Wpis z mikrobloga

Zapomniałem już, jak to jest zremisować mecz. Ostatni remis miał miejsce 24 sierpnia z Sheriffem, a w lidze 22 lipca. W ostatnim półroczu zremisowaliśmy sześć meczów, z których dwa oznaczały odpadnięcie z pucharów, jeden – przegrany Superpuchar, dwa kolejne to straty punktów w lidze, a jedynie ten chronologicznie pierwszy pozwolił utrzymać pierwsze miejsce w lidze i zdobyć mistrzostwo.

Tak więc mimo wszystko uczucie po tym meczu jest mi bardzo dobrze znane. To kolejna porażka, z tym drobnym szczegółem, że jest za nią jeden punkt, a nie zero. Czasami trzeba taki wynik zaakceptować - po Kielcach mogłem nawet pogodzić się z porażką, więc remis tym bardziej bym przyjął. Natomiast dzisiaj, nawet jeśli był to punkt wyszarpany w ostatnich minutach, nie może on cieszyć. To znaczy, zawsze lepsze to niż porażka, ale cały mecz w wykonaniu Legii rozczarował i tak naprawdę nie zasłużyliśmy na więcej. Można było jeszcze strzelić na farcie w samej końcówce (już chyba nawet po czasie), ale moja ocena nie różniłaby się. Cieszyłbym się jak oszalały ze zwycięstwa, ale wiedziałbym, że to przykryłoby tylko bardzo kiepski występ Legii.

Był Wodzisław Śląski, była Bielsko-Biała, a teraz jest Nieciecza. Praktycznie zawsze w lidze był stadion, na którym Legii nie szło i nawet jeśli tam wygrywała, to w ogromnych bólach. W Niecieczy jeszcze się to nie udało, a dziś był dopiero pierwszy punkt. Podobno tamtejsze boisko ma wymiary jak każde inne, tj. 105x68. Natomiast gdy ogląda się mecze, wydaje się, że jest niezwykle małe i zawsze panuje tam duży tłok podczas gry. W przypadku Legii takie wrażenie ma miejsce głównie dlatego, że do tej pory wszystkie te mecze wyglądały tak samo i ten dzisiejszy niestety niczym się nie różnił od tych poprzednich. Legia ma piłkę przez większość czasu, ale nic z tego nie wynika, a przeciwnik (czy to Bruk-Bet, czy Sandecja) broni się całym zespołem na swojej połowie, a gdy tylko pojawia się pod naszą bramką, to wykorzystuje każdy nasz błąd. Wszystkie gole, jakie tam traciliśmy, to były idiotyczne bramki, tzw. piłkarski kryminał. Przed oczami stają m.in. nieporozumienie Pazdana z Malarzem, gol-bilard z tego lata, czy miękkie rzuty karne. Dziś poszerzyliśmy tę galerię, i niewiele pomaga fakt, że po raz pierwszy strzeliliśmy tam dwa gole, z czego jednego z akcji. Wcześniej był tylko jeden z rzutu wolnego – również w końcówce, ale niedający punktów.

Trudno mi się pogodzić z tym remisem dlatego, że jesteśmy po dwóch niezłych meczach ligowych z czołówką. Jeden wygraliśmy, drugi przegraliśmy, ale stworzyliśmy dobre widowiska i była nadzieja, że nawet w tym składzie możemy iść do przodu, a w najgorszym razie dociągnąć na przyzwoitym poziomie do zimy. Dziś cofnęliśmy się znowu o kilka miesięcy. Dużo osób narzekało, nawet po wygranych meczach, na grę Legii polegającą na defensywie i kontratakach. Ja zdecydowanie wolałem tamto niż bezsensowne klepanie piłki na środku boiska. Tutaj po prostu widać było, jak to się skończy. Tyle podobnych meczów już widzieliśmy i naprawdę bardzo rzadko udawało się to zakończyć pomyślnie. Można by chwalić, że Legia stara się rozwijać i po serii lepszych meczów próbuje czegoś bardziej skomplikowanego, ale dzisiaj jej to kompletnie nie wychodziło. Zwróciłbym też uwagę na miejsce rozgrywania meczu. Pal sześć wyniki, ale przy Ł3 gra z ataku pozycyjnego ostatnio się poprawiła i z Arką oraz z Górnikiem to nawet naturalnie wychodziło. Nastawienie na kontry w Kielcach było prawidłowe, bo pamiętamy, jak padły dwa gole dla nas. Tam załatwił nas pech oraz błędy w obronie. I to samo możemy napisać dzisiaj, ale ten pech był też z naszej winy, bo nie zachowaliśmy odpowiedniej koncentracji. A z przodu nie zrobiliśmy wystarczająco dużo. To i tak cud, że strzeliliśmy dwa gole.

