Wpis z mikrobloga

Pan jaQQu obejrzał sobie Steins;Gate i ma parę słów do napisania na jego temat:

Z cyklu: odchudzanie listy Plan-To-Watch. Ostatnie trzy dni poświęciłem na (w końcu) zapoznanie się z całością Steins;Gate, które zacząłem oglądać jak wychodziło jeszcze na bieżąco, ale z jakichś powodów (tych już nie jestem sobie w stanie przypomnieć) przestałem po kilku pierwszych epizodach i nigdy do niej nie wróciłem… aż do tej pory. I powiem wam, że jestem cholernie zadowolony z tego, iż w końcu się przełamałem, bo to kawał rewelacyjnej historii.

Generalnie w ogóle nie znam tej visual novel, o które jest oparta opowieść w tym anime. Jedyne, co wiem, że to cała seria mniej lub bardziej ze sobą powiązanych części opartych o pewne pseudonaukowe teorie, które w tym uniwersum akurat okazują się prawdziwe i możliwe do osiągnięcia. I tak w roku 2016 obejrzałem nieco niedocenione Occultic;Nine – gdzie motywem przewodnim było wytworzenie niemal fizycznej projekcji samego siebie w świecie materialnym po śmierci, a tym samym zyskanie nieśmiertelności. Co prawda, tamta seria borykała się jednak z pewnymi problemami, z których największym była zbyt mała ilość odcinków, aby móc dać pewnym wydarzeniom się wybrzmieć i dać lepszy emocjonalny związek z tym, co się dzieje. Tempo było miejscami naprawdę zabójcze, szczególnie w pierwszych odcinkach i finale, mnóstwo osób ogólnie odpadło już po pierwszym epizodzie, gdzie postacie prowadziły dialogi z prędkością myśliwca odrzutowego. Jednak osobiście uważam, że warto po nią sięgnąć, bo od strony wizualnej była świetna, a do tego jeszcze sama historia, gdy się jej bliżej przyjrzało – naprawdę zgrabnie i z polotem opowiedziana. Szczególnie dużo radochy sprawiały dyskusje na /r/anime pod kolejnymi odcinkami, gdzie ludzie wychwytywali mrugnięcia okiem twórców, pewne szczegóły wizualne etc. i na ich podstawie wysuwano teorie i przypuszczenia. To było naprawdę świetne i satysfakcjonujące, gdy w pewnym momencie wszystkie zebrane puzzle układały się w zgrabny obrazek…

…natomiast jednak Steins;Gate to przykład jaki potencjał mają adaptacje tych visual novel do formy anime, gdy tylko zapewni im się odpowiednie traktowanie, pozwalając rozwinąć historii skrzydła. Studiu White Fox udała się ta sztuka w sposób niemal idealny. Tym bardziej, że temat podróży w czasie to zarówno jeden z najpopularniejszych, jak i najłatwiejszych do zepsucia, jakie można znaleźć w popkulturze. Tymczasem tutaj mamy po pierwsze dobrze przemyślany koncept, który w ramach opowiadanej historii trzyma się kupy, jasno określonych zasad działania oraz konsekwencji, a te w pewnym momencie wypalają bohaterom mocno w twarz. Bohaterom, bo seria opowiada o grupce nastolatków, którzy przypadkiem konstruują z wykorzystaniem kuchenki mikrofalowej, telefonu i paru innych elektronicznych urządzeń – maszynę do podróży w czasie, a właściwie pozwalającą wysyłać krótkie wiadomości tekstowe do swojego przeszłego „ja”. Jak się można domyślić, szybko postanawiają ją przetestować i sprawdzić, jakie możliwości to przed nimi otwiera. I tak też zaczyna się ich „lot Ikara”. Właściwie seria sporo (mniej lub bardziej świadomie) czerpie z motywów greckiej tragedii, sam mit o Dedalu i Ikarze został tak mocno zakorzeniony już w światowej świadomości kulturalnej, że można jego ślady dojrzeć dosłownie wszędzie – taki Deus Ex korzystał z tego pełnymi garściami, jawnie się doń odwołując zarówno w materiałach promocyjnych, jak i samej historii. W Steins;Gate rolę zbliżania się do „Słońca” stanowią kolejne wysłane e-maile, gdy bohaterowie używają ich jako sposobu na zmianę wydarzeń ze swojej przeszłości, stanowią formę radzenia sobie z osobistymi traumami i marzeniami, nieświadomi skutków ubocznych zmieniając teraźniejszość coraz bardziej i bardziej… a także narażają się potężnej organizacji, która chce mieć wyłączny monopol na podróże w czasie. Jednak, czy to im pomogło, czy jednak sprawiło, że cierpią jeszcze bardziej – musicie sprawdzić sami. Chociaż pewnie i tak już większość osób czytających te słowa ma już dawno obejrzane i jestem jedną z niewielu osób, które ostały się i nie widziały do tej pory Steins;Gate.

