Aktywne Wpisy
zloty_wkret +6
Taki widok z prywatnego balkonu - plus czy minus?
#nieruchomosci
#nieruchomosci
Jarek_P +71
Ale jaja, normalnie rozchodzić to muszę. Duże korpo z branży IT/Telecom, oddziały po całym świecie, w tym ileś w Europie. W branży krucho, wszyscy zaciskają pasa, więc my oczywiście też, zostaje podjęta decyzja o zamknięciu jednego z istotnych ośrodków, położonego na terenie Niemiec, osoby tamże zatrudnione alokowane w miarę możliwości, a że możliwości takie sobie to w większości uścisk dłoni przełożonego i życzenia powodzenia w dalszym życiu zawodowym - no wiadomo.
Problem
Problem
Lekarzem badającym nowo narodzone dziecko jest Dr Irena Białówna, urodzona w 1900 roku w Carycynye leżącym w głębi Rosji. Ukończywszy studia medyczne w Warszawie osiadła w Białymstoku, któremu pozostała wierna do końca swych dni.
Postać pani doktor nie jest dziś szeroko znana, a szkoda. Jej niezłomna postawa, życie i heroiczna działalność zawsze zgodna z duchem i patriotycznymi ideałami wyniesionymi z rodzinnego domu, aż prosi się o ekranizację w hollywood. Zainteresowanych jej historią odsyłam do źródeł (np. https://fakty.bialystok.pl/artykul/irena-bialowna-bialostoczanka-z-wyboru/67975) a na potrzeby wpisu pozwolę sobie tylko wypunktować w teleexpressowym skrócie, że pani doktor przed wojną poświęciła się pracy zawodowej, jako pediatra otaczając opieką najmłodszych mieszkańców miasta, zwłaszcza wywodzących się z najbiedniejszych rodzin. Po wybuchu wojny najpierw czynnie brała udział w kampanii wrześniowej organizując punkty opatrunkowe, asystując operującym rannych żołnierzy i cywili chirurgom, szkoląc wolontariuszy z zakresu pierwszej pomocy, a podczas okupacji dowodziła Wojskową Służbą Kobiet w strukturach Armii Krajowej (pseudonim "Bronka") nie rezygnując z pracy na rzecz najmłodszych pod groźbą śmierci. Leczyła i ewakuowała dzieci z białostockiego getta. Aresztowana przez Gestapo trafiła do obozów w Oświęcimiu, Gross-Rosen i Neubrandenburgu, tam także organizując pomoc medyczną, zwłaszcza dla ciężarnych współwięźniarek i narodzonych tam dzieci. Przetrwała apokalipsę i po wyzwoleniu obozu przez aliantów trafiła najpierw do Szwecji a stamtąd do Białegostoku, gdzie zaczętą wcześniej misję rozpoczynać jej przyszło od nowa. Wielu mieszkańców do dziś wspomina "kochaną panią doktor, która uratowała im zdrowie w pierwszych miesiącach życia".
A wracając do fotografii...
Wykonał ją tatuś tej malutkiej pacjentki. Dziś podobne zdjęcia znajdują się w każdym albumie świeżo upieczonych rodziców, każdy ma aparat czy kamerę i narodziny potomstwa może dokumentować do woli. W latach pięćdziesiątych było to jednak wręcz niewiarygodne a samo wejście ojca na oddział położniczy graniczyło z cudem. Chyba, że posiadało się dziennikarską legitymację :)
Wyposażonemu w dokument wystawiony przez "Życie Białostockie" i w służbowy aparat tatusiowi, udało się wejść na oddział pod pretekstem obowiązków służbowych. Sam o mało nie potrzebował medycznej pomocy, gdy ujrzał ubrudzonego krwią lekarza wychodzącego z sali porodowej, ale okazało się, że obok rodziła inna pani i lekarz ten wychodził właśnie od niej. Dobrze, że aparat przetrwał omdlenie :) Stając w progu właściwej sali ujrzał swą córeczkę po raz pierwszy w życiu i widok uwiecznił na poniższej fotografii, która oprócz rodzinnego albumu, znalazła też miejsce na łamach gazety...
A sama legitymacja przydała się nie po raz pierwszy. Młodemu dziennikarzowi nie raz udawało się wejść dzięki niej w miejsca zamknięte dla "zwykłych" obywateli, albo przynajmniej nie płacić za wstęp na raut czy imprezę. Po raz pierwszy taka próba nie udała się w przypadku balu dobroczynnego organizowanego przez PSS Społem w styczniu 1950 roku. Jedna z pań sprzedających bilety była nieugięta. Legitymacja i urok osobisty dziennikarza nie wystarczyły aby ją przekupić. Nawiązana w ten sposób znajomość przeobraziła się w wielką miłość a jednym z jej owoców jest dziewczynka ze zdjęcia :)
#historiajednejfotografii #fotografia #prl #lata50 #bialystok #dziennikarstwo #wygryw #patriotyzm #medycyna #bialystokprzedwczoraj