Wpis z mikrobloga

W dzisiejszym odcinku nakreślimy sobie trochę sytuację w jakiej żyli chrześcijanie w II wieku i problemy z jakimi się borykali. Będzie trochę o cesarstwie, konwersji i dużo o stosunkach z Żydami, bo stulecie to było kluczowe w wyodrębnieniu chrześcijaństwa jako samodzielnej religii. Chrześcijaństwo nie operowało w próżni i musimy co nieco wiedzieć o wydarzeniach w Cesarstwie w II wieku. Jest to okres w którym zatrzymuje się rzymska ekspansja na szeroką skalę. Symbolem tej zmiany jest Wał Hadriana, obrazujący zmianę polityki z ekspansywnej na skupioną na obronie granic. Hadrian jest również dobrym przykładem na rzymską fascynację helleńskim Wschodem. Był on częstym gościem greckich miast gdzie lubił wdawać się w debaty z filozofami i ludźmi kultury.

Różnice między grupami wczesnochrześcijańskimi były już wielokrotnie przywoływane, ale warto zrobić to po raz kolejny żeby zwrócić uwagę, że wynikało to nie tylko z płynności doktryny chrześcijańskiej, ale także z charakteru cesarstwa. Często wyobrażamy sobie Imperium Romanum jako wysoce scentralizowane i zbiurokratyzowane państwo. Współcześni historycy lubią jednak podkreślać, że w rzeczywistości była to wspólnota ośrodków miejskich, a ciężar administracji i utrzymania spoczywał raczej na elitach lokalnych. Cesarstwo było zatem wielkim klasterem różnych kultur, sposobów uprawiania polityki, warunków ekonomicznych, religii, idei i języków- trwającym w jako takim sojuszu, który póki co opłacał się wszystkim albo chociaż większości (mniej lub bardziej).

W II wieku chrześcijaństwo na dobre wyszło poza swoje tradycyjne mateczniki i zanurzyło się w kulturze helleńskiej. Wcześniejsze prace przedstawiały pogląd, iż kultura ta w II wieku znajdowała się w kryzysie. Opinię taką wyrażał między innymi Edward Gibbon, autor absolutnego klasyka „Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego” i była ona powszechna. Z nowszych badań wyłania się jednak inny obraz wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Grecka kultura nadal była ekspansywna, świeża i buzowała nowymi pomysłami. Oczywiście świat helleński znajdował się wówczas pod kontrolą Rzymian, ale zdobywcy
cenili sobie jego osiągnięcia i jeśli chodzi o kulturę to raczej oni byli pod wpływem Greków niż Grecy pod ich.

Część historyków uważa nawet, że II wiek to okres w którym hellenizacja Wschodu dokonywała się jeszcze szybciej i miała większy zasięg niż za Aleksandra czy jego diadochów. Część zachodnia Cesarstwa, zwłaszcza Italia, również znajdowały się pod jej wpływem. Chrześcijaństwo nie mogło być wyjątkiem. Z czego wynikała ta siła oddziaływania? Między innymi z przejęcia i upowszechnienia przez Rzymian i innych mieszkańców cesarstwa greckiej paidei- modelu dobrego wychowania, edukacji i postępowania. Studiowanie greckich pisarzy i filozofów było nieodłączną częścią tego procesu. Paradoksalnie, rzymskie panowanie na Wschodzie zamiast latynizacji przyniosło dalszą hellenizację- zwłaszcza w Azji Mniejszej.

Jest to dla nas o tyle ważniejsze, że ten obszar Cesarstwa stał się areną chrześcijańskiej ekspansji. W 111 roku Trajan wysłał Pliniusza aby ten przyjrzał się sytuacji w Azji Mniejszej. Do Rzymu regularnie napływały bowiem skargi na nadużycia gubernatorów, łapówkarstwo, prywatę, marnotrawienie podatków etc. Pliniusz napotkał także na chrześcijan, a z jego korespondencji wiemy, że nie bardzo orientował się jak podejść do sprawy. Obraz wspólnot z jakimi miał kontakt jest ciekawy- Pliniusz widzi ich jako odrębną grupę, nie ma wzmianek o żydowskich korzeniach. Donosi także, że członkowie tego dziwnego kultu są rozsiani po rzymskich prowincjach i można ich znaleźć w każdym mieście, miasteczku a nawet na wsiach. Konwertytów rekrutują ze wszystkich klas społecznych.