Zanim jednak jeszcze przejdę do bohaterów, chciałem tutaj właśnie zwrócić uwagę na drugi motyw z klasycznej greckiej tragedii, który był bardzo wyraźny w tym anime: a mianowicie fatum i często brak możliwości jego uniknięcia, gdzie wszystkie działania i próby powstrzymania nadejścia jakiegoś wydarzenia nie mają znaczenia, gdyż ciążące nad bohaterami fatum sprawia, że ich wynik zawsze będzie ten sam. W Steins;Gate mamy, szczególnie w drugiej połowie serii – idealny tego przykład. Każda próba uniknięcia konsekwencji i zmiany ustalonego biegu zdarzeń jest z góry skazana na porażkę. Podobny motyw wykorzystuje także np. Berserk, gdzie droga życiowa Gutsa to przejście od jednej tragedii do drugiej. Tam nawet jest to bardziej odczuwalne, gdy dostaliśmy całą historię od jego narodzin, temat klątwy i ciążącego przekleństwa jest niezwykle znaczący w mandze Miury.

Kończąc już tę drobną dygresję – w tym miejscu wypadałoby powiedzieć parę słów o bohaterach. Jak wspomniałem wyżej, śledzimy grupę nastolatków, z których centralną rolę pełni samozwańczy szalony naukowiec, student pierwszego roku na polibudzie: Okabe „Okarin” Rintaro. Ten dla zapewniania sobie rozrywki i zabicia czasu wraz z kolegą, komputerowcem oraz otaki: Itaru „Daru” Hashidą tworzą w wynajętej przez siebie kawalerce Future Gaged Laboratory, gdzie konstruują amatorskie i głównie totalnie bezużyteczne „wynalazki”, z których jeden przypadkiem okazuje się najprawdziwszą maszyną do podróży w czasie. Główny bohater przy okazji tworzy sobie alter ego i napotkanym osobom każe siebie nazywać Hououin Kyouma, a także przekonuje, iż walczy z tajną i mroczną Organizacją, sterującą światem z cienia. Towarzyszy im w tym przyjaciółka z dzieciństwa Okabe, Mayuri Shiina – fanka cosplayów oraz dziewczę z lekkim zespołem aspergera (prawdopodobnie). Z czasem jednak ekipa rozrasta się o młodą panią naukowiec Kurisu Makise, która będzie pełnić rolę „asystentki” Okarina i osoby, o jakimkolwiek pojęciu, co się właściwie dzieje, gdy są wysyłane wiadomości jak to w ogóle działa. Im dalej w historii, tym poznajemy więcej przyjaciół grupy, z których każda będzie miała swoją własną historię i problem, gdzie każda liczy, iż dzięki właściwościom maszyny czasu uda się go rozwiązać. Walczyć z konsekwencjami ich wyborów będzie jednak musiał sam Okabe, gdy okazuje się, że on, jako jedyny posiada umiejętność zachowywania pamięci przy przeskoku do kolejnych linii czasowych. Powoduje to, że gdy pozostali w większości pozostają mniej, więcej tymi samymi ludźmi, jakimi poznaliśmy ich przy pierwszym spotkaniu, to dla Okarina przemieszczanie się między alternatywnymi wydarzeniami staje się prawdziwą odyseją i próbą powrotu do tej „oryginalnej” wersji wydarzeń. Przez drugi cour obserwujemy jego zmagania, traumy przez to wywołane i dramatyczne zmagania z fatum – czyni to z niego najbardziej dynamicznie zmieniającą się i najciekawszą postać z całej obsady. Do tego obserwowanie jego manieryzmów, jako element kształtujący alter ego jest niezwykle przyjemne i stanowi jeden z głównych komediowych elementów serii, czy też interakcje z innymi, a przede wszystkim z Kurisu są napisane rewelacyjnie i z polotem. Ogólnie nie mogę narzekać na postacie, jako całość, nawet, jeżeli jedna, czy dwie z nich wydały mi się nieco irytujące miejscami – każda ma jakiś background i zrozumiały powód chęci zmiany czegoś we własnej przeszłości.