Może to właśnie na tych błędach w obronie należy się skupić. Gdy wygrywaliśmy mecze po 1:0, to właśnie defensywa była kluczowa. Teraz straciliśmy aż pięć goli w dwóch meczach, a licząc z Bytovią – siedem w trzech. Czy aż tak wielki wpływ na to ma nieobecność Pazdana? Nie wiem, pewnie tak, ale np. z Górnikiem też go zabrakło i było ok. Jego przedłużająca się nieobecność robi się już wręcz podejrzana i staje się coraz bardziej uwierająca. A nawet jeśli miałby wrócić do gry za tydzień, to obawiam się, że po wypadnięciu z rytmu może nie prezentować już takiej formy jak przed przerwą na kadrę. A zanim by się rozegrał i na nowo ten rytm złapał, to runda się skończy. Musimy być przygotowani, że w końcu trzeba będzie sobie radzić bez niego, zwłaszcza po zmianie menedżera (swoją drogą, dziwię się, że dopiero teraz rozstał się z dotychczasowym – nie potrafić przez trzy okna przeprowadzić transferu takiego zawodnika to duża sztuka). Ale dopóki jest, dobrze byłoby z niego korzystać, a na razie to się nie dzieje.

Mamy też na tyle napiętą sytuację, że Astiz i Dąbrowski mają już po trzy kartki i w każdym momencie któryś z nich może pauzować. Podobnie jest z Pazdanem, gdyby wrócił do gry. Oby nie okazało się, że na któryś mecz środek wysypie nam się konkretnie. Ale to nie jest jeszcze moment, aby się tym zajmować. Wspomniałem o meczu z Górnikiem – wtedy chwaliłem obrońców i teraz mi głupio, bo od tej pory wygląda to o wiele gorzej. Astiz już drugi mecz z rzędu popełnia proste błędy, a na jego konto idzie tym razem pierwszy gol. Przy drugim większa część winy idzie na Malarza. Jak jednak słusznie przypomina @Oskarek89, Malarz ma problemy w życiu osobistym i przeżywa trudny czas. Przy niewyjaśnionej sytuacji Cierzniaka (odsunięcie po Bytovii/kontuzja?) nagle i w bramce zrobił się problem. Kluczowa formacja nam się posypała i dlatego tak to wygląda.

W przypadku Dąbrowskiego i bocznych obrońców można powiedzieć, że dużo lepiej atakowali niż bronili. Tak naprawdę, dziś defensorzy nie mieli dużo roboty, w tyłach można ich rozliczać z nielicznych sytuacji, gdzie trzeba było zachować koncentrację i nie każdy był w stanie to zrobić. Natomiast dziwnie to wygląda, gdy naszym najbardziej kreatywnym zawodnikiem jest lewy obrońca, a w polu karnym najgroźniejszy jest stoper. Dąbrowski mógł mieć dziś dwa gole, a Hlousek tyleż asyst. Broź też miał dobre wejścia, jak przy jedynej dobrej akcji Legii w pierwszej połowie – tej zakończonej pudłem Guilherme. Tu widać pewien postęp, natomiast obaj muszą lepiej bronić, bo pamiętamy choćby to, jakie spustoszenie na skrzydłach robiła nam tydzień temu Korona.