Pliniusz donosił, że w trakcie przesłuchań chrześcijanie zaprzeczali jakoby ich działalność była wywrotowa albo mogła powodować negatywne konsekwencje. Z jego relacji wynika, że chrześcijanie spotykali się raz w tygodniu. W trakcie spotkania oddawali cześć Chrystusowi i składali przysięgi, że będą wystrzegać się złych uczynków. Oprócz tego organizowali także uczty zwane eucharystiami. Władze rzymskie zakazały tych aktywności podejrzewając, że mają one charakter polityczny. Trajan nakazał Pliniuszowi rozwagę w obchodzeniu się z chrześcijanami- ci którzy oddali hołd bogom lub wycofali się ze swoich wierzeń powinny
być puszczeni wolno.

Dlaczego władze rzymskie w ogóle interesowały się faktem istnienia tych wspólnot i czemu miały z nimi problem? No cóż… wbrew obiegowej opinii antyk nie był epoką racjonalnych mędrców spacerujących po ogrodach i prowadzących uczone dyskusje na ważkie tematy. To znaczy, tacy też byli, ale kultura, organizacja społeczna i polityczna starożytnych społeczności była przesiąknięta magią, kultami i irracjonalizmem do szpiku kości.

Wulgaryzując i upraszczając- tradycyjne wierzenia grecko- rzymskie zakładały, że świat istnieje ponieważ taka jest wola bogów. Dopóki ludzie czczą bogów i składają ofiary, dopóty panuje Pax Deorum i bogowie nie mają powodu aby niszczyć świat. Jeśli jednak ktoś obrazi bóstwa, mogą one szybko zmienić zdanie- chrześcijanie którzy odmawiali czci bogom byli więc nie jakąś tam sektą z egzotycznymi, dziwnymi wierzeniami tylko zagrożeniem dla samego trwania świata. Dość powiedzieć, że w starożytnych polis za ateizm karano śmiercią i było to jedne z najcięższych oskarżeń i stało się niejako rytualną obelgą. Na marginesie: chrześcijanie byli często oskarżani o ateizm.

Obiegowa opinia mówi także o tym, że Rzymianie byli tolerancyjni wobec innych ludów i ich wierzeń. O ile na poziomie państwa była to prawda (no chyba, że daną grupę wyznaniową postrzegano jako potencjalne zagrożenie tak jak w przypadku chrześcijan) o tyle Rzymianie (chodzi o osoby wychowane w kulturze łacińskiej, a nie o wszystkich obywateli Rzymu) często pogardzali innymi wierzeniami. Wystarczy poczytać co autorzy tacy jak np. Tacyt pisali o judaizmie czy kulcie Serapiona w Egipcie. Dla łacińskiej elity było to coś nielicytującego z ich statusem a kulty takie nazywali zabobonami (superstitio) i traktowali bardzo podejrzliwie.

To jednak nie koniec listy przewin. Za panowania Trajana uważano, że cesarze są w jakiś sposób związani z bogami. Jeśli ktoś nie oddawał czci bogom był podejrzany o nielojalność wobec władzy. Tytułowanie Chrystusa królem również nie budziło ciepłych skojarzeń u Rzymian. Dodajmy do tego, że na Chrystusa wyrok wydał przedstawiciel oficjalnych władz cesarstwa, uznając go tym samym za buntownika. Tytuł mesjasza, który był przez władze rzymskie utożsamiany z wiszącym w powietrzu powstaniem żydowskim, też nie brzmiał zachęcająco. I tak oto sam fakt bycia chrześcijaninem czynił danego osobnika wywrotowcem.