Patrząc na anime od strony już czysto technicznej – co prawda nie tutaj seria gdzie błyszczeć, bo to nie battle shounen, ani inne podobne anime wymagające niesamowitych nakładów na spektakularne i efektowne sceny, niemniej jednak trzeba oddać, iż Steins;Gate pod względem walorów wizualnych jest wykonane w sposób bardzo dobry. Na początek muszę pochwalić projekt postaci, a w szczególności głównego bohatera – jego ubiór, a przede wszystkim fartuch laboratoryjny, wiecznie zmierzwione włosy i lekki zarost świetnie się wpasowują w charakterystykę samozwańczego szalonego naukowca. Jako, że nie mogli za bardzo poszaleć z animacją (poza pojedynczymi fragmentami, gdzie używano różnych ciekawych technik i zabiegów do podkreślenia desperacji głównego bohatera), to cała para poszła w jak najlepsze wyposażenie postaci w odpowiedni zestaw manieryzmów i sposobu bycia. Było to o tyle ważne, że to wymagało to przeniesienia często suchego tekstu visual novel do formy animowanej i mogę powiedzieć z czystym sercem, że wybrnięto tutaj obronną ręką. Także wszelkie dziwne „wynalazki” Okabe, z tym najważniejszym na czele mają jakąś cechę charakterystyczną, a efekty wizualne przy „przeskakiwaniu” między liniami czasowymi zrealizowano w przyjemny sposób, ukrywając w nim od początku informację, której znaczenia dowiadujemy się nieco później w serii.

Niewiele natomiast mogę powiedzieć o muzyce, która po prostu… jest. Żaden utwór nie wpadł mi jakoś specjalnie w ucho, ale z drugiej strony w żaden sposób też nie przeszkadzała, więc ostatecznie mogę powiedzieć, że spełniła swoje zadanie w przyzwoity sposób, jako tło do scen. Z drugiej strony jednak na pewno trzeba pochwalić czołówkę, której tekst jawnie się odwołuje przez metafory i aluzje do historii w serii (gdy już się spojrzy w tłumaczenie) oraz bardzo wpada w ucho, przyjemnie się go słucha – ma odpowiednią energię w sobie, jednocześnie wprowadzając widza idealnie w klimat serii. Plus sama animacja w nim użyta jest świetna: opiera się na kreatywnym przedstawieniu nam konceptu podróży w czasie, jaki będziemy obserwować, szczególnie poprzez zabiegi typu: wykorzystanie wielu sylwetek bohaterów w tym samym czasie, czy zabawy z przedstawianiem i cofaniem niektórych scen. Jeszcze słówko o endingu, który jak sam soundtrack – jest po prostu ok, ale nic specjalnego, czy powalającego na kolana.

Jeżeli miałbym już wymienić jakieś wady to byłyby przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze seria może dla niektórych rozwijać się nieco zbyt wolno, bo prawdziwa akcja zaczyna się dopiero po kilku odcinkach, gdzie pierwsze skupiają się głównie na docieraniu bohaterów i same podróże w czasie przypominają tylko niewinną zabawę. Drugim jest coś, co anime odziedziczyło po visual noveli, a te jak wiemy wywodzą się z dating-simów i to pośrednie dziedzictwo mocno czuć: w pewnym momencie główny bohater musi spędzić czas z każdą z przedstawicielek płci pięknej, jaka ma znaczenie dla historii, co dość wyraźnie odstaje od reszty opowieści swoją strukturą, na szczęście poświęcają na to tylko dosłownie trzy lub cztery odcinki – przez co kończy się ten fragment zanim zaczął być jakkolwiek irytujący.

Podsumowując już: kto nie oglądał, tak jak ja do teraz – niech sięgnie po tą serię, bo naprawdę warto. Kto oglądał, może sobie zrobić rewatch, jeżeli dawno jej nie widział, raczej nie będzie tego żałował. No tym bardziej, że w tym roku mamy doczekać się spin-offu, który będzie uzupełnieniem dla historii i ma sprawić, że jedna deus ex machina będzie bardziej wiarygodna.

#anime #jaqqubizarrecontent #steinsgate
jaqqu7 - Pan jaQQu obejrzał sobie Steins;Gate i ma parę słów do napisania na jego tem...
  • 6