczywiście jak za każdego piłkarza Legii, a to jeden z takich zawodników, który w naturalny sposób wzbudza sympatię. Natomiast druga połowa była w jego wykonaniu najgorszym występem w Legii. Co nie dotknął piłki to stracił, w najlepszym razie potrafił wywalczyć faul, ale po prostu nic mu nie wychodziło. Na przestrzeni całego meczu brakowało mu też lepszego ustawienia albo zabrania się z piłką, przez co ograniczył sobie liczbę dobrych sytuacji tak naprawdę do jednej. Dla mnie jest to do przyjęcia, jeśli nadal będzie strzelał, ale na drugą połowę potrzebowaliśmy bardziej napastnika w stylu Sadiku. Dlatego dziwię się, że wszedł tak późno.

Jeszcze koniecznie słowo o Pasquato. Wreszcie można z czystym sumieniem napisać – dobry mecz Włocha. Obawiałem się o niego, wchodził za kluczowego gracza w trudnym momencie, a widać, że potrzebuje warunków cieplarnianych. Tymczasem poradził sobie dużo lepiej niż można było przypuszczać. Asysta to jedno, ale potem popisał się jeszcze lepszym podaniem do Kucharczyka, a także kilka razy znakomicie wyprowadzał piłkę spod naszego pola karnego. Nie brakowało mu fantazji ani odwagi. A przecież grał na skrzydle, czyli pozycji, z którą raczej go nie kojarzymy. Nie wiem, co Jozak robi w tym miejscu boiska z nimi na treningach, ale ewidentnie i ostatnio Hama, i dzisiaj Pasquato dobrze tam wyglądali. Takie występy dają nadzieję, ale dopóki nie zostaną potwierdzone w kilku kolejnych meczach, niewiele będziemy z tego mieli.

Już praktycznie koniec. Jeszcze trochę o kontrowersjach. Osobiście uważam, że za dużo jest dyskusji na ten temat, bo po prostu był fajny mecz, i to temu należy się najwięcej atencji. Nie mam pretensji o gola na 2:1 – bardzo stykowa sytuacja, i to dobrze rozstrzygnięta. Natomiast już do trzeciego gola nie powinno było dojść. Nawet bez linii same powtórki były dość ewidentne. I teraz cóż… sporo osób uważa, że w ogóle jako kibice Legii nie powinniśmy takich rzeczy podnosić, bo niby to nam sprzyjają. No tak. Gdy są takie błędy na naszą korzyść, to jest pomoc, gdy VAR anuluje błędną decyzję, która byłaby na naszą niekorzyść to też jest pomoc, a gdy jest błąd przeciwko nam, to jest to zgodne z duchem gry i należy się nam za poprzednie lata.

Ja tam nikogo nie obwiniam, nie szukam spisków i tak dalej. Ale histeria wokół sędziowania w meczach Legii zrobiła się tak duża, że od roku praktycznie nie dyktuje się nam rzutów karnych i nikt nie widzi w tym nic złego, a wystarczy jakakolwiek decyzja na naszą korzyść i wszystkim odp…dala. Na błędne decyzje przeciwko nam podobno też narzekać nie mamy prawa. Dziś bardziej zwróciłbym uwagę na coś innego – bardzo twardą grę Korony, która zakończyła się u nas dwoma kontuzjami i była pewnym przekroczeniem granic. W ogóle nie wiem, czy akcja na 2:1 nie zaczęła się od faulu i o to prędzej bym miał pretensje niż o spalonego, którego nie było. Wiem, że tak się gra i trzeba być na to gotowym, ale sądzę też, że tutaj posunięto się odrobinę za daleko. I tak jak piszę – nie ma to związku z wynikiem, bardziej chodzi mi o zdrowie piłkarzy, bo jednak wykluczono nam w prosty sposób dwóch zawodników, którzy teraz będą musieli dojść do siebie.

Za tydzień czeka nas Sandecja, gdzie pewnie pod względem walki nie będzie inaczej, więc zaskoczeni być nie możemy. Natomiast już we wtorek Bytovia w Pucharze Polski. Nikt nie wyobraża sobie, aby nie przypieczętować przy Ł3 awansu, ale samo się to nie zrobi. Warto przyjść i obejrzeć paru zawodników, którzy pewnie znowu po dłuższej nieobecności dostaną swoją szansę. Zwłaszcza chciałbym zobaczyć Czerwińskiego w grze, no i w końcu Nagya. Niby wrócił z rezerw, ale w lidze nie siada nawet na ławce. Szkoda byłoby go zmarnować, ale widoki nie są za dobre, skoro wciąż nie ma poprawy. To będzie istotny mecz w kontekście zimy, gdzie trzeba będzie podejmować decyzje kadrowe. Zanim jednak tym się zajmiemy, trzeba wygrać jeszcze parę meczów, bo na boisku wciąż jest trochę roboty do wykonania.

#kimbalegia #legia
  • 2