To wszystko nie znaczy jednak, że popularne wyobrażenia o prześladowaniu chrześcijan są prawdziwe. Gdy pojawia się taki temat w kontekście rzymskim wiele osób myśli, że były to działania zakrojone na szeroką skalę, scentralizowane i przeprowadzane z dużą dokładnością. Trochę pokutuje tutaj mit o którym już wspomniałem, a który utożsamia Rzym z nowoczesnymi biurokracjami. Tak naprawdę natomiast o większych, masowych prześladowaniach można mówić dopiero od III wieku. Z poprzedniego odcinka wiemy, że już w I wieku nie było łatwo, ale były to raczej lokalne problemy. Antychrześcijańskie edykty często łagodzili rzymscy gubernatorzy, zdecydowanie skłaniających się do zdania, że lepiej nie szukać problemów z lokalną ludnością dopóki grzecznie płaci podatki. Większość problemów wynikała raczej z konfliktów jakie rodziły się między chrześcijanami, a innymi grupami, które oskarżały ich o bezbożność, ateizm i inne takie.

Jeśli w I wieku, a przynajmniej przez jego znaczną część, ciężko mówić o chrześcijanach jako oddzielnej grupie to źródła z II wiek rysują zupełnie inny obraz. Chrześcijanie byli postrzegani jako samodzielny ruch i byli obecni w wielu miejscach. Nie wiemy za bardzo w jaki sposób dokonywała się ekspansja. Chrześcijańskie źródła z IV wieku przypisują sukces wędrownym kaznodziejom, którzy dzięki spektakularnym cudom byli w stanie nawracać całe społeczności. Powstało na ten temat wiele legend, jak na przykład ta z apokryficznych Dziejów Jana. Według opowieści gdy apostoł nauczał w Efezie poruszył także temat lokalnej świątyni Artemidy i powiedział, że zamieszkuje ją demon. W tym momencie budynek świątynny rozpadł się na kawałki i runął. Zgromadzeni słuchacze natychmiast uznali prawdziwość nauk Jana i nawrócili się.

Oczywiście opowieść ta, podobnie jak wiele innych jest czystą fantastyką, ale nie trudno wyobrazić sobie, że wędrowni misjonarze odegrali jakąś rolę w procesie konwersji innowierców na chrześcijaństwo. Potwierdza to zresztą Celsus, krytyk wczesnego chrześcijaństwa oraz teksty apokryficzne z II I III wieku. Jasne, że są one odrzucane przez badaczy jako rzetelne źródła odnośnie początków chrześcijaństwa i doktryny, ale są istotne jeśli chodzi o dokumentowanie życia, sposobów działania i myślenia wspólnot w których powstały i funkcjonowały. Na podobnej zasadzie jak fantastyczne teorie Kadłubka o pochodzeniu Polaków ciężko traktować jako poważne źródła odnośnie samego pochodzenia, ale są cenne jeśli szukamy informacji jak ówcześnie żyjący wyobrażali sobie swoją przeszłość i korzenie.

Z tych fantastycznych i apokryficznych opowieści o misjach wyłania się następujący wzorzec- apostoł przybywa do miasta, naucza i nawraca jakąś grupę. W jej skład wchodzi zazwyczaj kobieta z warstw wyższych. Często dochodzi do konfliktu między nią a jej mężem gdyż odmawia ona współżycia. Wściekły mąż wymaga na władzach aresztowanie i skazanie apostoła. Jest on przedstawiony jako burzyciel porządku, ktoś kto występuje przeciw utartym schematom. Jednym z najciekawszych tego typu utworów są Dzieje Pawła i Tekli. Opowiadają one historię Tekli, a więc kobiety, uczennicy świętego Pawła. W wielu kręgach były odczytywane jako legitymizujące kobiety w rolach kapłanów i z tego powodu spotkały się ze zdecydowaną krytyką ze strony proto- ortodoksów. Mimo to były popularne i czytano je po syriacku, łacinie i grecku. Jak coś chętnie opiszę je szerzej bo Ehrmann poświęca im cały podrozdział.