Gdy gramy na utrzymanie piłki, to przede wszystkim potrzebujemy mieć w składzie kreatywnych zawodników. Chyba jasne jest, że w tej mierze możemy liczyć głównie na Guilherme i Hamalainena. Tydzień temu ich strata w trakcie meczu była dla nas bardzo bolesna, a teraz… czerwona kartka Gui nawet specjalnie nas nie osłabiła, bo do tej pory nie robił on nic, co przekonywałoby do pozostawienia go na boisku. Pretensje o zmiany do Jozaka? Tym razem chyba przede wszystkim takie, że za późno – podobnie jak w Kielcach wpuścił Sadiku zaledwie na kilka minut, a tym razem chyba niewpuszczenie Szymańskiego będzie trudniejsze do obronienia… Tutaj zmiany były potrzebne dla samych zmian, aby coś w grze się ruszyło, bo przez dłuższy czas Legia grała jednym tempem. Kolejny raz też miała miejsce sytuacja, gdzie zaczynaliśmy grać dopiero po utracie gola. Nie poszliśmy za ciosem po wyrównującym trafieniu, a całą pierwszą połowę, poza pojedynczymi akcjami, przestaliśmy. Zmiana w przerwie Pasquato za Kucharczyka była więcej niż wskazana, ale brakowało kolejnych.

Hamę jest mi ciężko oceniać, bo miał kilka niezłych zagrań w swoim stylu, ale i kilka prostych strat. Dziś każdy mógł sobie nabić bardzo dużo celnych podań, ale większość z nich to były łatwe zagrania. Gdy przychodziło do trudniejszych, czyli takich, które mogłyby rozerwać defensywę Sandecji, to już się nie udawało. Fin próbował różnych rzeczy, często zmieniał miejsce na boisku, ale brakowało mu błysku. Na tle pozostałych pomocników i tak wypadł nieźle, ale pokazał już, że stać go na dużo lepszą grę.

Środek pomocy należy ocenić co najwyżej przeciętnie. Mączyński od kilku meczów próbuje prostopadłych podań, ale chyba jeszcze żadne takie nie przeszło. Trzyma w miarę przyzwoity poziom, na tyle że raczej jego obecność w składzie nie powinna być kwestionowana. Ciężko też jednak powiedzieć, że gra jakoś wyjątkowo dobrze czy do przodu, czy w odbiorze. Podobnie jest w przypadku Moulina, który dziś był nieco częściej pod grą, a także zaliczył asystę. Myślę, że nieco przypadkową, bo jego dośrodkowanie z rogu było raczej nieudane, ale Dąbrowski popisał się instynktem i sprytem.

Do Kucharczyka i Niezgody nie chcę mieć… większych pretensji. Mam na myśli to, że nie można oczekiwać od nich czegoś, czego nie umieją i do czego nie są stworzeni. To nie są zawodnicy na grę atakiem pozycyjnym i myślę że każdy kolejny mecz to udowadnia. Kuchy w ogóle po tej przerwie na kadrę jest jakiś niewyraźny, ale co on mógł zrobić w grze atakiem pozycyjnym. Podobnie Niezgoda, choć i tak dzisiaj było lepiej niż z Koroną. Raz na jakiś czas jednak potrafił utrzymać piłkę, co zresztą było istotne przy jego golu – to on zebrał drugą piłkę i oddał ją do Pasquato, samemu pędząc w pole karne. I jest to niesamowite, że piłka niemal zawsze gdzieś się od niego odbije i wpadnie. Może być w tym przypadek, ale po prostu są zawodnicy, którzy w polu karnym zamieniają wszystko w złoto. Nie jest to poziom Nikolicia, bardziej kojarzy mi się Svitlica, który też strzelał tak trochę z niczego. W statystykach nie jest istotne, jakie to były gole, i pod tym względem w ogóle nie trzeba tego rozpatrywać. Natomiast dla drużyny jego trafienia są bezcenne. Niezgoda sześciokrotnie strzelał na 1:0 i teraz na 2:2. Jeśli zastosujemy uproszczenie polegające na odjęciu jego goli od dorobku Legii, to byłaby ona uboższa o 7 punktów. Niby niewiele, ale 25 punktów w 18 meczach byłoby fatalnym wynikiem i plasowałoby nas pod koniec pierwszej ósemki.

