Wpis z mikrobloga

Drodzy mircy z hasztagów #katolicy #religia

Pochodzę z innego kontynentu. Pzeprowadziłem się do Polski w wieku 6 lat. Religia nie byla dla mnie nigdy priorytetem. Pewnie przez to, że byłem jeszcze za mały na dojrzałe decyzje wyznając ojczystą wiarę, a już za bardzo zacietrzewiony w starej wierze by przejść na katolicyzm po przeprowadzce.
Rodzice byli dwóch różnych wyznań, nie kładli więc też nacisku na ukierunkowanie mnie w jakąś stronę. Nie dbali o moje nauki religijne.

W tym roku poznałem Milenkę. Super miła dziewczyna z #licbaza, zawsze zadbana, uśmiechnięta, pomocna. Nie jestem jakimś pierwszym lepszym przegrywem, więc postanowiłem do niej uderzyć.
Po kilku spotkaniach zostaliśmy parą. Milka - czasem żartuję, że jest moją czekoladką, choć w rzeczywistości jest odwrotnie - jest zagożałą katoliczką.
Ba, cała jej rodzina jest na tyle praktykująca, że chodzi do kościoła nie tylko w niedzielę, ale nawet w środku tygodnia!
Nie przeszkadza mi to absolutnie, lecz kiedy zorientowała się, że ja nie potrafię określić w co wierzę (bo nie jestem też zadeklarowanym ateistą) zaczęła na mnie naciskać, abym spróbował pochodzić z nią do kościoła.
Nie po to byłem całe życie zwolniony z religii. Nigdy nie byłem w kościele, a koledzy opowiadali mi to mniej więcej tak: śpiewanie, czytanie pism, kazanie w postaci czytania, śpiewanie.
Po co ktoś traci czas na regularne pielgrzymki do małych dziwnych pałaców. Przecież tego samego Boga osoba wierząca może czcić w zaciszu domu, samodzielnie czytając te same pisma, kontemplując je bez tysiąca szeptów dookoła. Bez bezmyślnego powtarzania jak jakąś mantrę. Z zastanowieniem po prostu.
Stanowczo odmówiłem podając te argumenty i Milenka jako prawdziwa katoliczka uszanowała moją decyzję.

Przez pół roku układało nam się bardzo fajnie. Była to moja pierwsza dziewczyna na poważnie. Po fazie drobnych pieszczot przyszedł czas na ostry petting. Już od ponad miesiąca liczyłem na utratę prawictwa jednak cały czas kiedy od zbliżenia dzieliło nas dosłownie kilka cali pojawiała się jakaś dziwna niewidzialna bariera. Początkowo myślałem, że to jakieś zagrywki aka. #logikarozowychpaskow ale przy kolejnych pieszczotach wyszło na jaw, że chodzi po prostu o seks z osobą niewierzącą. Podwójny grzech. Z ręką na moim kroczu zapytała kolejny raz czy nie poszedłbym z nią do kościoła i dodała namiętnym głosem, że: "na pewno mi się to opłaci". Nie mogłem odmówić.

I tym sposobem w ostatnią niedzielę poszliśmy na mszę. Przetrwałem całe obrządki. Tak jak się spodziewałem - nuda jak flaki z olejem. Ciężko o jakieś refleksje kiedy siedzisz w pierwszym rzędzie a starsze panie za Tobą przekrzykują organistę nagłaśnianego przez 40 głośników. Potem kazanie, wyścig po jakieś płatki... aż tu nagle słyszę za plecami: Bóg zapłać. Odwróciłem się i zobaczyłem jak staruszka chowa swój ciężki portfel do torebki a człowiek z tacą pełną pieniędzy odwraca się w moją stronę. Wyjąłem więc portfel jak Pani za mną, wziąłem pozostałe banknoty jako, że byłem już ostatnim do którego taca wędrowała (ciekawe ile było na niej kasy jak zaczynali rozdawać) schowałem do portfela i podziękowałem. Malwinka zaczęła się na mnie wydzierać i drapać. W życiu jej nie widziałem w takim stanie, może chodziło o to, że się z nią nie podzieliłem, ale przecież i tak byśmy to razem wydali... w każdym razie wyglądała jak wariatka. Wybiegłem więc ze świątyni i uciekłem. Nie znałem jej szalonego oblicza. Z nami koniec. Ale jedno muszę przyznać. Nie kłamała - opłaciło mi się.
Za tydzień idę usiąść w rzędzie od którego zaczynają rozdawać i nawet jak nie poznam nowej Milenki to z taką kasą zawsze przynajmniej zostanie opcja pójścia na Roksy...

#pasta #heheszki #przepraszamjakkogosurazilem xD
  • 5