Wspólnoty tworzone przez charyzmatycznych, wędrownych misjonarzy musiały być jednak mało stabilne i bardzo plastyczne. Jak bumerang wraca tutaj kwestia płynności chrześcijaństwa, znana nam już aż za dobrze z I stulecia. Nie znaczy to jednak, że nie mogły przetrwać. Możemy odwołać się do lepiej poznanych i bardziej współczesnych przykładów, jak choćby kimbangiści. Nie będę się tutaj o nich rozpisywał gdyż zrobił to już kolega @luvencedus w jednym z wpisów z serii „Dasz wiarę?”- serdecznie polecam. Na każdą historię sukcesu przypadało jednak zapewne wiele porażek. Zapewne wiele z tych wspólnot szybko się rozpadła.

Studia nad konwersjami i religijnością są w ogóle bardzo trudne gdyż są to bardzo indywidualne sprawy. Literatura wczesnochrześcijańska wyróżniała kilka modeli takich jak: nawrócenie poprzez bezpośredni i niespodziewany kontakt z Bogiem, czego przykładem był Paweł; nawrócenie poprzez styczność z misjonarzem obdarzonym łaską czynienia cudów, czego przykłady mamy we wspomnianych już źródłach; w końcu nawrócenie w wyniku wewnętrznych poszukiwań i odkrywania samego siebie, jak na przykład Augustyn. W literaturze o wiele częściej jednak sięgano po motyw konwersji jako „prawdy uderzającej prosto między oczy” prawdopodobnie po to aby wyróżnić chrześcijaństwo z grona innych wierzeń i podkreślić jego rewolucyjność.

No właśnie, inne grupy- chrześcijaństwo nie działało przecież w próżni.Tradycyjnie ukazuje się je jako całkowicie nową jakość, coś czego świat antyczny nigdy wcześniej nie zaznał. Tymczasem jednak, gdy porównamy je do innych, współczesnych mu wspólnot wychodzi, że nie jest to do końca prawda. W tamtych czasach istniało wiele podobnych ruchów religijnych z rytuałami inicjacyjnymi, wspólnymi posiłkami, cyklicznymi spotkaniami, mistycyzmem, czekaniem na apokalipsę czy nawet kultem jednego boga.

Tak, jeden bóg nie był unikalną cechą wierzeń żydowskich i chrześcijańskich. W wielu wierzeniach pogańskich również pojawiła się idea najwyższego bóstwa, które jednak było tak abstrakcyjne i odległe, że nie dało się go inaczej poznać jak poprzez pośredników- boskie emanacje, anioły, proroków etc. Pochówki pogańskie z omawiangeo okresu mają często inskrypcje dedykowane „theos hypsistos”, „najwyższemu bogu”. Przyjęcie chrześcijaństwa przez pogan nie musiało być zatem taką rewolucją jak na pierwszy rzut oka mogłoby się nam wydawać.

Wydaje się zresztą, że kształtujący się kościół nie ułatwiał tego procesu i nie zależało mu wcale na tym żeby jak najszybciej nałapać jak najwięcej wiernych. Poświadczają to rozliczne dokumenty dotyczące konwersji. I tak na przykład dwa źródła z łacińskich wspólnot żyjących w III wieku w Rzymie i Kartaginie opisują przebieg zostawania chrześcijaninem- chętny musi stawić się przed komisją i potrzebuje kilku świadków, którzy poświadczą czystość jego zamiarów. Jeśli wykonuje zawód wymagający brania udziału w pogańskich rytuałach, musi z niego zrezygnować. Następnie następuje trzy letnia nauka i instruktarz, w trakcie których katechumen (osoba chcąca dołączyć do wspólnoty) musi prowadzić przykładne życie. Dopiero potem może dostąpić chrztu.