Wspomnę jeszcze słowo o Pasquato, który przez długi czas niczym nie potrafił się wyróżnić, ale z trudnej piłki zaliczył kolejną asystę. W klasyfikacji kanadyjskiej nie jest jeszcze w czołówce, ale więcej asyst od niego w Ekstraklasie w Legii ma tylko… Sadiku. Tak, też się zdziwiłem, ale tak jest, przy założeniu, że liczymy mu asystę w pierwszym meczu z Sandecją, kiedy wygarniętą przez niego piłkę strzelił Hamalainen i w tej samej akcji strzelił. Poza tym Albańczyk notował asysty w meczach z Piastem, Śląskiem i Arką, a miał też duży udział choćby przy golu z Cracovią. Pasquato dopiero od niedawna poprawia swoje liczby, ale najważniejsze jest, że pokazuje choćby pojedynczymi zagraniami, że jednak coś potrafi. Może to nadmierny optymizm z mojej strony, ale poczekajmy jeszcze trochę. Kto wie czy na wiosnę on, a może obaj, staną się wreszcie kimś istotnym w tej drużynie.

Po raz pierwszy od meczu z Lechem z wiosny strzelamy gola w doliczonym czasie, który coś nam daje, zmienia końcowy rezultat (w sensie zwycięstwo/remis/porażka). To w ogóle nasz najpóźniejszy nasz gol w tym sezonie – zaledwie tydzień wcześniej strzeliliśmy najwcześniejszego. Był to też drugi mecz z rzędu, który zaczęliśmy od 0:1, ale go nie przegraliśmy. W lidze poprzedni taki mecz miał miejsce w 31. kolejce poprzedniego sezonu z Wisłą Kraków, o czym pisałem w tygodniu. To wszystko jednak trudno uznać za pocieszenie. Także to, że zaczęliśmy strzelać więcej goli. Co z tego, skoro więcej również tracimy. Ja chcę powrotu do zwycięstw 1:0 i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Wolę potem narzekać, że Legia ma najmniej goli strzelonych z czołowej ósemki, jeśli jednocześnie będzie mieć najwięcej punktów. Na razie ma, ale jeśli Górnik jutro nie przegra, to już tak nie będzie. W kwestii liczby goli jesteśmy obecnie lepsi od Arki i Jagiellonii, a po jutrzejszym meczu może się okazać, że również od Wisły Kraków. To wszystko oczywiście obejmuje wyłącznie górną ósemkę.

Polecę tekstem użytym po meczu z Lechem – sądzę, że za tydzień z Niecieczą wygramy. Argumenty? Brak, bo z nimi zawsze, oprócz jednego meczu, grało nam się ciężko, z Bartoszkiem również, a Nieciecza prowadzona przez Bartoszka to może być kumulacja. Oby nie, ale skoro Zagłębie będące w kryzysie mogło pokonać ją 4:1, to my również możemy. Tyle że Sandecja, z którą dzisiaj zremisowaliśmy, przegrała w poprzedniej kolejce z Arką 0:5… I tak możemy sobie to przebijać. Ciężko szukać tu jakiejś logiki, a jedynie liczyć na to, że na tym koniec wpadek. Na to miałem nadzieję już tydzień temu i mocno się rozczarowałem. Ale nastawienie nie może się zmienić, wciąż trzeba uzbierać jak najwięcej punktów do zimy. Nie po to mieliśmy serię pięciu zwycięstw, aby teraz to wszystko zaprzepaścić.

#kimbalegia #legia
  • 3
  • Odpowiedz