Wszystko ładnie i pięknie tylko dlaczego w ogóle ktoś mógłby chcieć przyjąć chrześcijaństwo? Jest to jak najbardziej zasadne pytanie, ale kwestia znalezienia odpowiedzi to już inna sprawa. Uczciwiej będzie powiedzieć, że nie dysponujemy przekonywującym wyjaśnieniem dla wszystkich przypadków. To znaczy uczeni twierdzą, że znają kilka dobrych powodów, ale to zasługuje na oddzielny odcinek. Tutaj ograniczymy się tylko do stwierdzenia, że wielu ludzi znajdowało dobre powody i chrześcijaństwo szerzyło się jak pożar. W różnych kulturach wyglądało to inaczej ale zasadniczo najwięcej wyznawców rekrutowało się ze Wschodu. Nie byli to jednak tylko Grecy, nowa religia przenikała także do innych miejscowych kultur, jak na przykład do syriackiej czy koptyjskiej. Dało to początek kilku różnym, odrębnym tradycjom, które swego czasu były bardzo wpływowe mimo, że dzisiaj są praktycznie nie znane wśród Europejczyków.

Syriaccy misjonarze nie próżnowali i działali także po za granicami swoich mateczników, z których najważniejszymi były Edessa i Nisibis. Działali na przykład w Armenii (tej historycznej, o wiele większej, nie ograniczającej się do tego co dzisiaj znamy jako Armenię) i to na tyle skutecznie, że na samym początku IV wieku król Tridates III przyjął chrzest. Docierali także do Aksum w dzisiejszej Etiopii, którego władcy również ochrzcili się w pierwszej połowie IV wieku. Ożywiona działalność misyjna doprowadziła do takiego rozrostu, że z czasem chrześcijaństwo syriackie rozpadło się na dwa nurty- wschodni i zachodni.

Bazą zachodniego była Syria a wschodniego Asuristan, północna część dzisiejszego Iraku. Obydwie te tradycje prowadziły misje nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale i Środkowym a nawet Dalekim. I tak na przykład wiemy, że w Persji w 235 roku działało 20 biskupstw. Mniej więcej w tym samym okresie chrześcijanie perscy zanieśli swoją religię na tereny współczesnego Kuwejtu, Bahrajnu i Kataru oraz do Arabii Szczęśliwej, czyli południa półwyspu Arabskiego. Na początku III wieku nawrócili jedno z królestw leżących na zachodnim wybrzeżu Indii, dając początek tzw. chrześcijanom św. Tomasza. W VII wieku perski chrześcijanin Alopen rozpoczął pierwszą, zakrojoną na szeroką skalę misję w Chinach. Kiedyś zacząłem o tym pisać na Wykopie (#nieeuropejskiechrzescijanstwo), ale potem przerwałem, na pewno do tego wrócę, ale wszystko w swoim czasie.

Tymczasem wróćmy do naszych wspólnot. Miejscem spotkań w II wieku były prywatne domy. Możemy się oczywiście domyślać, że spotkania odbywały się głównie w domostwach najbogatszych członków wspólnoty, bo dysponowali oni większą, nazwijmy to, powierzchnią użytkową. Pierwsze regularne miejsca kultu pochodzą dopiero z III wieku. Najstarszy znany nam „kościół” został odnaleziony w trakcie wykopalisk w Dura- Europos, osadzie nad Eufratem, którą Rzymianie zamienili na garnizon strzegący granicy z agresywnym państwem Sasanidów. Miasto było tyglem kulturowym, a wśród jego mieszkańców znajdowała się i grupa chrześcijan, szacowana na około 60 osób.

„Świątynia” ta, była zaadaptowanym domem mieszkalnym z dobudowanym baptysterium. Zachowały się fragmenty fresków przedstawiających Dobrego Pasterza, Marię w pustym grobowcu i Adama z Ewą. W kościele znaleziono również fragmenty papirusów zawierających modlitwy po hebrajsku i grecku. Co ciekawe kongregacja działała jawnie o czym świadczy krzyż namalowany na drzwiach. Prawdopodobnie rzymska administracja nie chciała antagonizować żadnej z grup żyjących w mieście z uwagi na zagrożenie perskie.

Nieopodal kościoła wznosiła się synagoga, będąca centrum życia lokalnej społeczności żydowskiej. Czyni to odkrycie z Dura-Euopos jeszcze ciekawszym, gdyż przywołuje wzajemne stosunki i relacje między chrześcijanami i żydami. O ile główny nurt chrześcijaństwa już wydzielił się z judaizmu to nadal mocno na nim bazował. Obydwie grupy odwoływały się do tych samych pism i bardzo podobnych wartości, tylko inaczej je postrzegały. Istniały wprawdzie mniejsze grupy takie jak na przykład ebionici, które próbowały się jeszcze trzymać żydowskiej tożsamości. Dla innych było już jednak jasne, że należą do oddzielnych
grup.

Ebionici podawali się za potomków pierwszych chrześcijan, wywodzących się z rodzin żydowskich, prawdziwych kontynuatorów dzieła apostołów. Nazwa wywodzi się z hebrajskiego „ebionim” oznaczającego „tych którzy są ubodzy”. Z racji korzeni do których się odwoływali, uznawali Jezusa jedynie za proroka, odrzucając jego ewentualną boskość, narodziny z dziewicy i opowieści o tym jak to Chrystus wypełnił i zniósł prawo. Ich pozycja nie była jednak zbyt mocna. Był to między innymi efekt wydarzeń z 135 roku. Szymon bar Kochba ogłosił się wówczas mesjaszem i stanął na czele kolejnego powstania żydowskiego przeciwko Rzymianom. Ci judeochrześcijanie którzy nie chcieli uznać go za zbawcę (a nie chcieli bo za takowego uważali Jezusa) stali się obiektem prześladowań, a nawet egzekucji.

Mało kto chciał identyfikować się z grupą która nie dość, że nie uważa cię za „swego” to jeszcze ściga i zabija. Klęska powstania, które rzymska interwencja utopiła w morzu krwi (wybaczcie poetyckie sformułowanie) przyczyniła się zresztą do powstanie poglądu, że Żydzi nie są już narodem wybranym i nie cieszą się specjalnymi względami Boga. Nie ma co zatem się nimi przejmować i poczuwać do jakiejś większej wspólnoty. Z tego też powodu ebionici i inne grupy judeochrześcijańskie zaczęły się marginalizować, aż w końcu zniknęły.

Po tych wydarzeniach podejście pozostałych chrześcijan do żydowskiego rdzenia ich wierzeń zmieniło się jeszcze bardziej. Można wyróżnić wiele postaw. Wydaje się, że dominowało przekonanie, że nowa wiara to zupgradeowany judaizm, taki judaizm +. Mesjasz już przyszedł, zniósł stare, tymczasowe reguły gry, wypełnił proroctwa i przez swoją miłość umożliwił ludzkości zbawienie. Nie znaczy to jednak, że podejście to było jednolite i nie było pośrednich interpretacji w jego ramach, albo nawet skrajnie innych. Zobaczmy to na przykładzie Teofila z Antiochii i Marcjona.

Teofil, biskup, pisarz i apologeta żyjący w II wieku korespondował z niejakim Autolykusem, pogańskim uczonym, którego próbował nawrócić na chrześcijaństwo. Z tego co napisał wynika, że przeszedł na chrześcijaństwo studiując żydowskie pisma religijne czyli niejako „na około”- najpierw zainteresował się judaizmem i to na bazie tego zainteresowania trafił na chrześcijaństwo na które ostatecznie się zdecydował. Upierał się przy znaczeniu żydowskiej tradycji dla chrześcijaństwa a Prawo uważał za podstawę chrześcijańskiej moralności. Co ciekawe w jego liście znajduje się bardzo mało wzmianek o Jezusie, który jeśli już występuje to w roli logosu. Można odnie
niedoszly_andrzej - W dzisiejszym odcinku nakreślimy sobie trochę sytuację w jakiej ż...

źródło: comment_x3HzhgRHPlFvQgbnIgFW8raIklDdty17.jpg

Pobierz
  • 3